Propozycja nie do odrzucenia
Wystawienie Halki, polskiej opery, było w moich planach.- mówi KRZYSZTOF JASIŃSKI, przed premierą plenerowego widowiska na Skałkach Twardowskiego.
"- Dlaczego napisał Pan w programie do widowiska Halka, że była to propozycja nie do odrzucenia?
- Gdyby mi zaproponowano Wagnera, to bym się wahał, ale wystawienie Halki, polskiej opery, było w moich planach. W polskiej operze, polski reżyser ma więcej do powiedzenia, bo dzieło wynika z naszej tradycji, kultury, emocji.
- Jakie będzie dzieło Moniuszki w Pana realizacji?
- Nie chcę komplikować Halki, wydziwiać, tylko pragnę logicznie opowiedzieć historię tragicznej miłości. Chciałbym, aby widzom muzyka się wlewała bezpośrednio do serca. A jest to tylko wtedy możliwe, gdy będziemy rozumieć główną bohaterkę. Pragnąłbym tym razem przełamać stereotyp Halki, która jest zazwyczaj 40-letnią blondynką, z dużym doświadczeniem zawodowym. A my mamy dwie młode Halki, brunetki, prawdziwe góralki, o przepięknych głosach i wielkich możliwościach wokalnych.
- Tomasz Kuk, który będzie śpiewał partię Jontka, jest także góralem, pochodzi z Nowego Targu.
- To są dla nas fantastyczne okoliczności. Pan Sobański-Gąsienica; rchitekt, scenograf, z którym robiłem już Makbeta, też jest góralem.
- Ostatnio ma Pan szczęśliwą rękę do oper plenerowych. Gioconda zrealizowana przez Pana we Wrocławiu zebrała bardzo pochlebne recenzje. Czy jednak granie w plenerze, w jednej dekoracji, nie ograniczy Pana? Akcja Halki przecież nie dzieje się w jednym miejscu.
- Sceneria krakowskich Skałek Twardowskiego pasuje wyjątkowo do tej opery. Bo jeżeli nawet fragment akcji w oryginale rozgrywał się w ogrodach pałacowych, to równie dobrze Stolnik może ugościć zaproszone towarzystwo we własnej karczmie, którą Żyd od niego wynajmuje, a położonej gdzieś między górami a Krakowem.
- Sądzi Pan, że opowieść o tragicznej miłości góralki do szlachcica może być dziś aktualna?
- Każda opowieść o nieszczęśliwej miłości jest zawsze aktualna. Ważne tylko, aby ta miłość była przedstawiona wiarygodnie. A to jest trudne. Musiałem znaleźć system motywacji dla Jontka i Halki, aby obronić ich zachowania. Powinniśmy Halce uwierzyć, że musiała skoczyć ze skały, musiała umrzeć. Jeżeli jednak nikt nie uroni łzy w czwartym akcie, to znaczy, że poniosłem porażkę.
- Pańska Halka staje się niemal szekspirowskim dramatem.
- Bo Szekspir opowiada o wielkich namiętnościach. Chętnie porównuję Halkę z Ofelią. U Szekspira jednak wszystko się rodzi ze słów. Dzięki poezji osiągamy siłę, esencję emocjonalną. W Halce emocje biorą się z muzyki.
- Jednak Halka kończy jak Ofelią.
- Tu nie ma żadnej różnicy w diagnozie - rozdwojenie jaźni. Hamlet pozbawił Ofelię dziewictwa, dlatego właśnie czuje się tak wzgardzona. Bo kiedy potrzebuje jego opieki, on ją odrzuca. U Halki jest podobnie. Do niej nie dociera, że Janusz, mężczyzna, który wprowadził ją do raju, porzucił ją. I to musimy zagiąć. Dla wytrawnej aktorki takie zadanie jest bardzo trudne, a co dopiero dla młodej śpiewaczki. Jednak poprzez specjalne potraktowanie relacji między solistką a chórem mam nadzieję, że uda mi się wydobyć te psychologiczne aspekty.
- Na co publiczność powinna zwrócić przede wszystkim uwagę oglądając Halkę?
- Powinna patrzeć i przeżywać.
- Czego można życzyć przed premierą?
- Pogody, pogody i jeszcze raz pogody".