Artykuły

Beckettowanie w Łaźni

Festiwal Beckettowski Transpozycje podsumowuje Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Świetny monodram Martina Wuttke, interesujący (choć bez olśnień) występ Conora Lovetta [na zdjęciu], pięknie przeczytany przez Alicję Bienicewicz fragment "Watta"- to najlepsze rzeczy z trzydniowego festiwalu Transpozycje.

Becketta gra się mało; choć nikt nie podaje w wątpliwość wartości jego dzieła, bytuje ono na obrzeżach głównych teatralnych nurtów. Przynajmniej w Polsce, gdzie od wielu lat nie powstało wybitne beckettowskie przedstawienie. Beckettem zajmują się pokątnie i podziemnie entuzjaści, od czasu do czasu pokazujący publicznie rezultaty swojej pracy. Dobrze więc, że festiwal w Łaźni przypomniał tę twórczość - również teksty mniej znane - pokazał też skalę trudności, z jakimi zmagać się muszą ci, którzy zabierają się za Becketta. Ale też - paradoksalnie - że nie taki on straszny, że można tymi dziwnymi, niezwykłymi tekstami przejąć, wzruszyć i rozbawić widzów. Na fotografiach rozwieszonych w piwnicy Łaźni widzimy Becketta - ostre rysy pobrużdżonej twarzy łagodzi lekki uśmiech i ironiczne, uważne, ale ciepłe spojrzenie. Trzeba się go bać, bo wymaga wiele, ale gdy się już sprosta tym wymaganiom, rezultat może być olśniewający. Tak jak "Pierwsza miłość" Martina Wuttke.

Mieszkający we Francji irlandzki aktor Conor Lovett zakończył festiwal monodramem na podstawie powieści "Molloy". Chudy, o pociągłej twarzy, w długim płaszczu, przykrótkich spodniach i martensach był - by tak rzec - modelowym beckettowskim klaunem-filozofem. Wydobył ze swojej historii - siłą rzeczy będącej fragmentem długiej powieści - głównie absurdalny komizm. Przy wszystkich zaletach aktorstwa Lovetta, pozostaje pytanie, jaki jest sens wycinania z tak precyzyjnie skomponowanej powieści, gdzie forma jest nierozerwalnie związana z treścią, fragmentu stanowiącego materiał aktorskiego popisu.

Podobne wątpliwości budził fragment "Szczęśliwych dni", zagrany po polsku przez Alicję Bienicewicz i po angielsku przez Olega Liptsina. Może miała być to prezentacja różnych stylów aktorstwa - i tym w gruncie rzeczy była, tyle że Oleg Liptsin (grający Winnie) pokazał aktorstwo nieznośne, coś (co?) parodiujące, przerysowane, w dodatku przesadnie skupiał się na poprawnej angielskiej wymowie. Niewiele ciekawego wyniknęło z różnojęzycznych "zderzeń" tych samych tekstów. "Nie ja", w wykonaniu Claire Aveline (po francusku), Park Krausen (po angielsku) i Dagmary Foniok (po polsku) przypominały wyścigi czy zawody - kto ma najlepszą dykcję, kto najszybciej czy najlepiej powie ten monolog, w którym w ciemności widoczne są tylko usta aktorki.

Podobnie było z "Tekstami na nic" (Alicja Bienicewicz po polsku i Cristin Koenig po niemiecku, bez tłumaczenia) i "Wattem" (Janusz Koprowski po polsku i Oleg Liptsin po rosyjsku). Wiarę w sens czytania Becketta przywróciła na chwilę Alicja Bienicewicz, pięknie, spokojnie, z ciepłą ironią czytająca inny fragment "Watta", opowiadający o romansie Watta z handlarką ryb panią Gorman.

Transpozycje w sumie jednak były udanym festiwalem; w pierwszej, kwietniowej odsłonie dwa znakomite spektakle - "Ostatnia taśma Krappa" w Rickiem Clucheyem i "Resisua Oliviera Sturma", w drugiej - przede wszystkim "Pierwsza miłość" Martina Wuttke. A jesienią - inny, festiwal beckettowski, Dedykacje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji