Wrocław. Szef "S": W sprawie odwołania dyrektora opery chodzi o działkę wartą 25 mln zł
Kazimierz Kimso, szef dolnośląskiej "S", oskarżył władze regionu o to, że decyzja o odwołaniu dyrektora opery "była na biurku przed kontrolami", a w całej sprawie chodzi o działkę wartą 25 mln zł.
Władze regionu w poniedziałek odwołały Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego z funkcji dyrektora Opery Wrocławskiej. Powód? Naruszył ustawy o finansach publicznych i prowadzeniu instytucji kultury. Zarabiał przy tym krocie, podpisując umowy z zewnętrznymi podmiotami, którymi kierowali jego podwładni. Potwierdziły to kontrole NIK i Urzędu Marszałkowskiego.
Marcin Nałęcz - Niesiołowski ostatecznie został odwołany ze stanowiska. Przeciwko głosował PiS.
Instytucją zainteresowało się też CBA, które złożyło zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury w sprawie nadużycia uprawnień i niegospodarności w wydawaniu dotacji Ministerstwa Kultury przez Operę Wrocławską. Chodzi o kwotę nie mniejszą niż 36 tys. zł na projekt "Rok Polski".
Zanim zarząd województwa zdecydował się na pożegnanie Nałęcza-Niesiołowskiego, wystąpił o opinie m.in. do ministra kultury i związków zawodowych. "Solidarność" nie przesłała jej do Urzędu Marszałkowskiego. Przekazała ją natomiast pisowskiemu wojewodzie, który uchwałę o odwołaniu dyrektora wstrzymał.
"S" o swojej negatywnej opinii poinformowała na stronie internetowej, chwaląc Nałęcza-Niesiołowskiego: "Jako jedyny zarządzający operą podjął się skutecznych działań zmierzających do rozwoju jej infrastruktury"
e
"Kontrole miały szukać, znaleźć i wykazać"
Szef dolnośląskiej "S" Kazimierz Kimso był w czwartek gościem "Rozmowy Faktów" w TVP3. Oskarżył na antenie władze województwa o to, że "decyzja o odwołaniu dyrektora opery była na biurku wcześniej zanim odbyły się kontrole".
- Te kontrole - stwierdził - miały szukać, znaleźć i wykazać. Najbardziej kompetentnie odniósł się do nich pan minister. Podszedł merytorycznie do tych zarzutów. Nie potwierdził ich i wydał decyzję negatywną.
Piotr Gliński decyzji w tej sprawie nie mógł jednak wydać. Przesłał do Wrocławia jedynie swoją opinię, która dla zarządu regionu nie była wiążąca, tak jak Solidarności czy związków twórczych.
Kimso, który w 2016 r. zasiadał w komisji konkursowej wybierającej nowego szefa Opery Wrocławskiej i którego głos był decydujący za Nałęczem-Niesiołowski, w telewizji brnął dalej: "W tej sprawie chodzi nie o to ile dyrektor zarabia, ale o działkę wartą 25 mln zł, a może i więcej, a którą Urząd Marszałkowski chce przejąć i sprzedać".
Chodzi o grunt o powierzchni ok. 4 tys. m kw. między południową linią zabudowy ul. Heleny Modrzejewskiej a Promenadą Staromiejską. Mają tam powstać sale prób, magazyny na kostiumy i dekoracje.
Kiedy we wrześniu 2018 r. Marcin Nałęcz-Niesiołowski zaprosił media na konferencję, informował, że działka należy do samorządu województwa. Musi na nim jednak rozbudować się opera, bo jeżeli tak się nie stanie - teren trzeba oddać miastu.
Przekroczył plan, ale frekwencja spadła
Minister Gliński dyrektora opery docenił za "przekroczenie planu działalności artystycznej o 57 proc. pod względem zrealizowanych premier i o 25 proc. w zakresie liczby zrealizowanych przedsięwzięć w roku 2018". Gorzej, że melomani tego nie podzielają.
W sezonie 2017/18 w operze było 76,3 tys. widzów. Tuż przed objęciem stanowiska przez Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego, jeszcze za kadencji Ewy Michnik, na spektaklach było 107 tys. osób.
Warto przypomnieć, ze szef dolnośląskiej "S" z Operą Wrocławską jest związany emocjonalnie. Jego żona, Anna Szopa-Kimso (pedagog baletu oraz działaczka "Solidarności"), jest podwładną dyrektora Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego i wspierała go od samego początku.
Wystąpienie Kazimierza Kimso komentuje Michał Nowakowski, rzecznik marszałka: - Dwie poważne kontrole - NIK-u i Urzędu Marszałkowskiego w Operze Wrocławskiej wprost wykazały konkretne i faktyczne przykłady naruszeń przepisów prawa. Ciężar tych zarzutów znalazł się w uzasadnieniu decyzji zarządu województwa o odwołaniu dyrektora Opery. Podważanie zasadności czy wyników tych kontroli jest co najmniej niestosowne. Nie ma naszej zgody na łamanie przepisów prawa.