50 Śmiałych 2018. Kobiety, które zmieniają świat na lepsze
Krystyna Janda. Widzowie siedzą przez 100 minut ze ściśniętymi gardłami i ani drgną, a potem bez końca biją brawo na stojąco
Zatriumfować w spektaklu, którego forma polega głównie na tym, że stoi się niemal nieruchomo przed mikrofonem, może tylko Krystyna Janda. Stoi się i mówi. Czasem też śpiewa. Aktorka zrobiła to w marcu, jednym z tych miesięcy w polskim kalendarzu, które od czasu do czasu zapisujemy dużą literą. W tym roku dużą i pogrubioną, bo obchodziliśmy 50-lecie jednej z haniebniejszych kart naszej powojennej historii - antysemickiej kampanii Marca '68. Z tej okazji Janda przeniosła na scenę swojego warszawskiego Teatru Polonia bolesne i szczere do bólu "Zapiski z wygnania" Sabiny Baral, polskiej Żydówki, której własna ojczyzna kazała się wynosić. A przeniosła je tak, że widzowie siedzą przez 100 minut ze ściśniętymi gardłami i ani drgną, a potem bez końca biją brawo na stojąco. Biją je w Warszawie i Szczawnie-Zdroju, Gdańsku i Jarocinie, Lublinie i Lubinie, Krakowie i Gorzowie, bo aktorka przemierza Polskę wzdłuż i wszerz za sprawą domagającej się tego ludności.
Nie dziwi więc, że Krystyna Janda na tegorocznym Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy otrzymała główną nagrodę "za kreację, która przywraca sens i powagę obywatelskiemu zaangażowaniu artysty w sprawy publiczne". Nic dodać, nic ująć. A już niebawem, bo w styczniu, będą się mogli o tym przekonać mieszkańcy Tychów i Poznania, gdzie będą grane "Zapiski z wygnania".