Artykuły

Na scenie działo się tyle, co w sercu Reksa

"Bunt" wg Władysława Reymonta w reż. Jakuba Roszkowskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Weronika Zyskowska.

Po nieznaną, zakazaną przez władze PRL-u baśń Reymonta z 1922 roku sięgnął Jakub Roszkowski. Prapremiera spektaklu Bunt miała miejsce 24 marca 2018 roku w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Reżyser już po raz kolejny nawiązuje do klasyki polskiej literatury. Jego wcześniejszym sukcesem był spektakl Krzyżacy - wysoko oceniany i nagradzany. Jakub Roszkowski pracując nad dziełem wypartym z polskiej wyobraźni o literaturze, bardzo postarał się o jego uatrakcyjnienie. Może to być odbierane jako próba przekonania widowni młodzieżowej do teatru, bo między innymi to właśnie dla niej jest ten spektakl przeznaczony. Do współpracy reżyser zaprosił grono cenionych artystów. Scenografią zajął się Maciej Chojnacki, muzyką kompozytor, skrzypek i producent muzyczny Stefan Wesołowski, natomiast ruchem scenicznym Wioleta Fiuk i Patryk Gacki.

Symbole grają dużą rolę w tej inscenizacji. Maski zwierząt to jedne z jej nośników. Nie zakrywają całych twarzy aktorów, a swoim kształtem przypominają bardziej czapki z daszkiem. Są one częścią kostiumu, ale też rekwizytami. Aktorzy często zdejmują je podczas scen, niosą w ręku bądź kładą w odpowiednim miejscu. Gdy zwierzęta decydują się na bunt i udają na ucieczkę, każde z nich pozbywa się chwilowo swojej ograniczającej maski zwierzęcej. Z kolei, gdy postaci pragną oddać się pod władzę Pana, nakładają je ponownie.

Zwierzęce role są doskonale uwydatnione poprzez odpowiedni dobór aktorów. Każdy z nich przedstawia reprezentatywne dla gatunku zwierzęcia cechy, które są prototypami ludzkich osobowości. Nietrudno więc w Świni granej przez Wojciecha Stachurę doszukać się tożsamości leniwej, opornej i konsumpcyjnej czy w Reksie, granego przez Edytę Janusz-Erlich marzycielstwa i buntowniczości. Natura zwierzęca i ludzka są płynne, zmienne i w tym spektaklu bardzo sobie pokrewne.

Początkowo akcja spektaklu rozgrywa się w gospodarstwie rolnym Pana, którego gra Andrzej Żak. Widzimy na scenie stromą konstrukcję, na której przy muzyce wykonywane są popisowe sztuczki pupila gospodarza - Reksa. Symbolem upokorzenia zwierzęcia domowego jest pojawienie się na scenie zabawki - małego, kiczowatego różowego pieska na baterię. To wyraźny znak uprzedmiotowienia zwierząt przez człowieka.

Podobne pod względem widowiskowości są sceny polowań Reksa i Wyżlicy w puszczy. Przedstawiano je za pomocą żywiołowej i energicznej muzyki połączonej z tańcem. Zdają się bardziej oddawać dzikość tych sytuacji niż realny pościg za zwierzyną. Czasami jednak ta szeroko rozumiana atrakcyjność scen przybiera (i to dosłownie) duże rozmiary. Mam na myśli moment, gdy na scenie pojawia się ogromna, pluszowa paszcza króla puszczy. Akt zabicia niedźwiedzia symbolizuje okładanie go kijami. Zamiast mięsa, krwi i brutalności na scenie pojawia się konfetti, którym Wyżlica w szaleńczej zabawie się obrzuca.

Najbardziej spektakularne wrażenie wywołuje moment ucieczki zwierząt do wymarzonego miejsca na ziemi. O ile jestem w stanie zrozumieć znaczenie wprowadzenia na scenę bieżni jako paradoks wędrówki, która nie dawała rezultatu, trudno było mi znieść zbyt długo wygłaszane z niej teksty. Zwierzęta strudzone i zmęczone kroczą. Na szczęście nie widać tego po aktorach, dla których kilkuminutowy marsz mógł wywołać zadyszkę. Gdy wędrówka nie daje efektu, część zwierzyny decyduje się odejść. Zabicie Reksa jest zaprezentowane w sposób tajemniczy i nagły, jako jego gwałtowne wybicie się z rytmu marszu i zejście z bieżni.

Gdy zwierzęta docierają na miejsce, brak jest luksusów, o których zapewniał Reks przed ucieczką z gospodarstwa. Proszą więc i błagają o powrót panowania nad sobą człowieka. Ten nadchodzi, ale w swojej prymitywnej postaci - małpy. Zakończenie Roszkowskiego różni się od Reymontowskiego tym, że ów szympans śpiewa piosenkę, przegryzając jednocześnie wielkiego banana w towarzystwie kilku tancerek. Na scenie rozkręcone zostaje show.

Widzimy więc, że praca reżysera w dużym stopniu polegała na uwspółcześnieniu baśni i podaniu jej w otoczce komercyjnej aury. Trudno jest jednoznacznie określić oddziaływanie spektaklu. Oglądając go można łączyć zadumę ze śmiechem. Niby na scenie dużo się dzieje, ale nieraz można być zmęczonym zbyt długo trwającymi sekwencjami.

Dobrze się bawiłam, tego jestem pewna, tylko czy nie są to zbyt banalne słowa jak na ocenę adaptacji scenicznej genialnego Buntu Reymonta?

***

Tekst powstał w ramach zajęć Wprowadzenie do wiedzy o teatrze na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji