Artykuły

Józef Hen kończy dziś 95 lat

Jest pisarzem, scenarzystą, reportażystą i dramaturgiem. Jego książki "Nowolipie", "Nikt nie woła" czy "Toast" kochają czytelnicy wielu pokoleń. Niesłabnącym powodzeniem cieszą się też jego diariusze - niedawno się ukazał się "Ja, deprawator". Józef Hen kończy dzisiaj 95 lat.

- Świat jest, jaki jest, ale jest bujny i ciekawy - twierdzi w wywiadach Józef Hen, który kończy dziś 95 lat. To literacki majster najwyższej klasy, niebojący się etykietki "literatura popularna". Jego książki zostały przetłumaczone na 21 języków.

Urodził się w 1923 r. na warszawskim Nowolipiu jako Józef Cukier. Pseudonim literacki Hen przyjął w roku 1944, gdy był żołnierzem II Armii Wojska Polskiego. - Hen to skrót mojego drugiego imienia Henryk - tłumaczył w jednym z wywiadów. - Mnie się moje nazwisko nie podobało - nie dlatego, że żydowskie, bo może być i niemieckie, i polskie, ale uważałem, że zanadto ten Cukier jak na pisarstwo konkretny. Nie zmieniłem nazwiska na takie z końcówką -ski, tylko na neutralne. Wiedziałem jedno - ma być krótkie i dźwięczne. Potem dopiero uświadomiłem sobie, że po angielsku "hen" znaczy kwoka, za to po hebrajsku - wdzięk. Jak w Izraelu mówiłem, że mam na nazwisko Hen, to grzeczni ludzie mówili: "I słusznie".

Jako dziecko drukował w "Małym Przeglądzie" Janusza Korczaka. Swe żydowskie dorastanie (jego ojciec prowadził na stołecznym Muranowie firmę hydrauliczno-wodociągową) opisał w "Nowolipiu", przeżycia wojenne m.in. w debiutanckiej książce "Kijów - Taszkient - Berlin", "Najpiękniejszych latach" oraz "Nikt nie woła" - tę ostatnią w 1960 r. sfilmował Kazimierz Kutz. Ale akcję przeniesiono z sowieckiej wówczas Samarkandy na polskie Ziemie Odzyskane.

- [Ojciec] Był analfabetą, jeśli idzie o język polski, ale przecież czytał w jidysz gazety z dodatkami literackimi - opowiadał w "Wyborczej". - Mama też dużo czytała - głównie powieści odcinkowe, ale pamiętam, jak przed śmiercią przeczytała mój "Crimen" i napisała do mnie: "Ty piszesz jak Rej" - czyli znała polską literaturę. Lubiła teatr, za czym ojciec nie przepadał. Wolał westerny.

Józef Hen wydawał powieści sensacyjne ("Toast" zekranizowany przez Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego jako "Prawo i pięść"), "płaszcza i szpady" ("Crimen" zamieniony na serial przez Laco Adamika) oraz o tematyce współczesnej ("Odejście Afrodyty", "Pingpongista"). Pisał monografie historyczne, żeby bronić Tadeusza Boya-Żeleńskiego w "Błazen - wielki mąż" czy Stanisława Augusta Poniatowskiego w "Mój przyjaciel król". Ale utwór dramatyczny - "Justyn! Justyn!" - poświęcił też raczej nielubianemu Władysławowi Gomułce.

Ze swych licznych sfilmowanych scenariuszy najbardziej ceni "Don Gabriela" Ewy i Czesława Petelskich - o wrześniu 1939 r. oglądanym z perspektywy bohatera podobnego do Karola Irzykowskiego (Bronisław Pawlik), który spiera się z kimś podobnym do Boya (Igor Śmiałowski). Sam też próbował sił w roli reżysera ("Perły i dukaty" z 1965 r.), ale jego karierę filmową przerwała antysemicka nagonka z marca 1968 r. Stał się w kulturze polskiej persona non grata. Na emigrację się jednak nie zdecydował. - Kiedyś Rakowski, naczelny "Polityki", odwoził mnie do domu i pytam go: "Co robić, wyjechać?". Powiedział: "Zostać i opisać" - wspominał pisarz.

Jest świetnym gawędziarzem. Opowiada ze swadą o sporcie - w 1949 r. kupił odwiedzającemu Polskę biegaczowi Emilowi Zátopkowi kilogram kiełbasy zwyczajnej, bo w Czechosłowacji żywność była wtedy na kartki.

Najnowsza z książek Hena "Ja, deprawator" ukazała się w październiku nakładem wydawnictwa Sonia Draga. Podobnie jak trzytomowe "Nie boję się bezsennych nocy" oraz "Dziennik na nowy wiek" zawiera ona spostrzeżenia i notatki, tym razem z lat 2016-18.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji