Artykuły

Śmietnisko

"To Jest sztuka śmierci i życiu, o śmieciach i słońcu, o starości i o śmieciach... o rodzeniu... o jedzeniu". Pisał Tadeusz Różewicz o "Starej kobiecie..." Pod koniec lat 60 dramat ten wydawał się świetnie skonstruowany, a ogólnikowość metafory i poruszanych problemów - interesująca i niebanalna, zwłaszcza po wrocławskiej premierze w reżyserii Jerzego Jarockiego. Wartość "Starej kobiety..." potwierdziła również jego wersja telewizyjna w reżyserii Kazimierza Brauna (powtórzona niedawno w cyklu "Historia dramatu polskiego").

Z tym większym zainteresowaniem chciałem zobaczyć "apokaliptyczny śmietnik" w Wałbrzychu, bo to i sztuka rzadko pokazywana, a nieco już zwietrzała i publiczność wałbrzyska raczej wroga wobec awangardowych, tworów.

Niestety, wszystkie moje obawy się potwierdziły. Przedstawienie dyplomowe Julii Wernio okazało sią nieporozumieniem i to nie tylko frekwencyjnym. Ani bowiem dramat nie został odczytany na nowo (już nie mówię, żeby odkrywczo), a tylko wydobyto jego miałkość i ogólnikowość, ani młoda reżyserka nie popisała się sprawnością warsztatową, ani nawet nie potrafiła uzasadnić swojego wyboru.

Zaskakujące niekonsekwencją i bezmyślnością były zabiegi zmierzające do uatrakcyjnienia za wszelką ceną przedstawienia. Wprawdzie słuchałem podczas antraktu starych piosenek, na jeszcze starszym gramofonie z przyjemnością, a z mniejszą przyglądałem się przechadzającym się po foyer: Stróżowi porządku (Krzysztof Rysiak) i Młodzieńcowi (Janusz Zwierzyński) - wszystko to w ramach spektaklu, ale po co?!

Takich bezsensownych pomysłów i wątpliwych atrakcji znalazłoby się jeszcze kilka, czego "zasługę" należy przypisać również scenografii. Elżbieta Wernio nie tylko, że nie wyszła ponad uwagi odautorskie zamieszczone w didaskaliach, to jeszcze zabrakło jej konsekwencji i wyczucia sceny, a oprawa jej autorstwa nie mieściła się nawet w granicach dobrego smaku (zwłaszcza dekoracje do pierwszej części).

Powstał spektakl o niczym, na dodatek długi i nużący. Może byłoby inaczej, gdyby reżyserka poszła w kierunku groteskowego humoru i teatru absurdu, których ślady u-barwiły pierwszą część przedstawienia. A tak jedyną zaletą i usprawiedliwieniem powstania spektaklu stała się jego strona aktorska.

W tych niesprzyjających warunkach prawdziwą kreacją udało się stworzyć Barbarze Sokołowskiej, którą jako Stara Kobieta, zwłaszcza w pierwszej części, popisała sią świetnym warsztatem i umiejętnością myślenia scenicznego. W drugiej natomiast pogubiła się w "śmietniku" wątpliwych pomysłów inscenizatorskich reżyserki, przygłuszona bałaganem scenicznym. Bardzo dobrze partnerowali jej Ryszard Radwański, który wcielił się w groteskowego kelnera Metodego oraz doświadczony Józef Kaczyński, jako Dystyngowany Pan. Niepotrzebnie w kierunku przerysowanego realistycznego komizmu poszedł Arkadiusz Rajzer, ale przynajmniej potrafił rozbawić publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji