Artykuły

Zabawna komedia ze świetnymi kreacjami aktorskimi

"Pomoc domowa" Marca Camolettiego w reż. Alberta Osika w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Magdalena Olechnowicz w Głosie Pomorza.

W sobotni wieczór Nowy Teatr w Słupsku zafundował swoim widzom solidną dawkę humoru, pod płaszczykiem której ukryta była refleksja o relacjach małżeńskich, w których nie wszystko zawsze jest z góry oczywiste. A czasami, aby wzbudzić uśpione codzienną rutyną uczucie, potrzebna jest właśnie "Pomoc domowa", która posprząta nie tylko mieszkanie, ale także relacje małżeńskie.

Owacjami na stojąco zakończyła się sobotnia premiera najnowszego spektaklu "Pomoc domowa" w Nowym Teatrze w Słupsku. Magdalena Płaneta, która wcieliła się w rolę Nadii, pochodzącej z Rosji pomocy domowej, zasłużyła na nie szczególnie. I na szampana też!

Nadia to rubaszna, bezpośrednia i prosta kobieta. Początkowo wydaje się dość wścibska, gdy nie daje swobodnie porozmawiać przez telefon swojemu panu, ostatecznie okazuje się bardzo dyskretna i to ona ratuje małżeństwo swojego "państwa", uświadamiając im, że przecież, tak naprawdę, to się kochają.

W rolę małżonków wcielili się Magdalena Lamża i Igor Chmielnik. To klasyczne małżeństwo, które znudzone codzienną rutyną, szuka ekstremalnych przygód u boku kochanków.

Ona znajduje sobie kochanka, nad którym łatwo może zapanować, gdyż nad mężem jej się to nie udaje. W rolę tegoż "misiaczka" wcielił się Wojciech Marcinkowski, który wypadł bardzo przekonująco. Z kolei on zafascynował się dużo młodszą od siebie kobietą, która nie błyszczy intelektem, ale w zamian błyszczy złotymi szpilkami i plecaczkiem w kształcie misia. W roli Mai - pieszczotliwie zwanej pszczółką, wystąpiła Monika Janik, która wypadła rewelacyjnie. Stworzyła postać infantylnej "tipsiary" w różowym futerku, która na scenie była niezwykle wiarygodna.

Młody zespół aktorów, który reżyser Albert Osik zaprosił do współpracy, dał mnóstwo pozytywnej energii. Dla aktorów grających role kochanków wielkie brawa! Ich postacie były naprawdę przekonujące.

Mistrzowsko zagrała Magdalena Płaneta, która "choć przecież nic nie mówi", wie, że przecież "trzeba rozmawiać", aby rozwiązać trudne sytuacje. Choć to prosta kobieta, swoją mądrość życiową jednak ma. Wie, kiedy milczeć, ale przede wszystkim, co mówić, aby jednak za dużo nie powiedzieć. To kobieta z odrobiną zadziora, robiąca sobie w pewien sposób "śmieszki-heheszki" z inteligencji swoich pracodawców. Jej dyskrecja jest doceniana przez nich, także finansowo, na czym Nadia robi całkiem niezły interes.

Spektakl to ogromna dawka śmiechu, który wywołują przezabawne sytuacje, ale przede wszystkim dialogi podszyte często podtekstem seksualnym. To, że słupszczanie lubią się śmiać, udowodnili podczas premiery, kiedy wielokrotnie słychać było gromki śmiech pochodzący z widowni.

Albert Osik, na co dzień aktor Teatru Syrena w Warszawie, wiedział, co robi, przekładając na scenę tekst Marca Camolettiego w świetnej adaptacji Bartosza Wierzbięty. I choć to kontynuacja spektaklu wystawionego kilka lat wcześniej w Słupsku "Boeing. Boeing", śmiało mogą iść na spektakl także ci, którzy "Boeinga..." nie widzieli.

Oba spektakle łączy jedynie postać Nadii, która zaprawiona we wcześniejszych bojach, doskonale radzi sobie w rozwiązywaniu trudnych relacji damsko-męskich.

Mimo że może głębszych treści nie należy się doszukiwać w beztroskiej komedii, ja pod płaszczykiem rubasznych żartów dostrzegłam odrobinę pouczającej mądrości.

Finał, choć może przewidujący i tracący harlequinem, daje nam do myślenia nad tym, czego tak naprawdę z życiu szukamy i czy aby to, czego szukamy, nie leży tuż obok, w naszej osobistej małżeńskiej sypialni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji