Artykuły

Rozczarowanie z powodu "Świecznika"

W Alfredzie de Musset - jak to lapidarnie określił Andre Maurois - czuły i wrażliwy paź współżył z przedwcześnie zblazowanym rozpustnikiem. Z tego dysonansu Musset wywiódł swą poezję. Z niego też pochodzi m.in. "Świecznik" - przypomniany nie tak dawno przez warszawską telewizję; a ostatnio wystawiony na scenie Teatru Współczesnego.

"Świecznik" - transpozycja przygody Jaką rzeczywiście przeżył siedemnastoletni Musset- wskazuje zresztą Jedno z źródeł wytkniętego przez Maurois kontrastu, który przecież wziął się tyle z wewnętrznej natury poety, co z jego bogatych, a często bardzo gorzkich doświadczeń.

Paryska prapremiera tego utworu odbyła się w 1848 r. w trzynaście lat po jego wydrukowaniu. Przedstawiony był on, wówczas ledwie 40 razy i mimo powodzenia zszedł ze sceny, zdjęty z afisza na polecenie władz Jako sztuka zbyt niemoralna. Dziś dowcipny, lekki, świetnie spointowany "Świecznik" - o temporal o moresi - nie oburza, lecz bawi, choć w inscenizacji wyreżyserowanej we Współczesnym przez Krzysztofa Zaleskiego, także trochę rozczarowuje.

W gruncie rzeczy niby wszystko Jest w porządku. Po pierwsze - dobry tekst Musseta w doskonałym przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Po drugie - dobra muzyka Jerzego Satanowskiego. Dalej - scenografia Wojciecha Wołyńskiego także dobra: np. skrótowe, oszczędne a trafne rozwiązanie plastyczne scen umiejscowionych w ogrodzie. No i wreszcie - dobrzy aktorzy. Ale właśnie aktorzy, będący przecież tradycyjnie najsilniejszym: atutem Współczesnego, dostarczają owego rozczarowania uwidocznionego w tytule niniejszego tekstu.

Na szczęście - nie wszyscy. Nie zawiódł Mieczysław Michnikowski. Niczego nie można takie zarzucić odtwórcom drugoplanowych postaci: Marii Mamonie, Marcinowi Trońskiemu-Szalawskiemu, Wojciechowi Kosińskiemu, Andrzejowi Szenajchowi I Marianowi Friedmanowi. Mirosław Konarowski z rolą Fortunia poradził sobie, zupełnie dobrze. Bardzo, bardzo Jeszcze młodzieńczy w swej grze - co w wypadku "Świecznika" nie jest wadą - mimo widocznego braku doświadczenia (co takie ma w tej Inscenizacji zalety), może chwilami nadto romantyczny, zdołał zgrabnie i przekonywająco przejść do finałowej, dowcipnej pointy spektaklu.

Któż więc rozczarowuje? Marla Lipińska w roli notariuszowej Joanny. Aktorka najwyraźniej nie przystaje do tej postaci. Tym bardziej, że Krzysztof Kowalewski zadanie jej utrudnia. Jest on naprawdę zabawny, wręcz komiczny. Jednakże bardziej przypomina pana Sułka z radiowego serialu Jacka Janczarskiego, niż pełnego uroku kochanka w mundurze oficera francuskich dragonów, dla którego można głowę stracić całkowicie i z kretesem. W konsekwencji, Kowalewski tak dalece wypacza rolę Clavaroche'a - oczywiście w. zestawieniu z pozostałymi aktorami traktującymi swe rolo raczej tradycyjnie - że cały spektakl traci spójność i pobrzmiewa fałszem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji