Artykuły

Panna znikąd? O Sandrze Korzeniak znów jest głośno

Potrafi wcielić się w najbardziej złożoną postać. Poza sceną Sandra Korzeniak jest skromną, wręcz wycofaną, kruchą kobietą o niepewnym spojrzeniu i cichym głosie. Rola Mabel w spektaklu "Pod presją" w Teatrze Śląskim w Katowicach sprawiła, że w środowisku teatralnym o aktorce znów stało się głośno - pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

W grudniu aktorka otrzymała nagrodę za najlepszą rolę kobiecą na 11. edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Boska Komedia" w Krakowie. "Wykorzystując realistyczną, psychologiczną grę aktorską, zwyciężczyni wychodzi daleko poza ograniczające ją ramy, zanurzając się w świecie fikcji przynależnej bohaterce. W ten sposób nie tylko tworzy wspaniałą dramatyczną rolę obłąkanej, lecz reprezentuje tożsamość polityczną kobiety we współczesnym, pełnym ucisku świecie. Paradoksalnie to właśnie z niej emanuje wyjątkowe poczucie wolności" - napisało międzynarodowe jury w werdykcie.

Wcześniej, w październiku, podczas XVII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy wraz z zespołem aktorskim dostała nagrodę za kreacje zbiorową umożliwiającą stworzenie nieoczywistego, intymnego portretu psychologicznego bohaterki. Może pochwalić się również prestiżową nominacją do Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza w sezonie 2017/18, przyznawaną przez branżowy miesięcznik "Teatr".

Wreszcie, kilka dni temu okazało się, że Sandra Korzeniak zdobyła Złotą Maskę - Nagrodę Teatralną za najlepszą rolę żeńską w spektaklu wyprodukowanym w zeszłym roku na terenie województwa śląskiego. Równocześnie Maja Kleczewska otrzymała statuetkę dla najlepszej reżyserki, a "Pod presją" [na zdjęciu] został spektaklem roku.

Wielka rola

Premiera "Pod presją" odbyła się w marcu 2018 roku w Teatrze Śląskim. Spektakl jest mocno inspirowany filmem "Kobieta pod presją" Johna Cassavetesa z Geną Rowlands w roli Mabel. Bohaterka, zamknięta w domu, sprowadzona tylko do roli opiekunki domowego ogniska, nie wytrzymuje tytułowej presji bycia przykładną matką i żoną, i trafia do szpitala psychiatrycznego. Właściwie zostaje w nim zamknięta przez męża i najbliższą rodzinę tylko dlatego, że zaczyna zachowywać się inaczej, niż jest to powszechnie dopuszczalne. I o tym właśnie - o pojęciu "normalności" - jest spektakl Kleczewskiej.

- Zaczęliśmy pracę od obejrzenia filmu właśnie. W pewnym momencie oglądałam go wręcz obsesyjnie. Zastanawiałam się, na ile zrobi to mojej roli dobrze, a na ile źle. Chcę, aby postać, którą w filmie zagrała wielka aktorka Gina Rowlands, nie zdominowała mnie. Przyznaję, że był taki czas, że była tylko ona. Praca nad rolą Mabel to był cały proces, który jeszcze jest nieskończony. Dziś moja bohaterka jest taką hybrydą - mówiła nam aktorka na kilka dni przed premierą.

Reżyserka Maja Kleczewska przyznała, że budowanie głównej postaci nie było łatwe: - Sandra pytała, czy ma grać Mabel Longhetti, czy Genę Rowlands występującą w filmie Cassavetesa. Pytała o to, jaka jest relacja między mną a Cassavetesem, między nią a jego żoną, i jak ma się do tego osobista historia Cassavetesa. Musiałyśmy zapanować nad wielopiętrowością tych wszystkich relacji (...). Wskazówką była dla mnie intuicja Sandry, gdy pojawiały się jej wątpliwości albo przeciwko czemuś się buntowała. Wolałam, żeby podążyła za swoim sprzeciwem, a nie zmuszała się do czegoś. Mam wrażenie, że Sandrze udało się zagrać wielką rolę, i to inaczej niż Rowlands. Film okazał się tylko inspiracją - opowiadała w wywiadzie dla miesięcznika "Teatr".

Z realizacją "Pod presją" Kleczewska czekała, aż Sandra znajdzie czas, by zagrać w spektaklu. - Można powiedzieć, że z myślą o niej go reżyseruję. Dla niej - mówiła nam przed premierą.

Odczepić się od Marilyn

Korzeniak zasłynęła w teatralnym świecie z brawurowych występów w przedstawieniach reżyserowanych przez Krystiana Lupę, mistrza polskiego teatru. Grała w Starym Teatrze w Krakowie Małgorzatę w "Mistrzu i Małgorzacie" Michaiła Bułhakowa, Marię w "Zaratustrze" według Nietzschego/Schleefa, Gruszeńkę w "Braciach Karamazow" i Edie Sedgwick w "Factory 2".

W warszawskim Teatrze Dramatycznym znakomicie wcieliła się w Marilyn Monroe w "Personie. Tryptyku/Marilyn". To właśnie ta rola przyniosła jej rozgłos na całą Polskę, za nią otrzymała w 2009 roku Paszport "Polityki" w kategorii "Teatr". Krytycy pisali, że na nowo ustanowiła nią kategorie aktorskiej prawdy i fałszu. Po tym, jak została gwiazdą polskiego teatru, siostra powiedziała jej: "Sandra, teraz już będzie u ciebie wspaniale". A ona odpowiedziała, że teraz nic już więcej się dla niej nie zdarzy. Przez prawie dekadę jej słowa okazały się być prawdą.

- Był czas, kiedy miałam wrażenie, że wzięłam się znikąd, zagrałam Marilyn i zniknęłam. Myślałam wtedy: "Ależ ja wcześniej też grałam!". Stworzyłam ileś postaci w Starym Teatrze, których nie zapomnę, które były życiem, krwawicą, oddaniem, szaleństwem totalnym! Z drugiej strony teraz chce mi się płakać, gdy o tym mówię, bo nie umiem powiedzieć, jak wiele zawdzięczam Krystianowi Lupie. Obdarzył mnie takim zaufaniem i tak we mnie uwierzył, że podarował mi rolę Marilyn - mówiła w rozmowie z Witoldem Mrozkiem w "Gazecie Wyborczej". W końcu jednak postanowiła odczepić się od Marilyn, zrzucić z siebie jej piętno i otworzyć nowy rozdział życia. Ale, jak sama przyznała, po sukcesie w tym spektaklu nie grała za wiele znaczących ról.

Powrót na pierwszy plan umożliwiła jej Maja Kleczewska, proponując rolę Mabel. Po raz pierwszy obie artystki spotkały się w Starym Teatrze w 2006 roku podczas pracy nad spektaklem "Sen nocy letniej" Szekspira, gdzie Korzeniak zagrała Helenę. Rok później była Cate w "Zbombardowanych" Sarah Kane.

- Uwielbiam Maję za to, że ma odwagę pozwalającą pójść tam, gdzie innym być może już by się nie chciało albo by się bali. Cieszę się, że znów pracujemy razem - przyznała aktorka w rozmowie z Mikiem Urbaniakiem w "Wysokich Obcasach". Uważa, że w stosunkach aktora i reżysera musi pojawić się chemia jak w czasie zakochania. Nie da się jej sztucznie stworzyć - albo jest, albo jej nie ma.

W grudniu obie panie znów spotkały się na scenie. Kleczewska zaprosiła Korzeniak do odegrania roli Dionizosa w spektaklu "Bachantki" Eurypidesa w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Ukazuje on, jak głęboko w kulturze europejskiej zakorzeniony jest szowinizm i patriarchat, i jednocześnie kieruje uwagę na kobiecą siłę, tłumioną od wieków. Aktorka gra przeciwieństwo Mabel, prowokuje i wzbudza wśród widzów nienawiść do mężczyzn. Jest hipnotyzująca.

Ofiarowanie

Urodziła się w 1976 roku w Krakowie. Jest absolwentką Wydziału Aktorskiego krakowskiej PWST. W latach 2000-2008 była w zespole Starego Teatru w Krakowie, w 2008 r. została aktorką warszawskiego Teatru Dramatycznego, a w 2011 r. - TR Warszawa. Dziś tylko współpracuje z tą sceną.

Zawsze chciała być aktorką, najpierw filmową, potem również teatralną. Jako dziecko myślała, że aktorka to najwspanialszy zawód na świecie. Wyobrażała sobie, że będzie gwiazdą filmową. Modliła się o to do Matki Bożej. Mając siedem lat, pożyczyła od mamy magnetofon. Chciała nagrać swój głos, żeby usłyszeć, jak mówi, bo dostała rolę w szkolnym przedstawieniu.

Od młodości reagowała na to, co dzieje się dookoła, mocniej niż rówieśnicy. Dorastając, zaczęła doświadczać zmian nastrojów. I tak ma do dziś, ale mówi, że to akurat jej atut jako aktorki, która musi umieć pokazać na scenie różne emocje.

Każdy spektakl, każdy występ przed publicznością jest dla niej dużym wysiłkiem. Bo i jej role są bardzo wymagające. Zgadza się na "grzebanie" w swojej intymności, emocjach, uczuciach. Nieustannie poszukuje na scenie "kondycji wariata", co uważa za wspaniałe doświadczenie, które ją napędza i podnieca. Granie, wchodzenie w postać nazywa ofiarowaniem, oczyszczeniem. Przyznaje, że zdarza się jej przed wyjściem na scenę wymiotować z nerwów albo rzewnie płakać. Czuje strach, ma kompleksy, nie wierzy w siebie. Ale kocha teatr i nie rezygnuje z tej przygody, wyczekując na kolejne ciekawe role.

- We wszystkim, co robię, musi być moja ciekawość - całkowicie ludzka potrzeba zgłębienia drugiego człowieka. Potrafię czekać - mówiła w "Polityce".

W serialach nie gra, więc - jak twierdzi - nie istnieje w świadomości szerokiego kręgu odbiorców kultury masowej. Konsekwentnie odrzuca kolejne propozycje. Nie podoba się jej sposób, w jaki są kręcone, i fakt, że od aktorów nie wymaga się zbyt wiele, choć powinno.

- Jestem przez to panną znikąd, bo kto zna moje teatralne osiągnięcia? Nawet dla ludzi filmu one nie mają kompletnie żadnego znaczenia, jakby granie w teatrze było jakimś innym zawodem. Mam czasem wrażenie, że płacę karę za niegranie w serialach, ale może to tylko moje doświadczenie, może inni mają inaczej - zwierzała się Urbaniakowi.

W filmach występuje rzadko (kilka lat temu zagrała m.in. w "Hiszpance" w reżyserii Łukasza Barczyka, gdzie wcieliła się w panią Malicką), mimo że odkąd została aktorką, marzyła o kinie. Może dlatego, że niechętnie pracuje z kamerą, nie lubi jej obecności. Zatem podwójne chapeau bas - wszak w "Pod presją" nieustannie śledzi ją wścibskie oko niejednej kamery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji