Kiepska inscenizacja opery Mozarta
"Cosi fan tutte" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Izabella Starzec w Dzienniku.
Na wskroś współczesna, zabawna, ale uproszczona i mało mozartowska - takie refleksje nasuwają się po obejrzeniu najnowszej realizacji "Cosi fan tutte" w Operze Wrocławskiej. Reżyser Michał Znaniecki rysuje postaci wyraziście: zniewieściały Don Alfonso, cwana Despina, rozplotkowane siostry Dorabella i Fiordiligi, ich narzeczeni emanujący męskim ego, komiczni w przebierankach a la klony bin Ladena. A do tego designerskie wnętrza, komórki, fitness, basen... W tym światku odnajdujemy bliską nam obyczajowość -ot, szybkie związki, zdrada i smętne resztki rozterek moralnych. Gdzieś gubi się tylko cały urok Mozartowskiej opery, gdy z libretta Znaniecki uwypukla przede wszystkim jeden wątek - niewierności. Całość w koncepcji jest zwarta, efektowna, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że w gruncie rzeczy jednowymiarowa.
Muzycznie przedstawienie też budzi wątpliwości. W premierowej obsadzie nie udźwignęła partii Wioletta Chodowicz (Fiordiligi), choć to piękny sopran. Bez emocji pozostawia występ Agnieszki Rehlis (Dorabella). Z głosów męskich najpełniej brzmiał głos Pavlo Tołstoja (Ferrando), natomiast najbardziej Mozartowska była Aleksandra Buczek (Despina). Orkiestra kierowana przez Małgorzatę Orawską nie wzniosła się ponad poprawność.
Reasumując - wrocławskie "Cosi fan tutte" bawi, ale Mozarta na tę zabawę nie zaproszono.