Artykuły

Wolne żarty z Witkacego

Katastroficzne przeczucia i głęboki pesymizm Stanisława Ignacego Witkiewicza stały się w nowym przedstawieniu na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie czymś mało istotnym, zaledwie pretekstem do zabawy cytatami i umieszczania ich w dość dowolnych kontekstach.

Teatr Montownia jest zjawiskiem, któremu śmiało można przyczepić etykietkę pokoleniowego. Widownię kolejnych premier tworzą w dużej części dwudziestoparolatkowie, entuzjastycznie oklaskujący swoich ulubieńców. Grupa czterech absolwentów warszawskiej Akademii Teatralnej dopracowała się własnego stylu charakteryzującego się niesłychaną żywiołowością scenicznych działań, a osobowość poszczególnych artystów podporządkowano celowi nadrzędnemu - zespołowości grania.

U progu obecnego sezonu można było odnieść wrażenie, że "monterzy" uświadomili sobie, że ich dotychczasowy styl, choć na początku frapujący, jest drogą donikąd, że grozi to zastygnięciem w manierze uniemożliwiającej dalszy rozwój ich talentów. "Zdobycie bieguna południowego" Manfreda Kargego z początku tego sezonu, sztuka wymagająca większej indywidualizacji działań scenicznych, a także narysowania postaci, była sukcesem połowicznym. "Niedoczyste" według tekstów Stanisława Ignacego Witkiewicza mnoży pytania i wątpliwości.

Jarosław Gajewski dokonał kompilacji tekstów Witkiewicza próbując scalić je wraz z ich przesłaniem w filozoficzno-dramaturgiczną jedność. Autorowi opracowania nie udało się poprzez tworzenie aury sennego marzenia, czasem koszmaru śnionego przez trzech dezerterów z rosyjskiej armii, stworzyć spójnej wizji świata i filozofii według Witkacego. W czasie przedstawienia można nawet zadać sobie pytanie, czy teorie Witkacego, jego filozofia świata i sztuki dziś jeszcze są w stanie nas obejść i czemu niegdyś narobiły takiego szumu.

Jeśli więc polecać najnowszą premierę Montowni, to nie ze względu na dość wątłą materię dramaturgiczną, lecz ze względu na jej sceniczną realizację. Młodzi aktorzy jeszcze raz udowodnili, że są nadzieją polskich scen. Nie ma tu pustych, nie wygranych momentów. Każde działanie cechuje najwyższe zaangażowanie. Niewątpliwymi bohaterami piątkowej premiery była dwójka aktorów. Jako gość pojawiła się tym razem młoda aktorka Beata Ziejka, która zagrała w tym przedstawieniu aż dwie postaci: wdowę Węgorzewską z "Matki" i demona seksu hrabinę Irenę Wsiewołodowną Zbereźnicką-Podbereską. Warto przyglądać się także rozwojowi talentu Marcina Perchucia, który Antoniemu Murdel-Bęskiemu przydał w tym przedstawieniu rysów demonicznych. Jest to kolejna udana rola tego młodego aktora, który zwracał uwagę także w poprzednich przedstawieniach Montowni.

Młodzi aktorzy pracują ze sobą już kilka lat. Należy podziwiać ich wytrwałość, warto jednak zachęcić reżyserów najwyższej klasy do zainteresowania się ich możliwościami, wpojenia intelektualnej dyscypliny scenicznych działań, do tworzenia przekonujących psychicznych rysunków granych postaci. Powoli, ale nieuchronnie przychodzi na "monterów" czas próby - pójścia własnymi drogami artystycznymi. Oby tego czasu nie przegapili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji