Artykuły

Drażnił, prowokował i siał postrach. Będzie nam go brakowało

Nikt inny w Polsce nie zabiegał z takim zapałem o zrozumienie dla Górnego Śląska - tego "domu wariatów, gdzie zacierają się granice, a historia bawi się ludźmi i narodami" - Kazimierza Kutza wspomina Marcin Wiatr, literaturoznawca i tłumacz, pracownik naukowy Instytutu im. Georga Eckerta.

Nigdy nie przepadał za artystycznymi trendami, koniunkturalizmem i formalistycznymi konwencjami - podobnie było w przypadku kolektywnych schematów myślowych i narodowych mitów, co zaskarbiło mu opinię nonkonformisty i człowieka przekornego. Kutz nie przejmował się wymogami dyplomatycznych konwenansów i lubił prowokować opinię publiczną. Swą postawą nieraz drażnił, nie unikając skandalizujących wypowiedzi. Tak było chociażby wtedy, gdy na płynącą ze środowisk feministycznych krytykę dotyczącą swoich filmów odpowiadał werbalną prowokacją. Jak twierdził, takie ekstremalne sytuacje tylko go rajcowały, bo wymuszały reakcje pozbawione fałszywej nuty. Nic więc dziwnego, że w odniesieniu do jego artystycznego dzieła najczęściej sięgano po pojęcie autentyczności.

O tym, że upór, przekora i asertywność należały do zbioru jego najbardziej osobistych cech, można się było przekonać, czytając jego felietony. Komentował w nich bieżące wydarzenia polityczne w Polsce - i czynił to w wybornie zjadliwym stylu. Siał w Polsce niemały postrach, właśnie ze względu na cięty język i złośliwie demaskujący styl swoich felietonów. Dzięki temu zyskał szacunek, ale i sporo wrogów.

Ale przecież już w latach 80. i 90. XX w, gdy realizował dla telewizji wybitne adaptacje współczesnych sztuk teatralnych, przyczynił się do niejednej ostrej debaty na polu polityki kulturalnej. Wywołał też niejeden "narodowy" skandal, np. gdy po ostatnich spisach ludności w Polsce kruszył kopie o uszanowanie wyboru ponad 800 tys. Górnoślązaków (o częściowo niemieckiej, częściowo polskiej, ale zawsze silnie regionalnej tożsamości) i zacięcie zabiegał o uznanie tej najliczniejszej w Polsce grupy społecznej za mniejszość etniczną. Jego argumenty niemal w całości przesłoniły cienie starych upiorów nietolerancji i narodowej megalomanii, pełnych patriotycznych frazesów, które dla Górnoślązaka - a Kutz był prawdziwie oddanym orędownikiem swego rodzinnego regionu - z reguły jawiły się jako zakłamane pustosłowie i tumiwisizm. Po orzeczeniu Sądu Najwyższego z 2013 r., który uznał, że Ślązacy nie mogą być uznani za odrębny naród, Kutz w swoim stylu skomentował to tak "Ślązacy powinni się teraz wk****ć". Swój heimat określił niegdyś jako podeszwę własnej fantazji, zapewniającej mu zachowanie wewnętrznej autentyczności. Topografia jego dzieciństwa jest tożsama z tą opowiedzianą w jego śląskim tryptyku, do którego sam napisał scenariusz po to, by z dumą i empatią pokazać przyczyny ambiwalentnego stosunku Górnego Śląska do Polski.

Czy jako przedstawiciel oświeconych bardów Śląska, niewygodny kronikarz "Solidarności" czy w końcu jako zadziorny polityk i sztandarowy Ślązak, zakorzeniony w pograniczu o podwójnym kodzie kulturowym - Kutz od zawsze był nonkonformistą, czym wyprzedał ducha swoich czasów. Przy czym ta postawa była przekonująca dlatego, że jego własna biografia była wiernym odbiciem historii polsko-niemieckich stosunków w XX w, losów Górnego Śląska i pewnego toposu charakterystycznego dla Europy Środkowo-Wschodniej - nieprzemijającej historii będącej determinantą życia jednostki.

W wieku 40 lat, już jako uznany reżyser, nakręcił "trylogię śląską", odwołując się do historycznej ambiwalencji i kulturowej dwuznaczności rodzinnego regionu. Po 1990 r. włączył się w życie polityczne, przy czym stale - w mediach czy bieżącej polityce - był orędownikiem integracji europejskiej i przystąpienia Polski do UE. Uzasadniając swoje zaangażowanie na rzecz Europy, wskazywał na historyczne i kulturowe doświadczenia Górnego Śląska.

Prostolinijność i wiara w elementarne zasady etyczne, których źródeł w ocenie Kutza należy doszukiwać się w jego górnośląskim pochodzeniu, to cechy charakterystyczne dla jego filmowych postaci - ludzi prostych i przeciętnych, którzy jednak w godzinie próby są w stanie zapłacić najwyższą cenę za to, by żyć w zgodzie z samym sobą. W zestawieniu z romantycznym paradygmatem wszelkie konflikty odzwierciedlające traumy najnowszej historii Polski u Kutza wydają się bardziej banalne i pozbawionej jednoznacznej oceny. Bohaterowie Kutza nie są ani narodowymi herosami, ani skazanymi na klęskę idolami w niekończącej się serii narodowych porażek, katastrof i tragedii. To raczej zajęci prozą życia pragmatycy, którym obcy jest patos i wielkie romantyczne gesty, wyposażeni jednak w takie afirmatywne cechy jak pewien etos życia czy poczucie dumy. To ludzie lubiący życie i unikający cierpiętnictwa, tej tak bardzo polskiej skłonności.

Nikt inny w Polsce nie zabiegał z takim zapałem o zrozumienie dla Górnego Śląska - tego, jak powiadał Kutz, "domu wariatów, gdzie zacierają się granice, a historia bawi się ludźmi i narodami". Czyni! to z dala od fałszowania historii i świadom faktu, że Górny Śląsk, którego tradycyjne struktury w wyniku II wojny światowej i wydarzeń powojennych uległy nieodwracalnym zmianom, nie jest już tym regionem z jego filmowej trylogii. A jednak szczególną cechą Kutza było to, że jako Górnoślązak zachował dystans do "spraw polskich" - a dokładniej do wszelkich nacjonalistycznych naleciałości polskiego patriotyzmu, w którym nie ma miejsca na inne tożsamości, na niuanse kulturowe czy etniczne. Opowiadał się za innym odczytywaniem polskości niż to, które utrwaliła polska literatura epoki romantyzmu czy późniejsza historiografia Dlatego pragnął w swych filmach opowiedzieć o tożsamościowej inności Górnego Śląska; zabiegał w nich o odmienne rozumienie patriotyzmu, w którym nie powinno zabraknąć krytycznej autorefleksji. - Trzeba ludziom mówić to, czego nie chcą słyszeć - powiedział pewnego razu.

Pozostawia nam ważne przesłanie: Bądźcie sceptyczni wobec wszelkich zdań i obrazów, czy to w literaturze, podręcznikach, czy filmie, które opowiadają wielką "historię", przesłaniając historie zwykłe. Ale zaufajcie sztuce, która opowiada czasem zwykłe historie skryte za wielką "historią". Czytajcie między wierszami, zaglądajcie za kadr filmowych obrazów. Szukajcie zawsze i wszędzie tej jednej jedynej "perły w koronie".

* Tekst ukazał się najpierw w "Forum Dialogu". Autor jest literaturoznawcą i tłumaczem, pracownikiem naukowym Instytutu im. Georga Eckerta.

Tytuł i skróty od redakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji