Artykuły

Operetkowy kogel-mogel

"Zemsta nietoperza" Johanna Straussa w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem widza.

ZEMSTA NIETOPERZA, operetka Johanna Straussa, teatralnie wyreżyserowana przez Michała Zadarę jest cała z naszego zaściankowego nowego wspaniałego świata. Politycznego, społecznego, egzystencjalnego pomieszania, chaosu, zamętu. Śmieszy, tumani, przestrasza. Zdumiewa. Z zasady nie może być najwyższych lotów produkcją, zaspokajająca apetyty pożeraczy estetycznych, artystycznych super uniesień. Mlaskających, cmokających, czekających na popisy wokalne melomanów. Oglądając spektakl publiczność ma być zaskoczona, ma poczuć dysonans, absmak wynikający z oczekiwań, z jakimi przyszła do teatru i tym, co w nim otrzymała. Powinna wyciągnąć wnioski z tego fałszywego tonu, przewrotek interpretacyjnych, celowych wpadek wokalnych, obsadowych. Bo aktorzy nie śpiewają czysto, wydaje się, że niektórzy jakby błędnie, bo niezgodnie z warunkami są obsadzeni, jakby byli na niewłaściwym miejscu, jakby grali rolę nie dla nich. Mają bardzo trudne zadanie: wcielają się w role, śpiewają, tańczą, wykonują zadania kaskaderskie, Paweł Paprocki nawet gra na fortepianie. Scenografia Roberta Rumasa, trzy zapierające dech w piersi plany, to jeszcze podkręca, kostiumy Julii Kornackiej i Arka Ślesińskiego kulminuje. Choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk eskaluje. Patrzcie, słuchajcie, przeglądajcie się w sobie. To teatralne lustro. Wszystko ma znaczenie. Przytyk. Wytyk. Wtręt. Aluzja. Każdy szczegół. Jedynie muzyka wykonywana na żywo jest poza pozą, wariacją, zmyśleniem. Krystalicznie czysta snuje subtelnie ton niezniszczalnego pierwotnego piękna. Szlachetnie, dyskretnie.

Michał Zadara przenosi akcję do Warszawy, w czas teraźniejszy, gorąco bieżący. Charakteryzuje klasę średnią, młodą, zachłyśniętą wolnością wyboru, w sytuacji, gdy stać ją na wszystko. Bezstresowo korzystającą z uroków życia. Przedstawia i charakteryzuje tych, którzy mają pieniądze, pozycję, aspiracje, pretensje ale nigdy nie będą mieć klasy. Tej najwyższej, mistrzowskiej. Reżyser pokazuje, jak się ta klasa sama deklasuje. Demaskuje. Jak się słoma - słabość, niedojrzałość, genotyp prostaka - z butów wysypuje. Pani zdradza pana, pan panią. Rachunki się wyrównują, zemsta dokonuje. Ukraińska sprzątaczka, jej siostra, hydraulik, chłopak myjący okna drapacza chmur, pozostali, tak naprawdę nie różnią się od swych pracodawców. Bez trudu mogą wkraść się w ich świat, skraść im show, zająć ich miejsce. Są ambitni, wykształceni, ekspansywni, odważni. Zdeterminowani. Mentalnie im równi.

Najpierw spotykają się wszyscy w ekskluzywnym mieszkaniu z widokiem na pałac kultury, gdzieś na mega wysokościach, później na balu, ale w przedsionku, w holu, nie na sali balowej. W końcu w więzieniu. A więc z przymrużeniem oka operetkowe niebo, czyściec i piekło ale wszystko na niby, nie ma się o co, o kogo bać. Przetłumaczony przez Michała Zadarę i Justynę Stoczek tekst libretta - lekki, zabawny, bliski życia - nie pozwala problemów bohaterów traktować zbyt poważnie. Oni sami przecież nie traktują się poważnie. A więc i sama zemsta też nie jest dramatycznie poważna. Staje się zachcianką, fanaberią. Grą towarzyską. Rozrywką. Doskonałą zabawą.

Zadarowa adaptacja klasycznej operetki, drastycznie zmieniająca pierwowzór, przedstawia się w formie trudnej do określenia. Miażdży, rozgniata, masakruje klasyczny kanon wystawienia, interpretacji, recepcji. Demokratycznie miesza style, czerpie zewsząd, łączy wszystko: politykę, popkulturę, różne orientacje, różne światy współczesne. Jest pastiszem, radosnym, nieprofesjonalnym śpiewaniem, trochę kabaretem, ciut musicalem. Farsą, lekką nader komedią. Najwięcej teatrem. Najmniej sztuką wysoką. Tworzy współczesny estetyczny kogel-mogel. Każdy zobaczy w niej co innego. Każdy może się śmiać z innego powodu. Ze swego poziomu oczekiwań. I jeśli publiczność się śmieje, to z samej siebie się śmieje. Jak u Gogola. Teraz u Zadary. Jakby ten dokonywał zemsty na stricte operetkowej ZEMŚCIE za jej słodkie, doskonałe, uwodzące jak Flecisty z Hameln działanie. I to tę słodycz oczekiwań ściera Zadara z ortodoksów /tu operetki/ krytycznych ust. Radykalnie, metodycznie, programowo po swojemu, jak zawsze, ściera konceptualnie teatralnie. Bawiąc się przy tym doskonale. A my, jacy tacy, razem z nim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji