Artykuły

Polka w elitarnej szkole baletowej Opery Paryskiej

Na poważnie o zawodzie tancerki zaczęła myśleć dopiero wtedy, kiedy została zaproszona na przesłuchania do szkoły baletowej Opery Paryskiej. Miała wtedy 14 lat - pisze Małgorzata Steciak w Gazecie Wyborczej.

Ból jest nieodzownym towarzyszem początkującego tancerza. Baletki, zwłaszcza puenty, czyli baletki z utwardzanym czubkami uciskają. - To musi trochę boleć - mówi Emilia Sambor. Tancerka jest kolejną bohaterką cyklu "Młoda Polska" IMIĘ: Emilia. NAZWISKO: Sambor. ZAWÓD: tancerka klasyczna. WIEK: 19 lat. OSIĄGNIĘCIA: w wieku 14 lat dostała się do elitarnej szkoły baletowej Opery Paryskiej L'École de Danse de L'Opéra National de Paris. Z 1600 kandydatów przyjęto zaledwie siedem osób.

***

Z 19-letnią Emilią Sambor, jedyną Polką przyjętą do elitarnej szkoły baletowej Opery Paryskiej, udało mi się porozmawiać podczas ostatnich dni jej pobytu w Polsce. Przyjechała do rodzinnego Radomska, by spędzić czas z najbliższymi. Potem poleciała do Paryża. Zostanie tam do 8 września. Niedługo znowu czeka ją kolejna wielka życiowa zmiana - przeprowadzka do Stanów Zjednoczonych. Rozpoczyna roczny staż w San Francisco Ballet School.

Tańczy od czwartego roku życia. I choć stosunkowo szybko odkryto jej potencjał, Emilia przyznaje, że bardzo długo myślała o balecie w kategoriach przyjemności i zabawy. Twierdzi, że to właśnie dystans i luz okazały się kluczowe w jej podejściu do tańca. - Nie zastanawiałam się, czy jestem w tym dobra, czy powinnam rozważać profesjonalną karierę w balecie. Po prostu robiłam to, co kochałam. Kiedy tańczę, nie myślę o niczym innym, odkładam na bok wszystkie problemy i zmartwienia. Odpoczywam intelektualnie i oddaję stery mojemu ciału - opowiada.

Na poważnie o zawodzie tancerki zaczęła myśleć dopiero wtedy, kiedy została zaproszona na przesłuchania do szkoły baletowej Opery Paryskiej. Miała wtedy 14 lat.

- Zawsze była bardzo pracowita, miała dobre oceny. A do tego była niesłychanie skromna, nigdy się nie wywyższała. Nauczyciele często ją chwalili, ale ona nigdy nie spoczywała na laurach, po prostu pracowała dalej i dawała z siebie wszystko - wspomina Alicja Szczerbińska, przyjaciółka Emilii z Łódzkiej Szkoły Baletowej.

Dziadkowie Emilii śpiewali w amatorskich chórach, babcia była nauczycielką muzyki. Rodzice przyszłej tancerki starali się podtrzymywać tradycje muzyczne w rodzinie. Z powodzeniem - starszy brat i siostra Emilii są zawodowymi śpiewakami. Drugi brat, Dominik, lekarzem. Emilia, najmłodsza z całej czwórki, rozwijała swoje umiejętności w radomszczańskiej szkole muzycznej w klasie fortepianu. Rodzice zapisali ją również do ogniska baletowego w Częstochowie. Szybko stało się jasne, że to właśnie taniec jest pasją dziewczynki.

10-latka wyrusza do Łodzi

Jej niezwykłe umiejętności zostały dostrzeżone przez pedagogów, którzy namówili rodziców Emilii, by wysłali córkę do Państwowej Szkoły Baletowej w Łodzi. Dla 10-letniej wówczas dziewczynki wyprowadzka z domu rodzinnego była dużą zmianą. W Łodzi studiował jej starszy brat, więc Emilia zamieszkała u niego. - Mimo że byłam daleko od mamy i taty, na co dzień miałam wokół siebie najbliższą rodzinę. Co tydzień jeździłam też w odwiedziny do Radomska - opowiada.

- Emilia od dziecka była niesłychanie zorganizowana i zdyscyplinowana - wspomina jej tata Witold Sambor. - Kroczyła konsekwentnie swoją ścieżką. Nikt nie mógł jej do niczego przekonać, jeśli nie miała na to ochoty. Nigdy też nie poddawała się wpływowi koleżanek. Jednocześnie była bardzo nieśmiała i nie lubiła być w centrum uwagi. Dopiero taniec pomógł jej nabrać pewności siebie, nauczyć się być na pierwszym planie.

Emilia pierwsze sukcesy odniosła już w Łodzi. W wieku 11 lat wystąpiła w "Jeziorze łabędzim" na deskach Teatru Wielkiego. Ważną rolę w szlifowaniu jej talentu odegrał Wiesław Dudek, pierwszy solista Staatsballett Berlin, który dostrzegł dziewczynkę podczas V Ogólnopolskich Spotkań Konkursowych Młodych Tancerzy. Występ 13-letniej wówczas tancerki wywarł na nim tak duże wrażenie, że postanowił przyznać jej nagrodę indywidualną - wyjazd do szkoły tańca i choreografii na Wyspach Kanaryjskich. - Dzięki niemu uwierzyłam w siebie - podkreśla Emilia.

Później sprawy potoczyły się błyskawicznie. Emilia zdobywała kolejne nagrody. Zwyciężyła m.in. w Europejskim Półfinale Międzynarodowego Baletowego Konkursu Stypendialnego Youth America Grand Prix i znalazła się w TOP 12 najlepszych tancerzy podczas finału imprezy w Nowym Jorku. Niecały rok później otrzymała propozycję wzięcia udziału w egzaminach wstępnych do najlepszych szkół baletowych na świecie. Długo wahała się między Nowym Jorkiem a Paryżem. W końcu przeważyły względy praktyczne - rodzice Emilii nie chcieli, by w tak młodym wieku córka wyprowadzała się na drugi koniec świata.

Biorą tylko najzdolniejszych

- Stwierdziliśmy, że Stany Zjednoczone są za daleko. Obawialiśmy się, że jeśli wyprowadzi się na inny kontynent, urwie nam się kontakt. A bez wsparcia rodziny nawet największy talent może przedwcześnie zgasnąć. Dlatego padło na Paryż, który wydawał się nam bardziej w zasięgu ręki. Przez pięć lat co miesiąc odwiedzałem córkę na zmianę z żoną - opowiada tata Emilii.

Każda szkoła ma swój klucz, według którego dobiera uczniów, zarówno pod kątem umiejętności, jak i warunków fizycznych. - Francuzi stawiają na tancerzy z długimi nogami i tułowiem. Pierwszy etap przesłuchań polega na ocenie budowy ciała kandydata. Sprawdza się wzrost, długość sylwetki, kształt stopy. To są rzeczy, na które właściwie nie mamy wpływu. Podczas moich przesłuchań musiałam podać wzrost moich rodziców. Na tej podstawie komisja szacowała, jak będę wyglądać, kiedy dorosnę. Mierzono mi nawet nadgarstki! - opowiada Emilia.

Drugi etap egzaminów, polegający na wykonaniu prostych ćwiczeń i kroków tanecznych, był dla niej dużo bardziej stresujący. - Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jestem o krok od osiągnięcia celu - mówi.

Z 1600 kandydatów do egzaminów dopuszczono zaledwie 250. Ostatecznie do szkoły dostało się siedem osób, w tym Emilia, która stała się jednocześnie pierwszą Polką kształcącą się w elitarnej Szkole Opery Paryskiej L'École de Danse de L'Opéra National de Paris.

- Szkoła jest uznawana za jedną z najlepszych na świecie. Od ponad 300 lat pielęgnuje tradycję tzw. szkoły francuskiej, docenianej za technikę, styl oraz elegancję - ocenia Anna Hop, tancerka i choreografka Polskiego Baletu Narodowego. - Wielu absolwentów tej szkoły to gwiazdy światowego formatu, m.in. Sylvie Guillem czy Aurélie Dupont. Szkolić mogą się tam wyłącznie najzdolniejsi, poddawani bardzo ostrej selekcji adepci sztuki baletowej. Jesteśmy niezwykle dumni z osiągnięć Emilii Sambor i kibicujemy rozwojowi jej kariery.

Przed wyjazdem do Paryża największym problemem dla Emilii był brak znajomości francuskiego. Dlatego, przed przeprowadzką do stolicy Francji całe wakacje przeznaczyła na intensywną naukę języka, przez sześć, siedem godzin dziennie. Dla każdej nastolatki zwyczajna zmiana liceum jest już stresującym przeżyciem. Emilia z dnia na dzień musiała odnaleźć się w nowym kraju i środowisku.

- Pierwszy rok nie był łatwy. Na początku, kiedy jeszcze nie mówiłam za dobrze po francusku, trudno mi było integrować się z rówieśnikami. Z czasem jednak radziłam sobie coraz lepiej. A sama szkoła mnie zachwyciła - opowiada.

Szkoła z musztrą wojskową

Lekcje ogólnokształcące zaczynały się codziennie od 8 rano i trwały do południa. Później, po półtoragodzinnej przerwie na obiad i rozgrzewkę, przychodził czas na zajęcia ruchowe. Emilia uczyła się zarówno tańca klasycznego, współczesnego, jazzu, jak i ludowego. Od trzech i pół do pięciu godzin dziennie. Do domu wracała po godzinie 18, wtedy miała czas dla siebie. Zwykle jednak i tak wszystko kręciło się wokół baletu. - Po treningu trzeba wziąć odprężającą kąpiel, rozmasować mięśnie. Wieczory najczęściej i tak spędzałam, ucząc się kroków nowych baletów - wspomina.

Emilia porównuje dyscyplinę panującą w paryskiej szkole do musztry wojskowej. - Artysta musi mieć wyrazistą osobowość, ale balet jest przede wszystkim tańcem zespołowym. Dlatego już w szkole, podczas lekcji, ubieramy się jednakowo, nosimy takie same fryzury. Ćwicząc kroki baletowe, uczymy się poruszać w idealnej harmonii. Takie temperowanie ego jest niezbędne, by móc w przyszłości funkcjonować jako członek zespołu baletowego - tłumaczy.

Podkreśla też, że ból jest nieodzownym towarzyszem początkującego tancerza. - Baletki, zwłaszcza puenty, czyli baletki z utwardzanymi czubkami, uciskają. Ciało jest nieustannie poddawane wymagającym treningom, rozciąganiu. To musi trochę boleć, nie ma siły - śmieje się tancerka. Dodaje również, że wbrew powszechnym wyobrażeniom na temat atmosfery panującej w szkołach baletowych uczniowie nie rywalizują ze sobą. - Czasami zdarza się jednak, że to rodzice - nie dzieci - mają zbyt duże ambicje i wprowadzają do naszych relacji niezdrową atmosferę. Z kolegami z klasy staramy się raczej wspierać. Moi rówieśnicy będą kontynuować naukę w Londynie, Amsterdamie, San Francisco. Każdy z nas ma swoją drogę i nie ma sensu sobie zazdrościć - mówi.

"Jeżeli mogę nauczyć się czegoś nowego, warto spróbować"

Najbliższe miesiące zapowiadają się u Emilii bardzo pracowicie. Cztery tygodnie wakacji spędziła na warsztatach w San Francisco Ballet School, po których otrzymała zaproszenie na roczny staż. Będzie tam szlifować swoje umiejętności i integrować się z baletowym środowiskiem zawodowym. Fundusze na wyjazd zbiera za pośrednictwem strony GoFundMe. Jednocześnie będzie zdalnie studiować we Francji na kierunku naukowo-sportowym STAPS [skrót od francuskiego "Sciences et techniques des activitésphysiques et sportives", to kierunek przygotowujący do zawodów związanych ze sportem i aktywnością fizyczną np. coach sportowy, trener, fizjoterapeuta- przyp. red.]. Za rok planuje wziąć udział w przesłuchaniach do profesjonalnych zespołów baletowych.

- Czas spędzony w San Francisco będzie dobrym etapem przejściowym między szkołą a pracą zawodową - opowiada. - W tym zawodzie nie możemy sobie pozwolić na marnowanie czasu. Mam 19 lat. Jeżeli mogę nauczyć się czegoś nowego albo coś odkryć, warto tego spróbować.

Mimo że największe taneczne sukcesy są jeszcze przed nią, do planów na przyszłość Emilia pochodzi z zaskakującym pragmatyzmem. - To nie jest zawód, który będę mogła wykonywać do 60. roku życia. Nie martwię się tym jednak. Część tancerzy po przejściu na "baletową" emeryturę w okolicach 35. roku życia całkowicie zmienia kierunek zawodowych poszukiwań. Jest naprawdę wiele możliwości.

Kiedy pytam ją o największe taneczne marzenie, odpowiada, że nie myśli wyłącznie o występowaniu na najlepszych scenach baletowych świata. Nie wyklucza dołączenia do mniejszego, niekoniecznie popularnego zespołu. Najważniejsze, by w pogoni za sukcesem nie stracić przyjemności płynącej z miłości do muzyki i ruchu. - Nie chcę za wszelką cenę zatańczyć "Giselle" czy "Jeziora łabędziego". Nauczyłam się, że czasami występ w zespole może być bardziej satysfakcjonujący niż solo. Liczy się atmosfera zespołu, możliwość twórczego rozwoju. Ja chcę być po prostu szczęśliwym człowiekiem - podsumowuje.

***

Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Polityce'', ''Gazecie Wyborczej'', ''K-MAG-u'' czy w serwisie dwutygodnik.com. Wcześniej była m.in. redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji