Artykuły

"Mąż i żona" w negliżu

Nową premierą Teatru Dramatycznego w Legnicy reżyser (Bernard Ford Hanaoka) obsadził w kontekście obrosłej legendą obscenicznej twórczości Aleksandra Fredry.

Spektaklowi wprawdzie nie towarzyszy postawiony w hallu kamienny phallus, lecz również adekwatna wystawa przewrotnych fotograficznych collage'y Jana Berdaka oraz dołączona do programu niezbyt wyszukana artystycznie "teka erotycznych rycin" Ryszarda Kabanowa, pięknie odbitych na deficytowym, kredowym papierze.

Na tym nie koniec osobliwości przeznaczonych dla żądnej wrażeń publiczności, a wręcz wstęp... Najwięcej takowych jest w samym przedstawieniu, w czasie którego za parawanem w "teatrze cieni" aktorzy odgrywają co "smaczniejsze" kąski rodem z Wisłockiej. Na "Męża i żonę" walą tłumy - jak zapewnia organizacja widowni. Widać, że społeczeństwo nadal głoduje seksualnie. Przedstawienie ma prawdopodobnie dwie wersje (na skutek interwencji kuratorium). Ja miałem okazją być na tej nie cenzurowanej, nie wyjałowionej, przeznaczonej dla dorosłej publiczności, z prawem kupowania programów.

Chyba jednak jedynym sprawcą sukcesu nie jest okrzyczany, rozreklamowany erotyzm, który jako generalny pomysł przedstawienia starcza zaledwie na pierwszy akt. Drugi - zyskuje na wartości. Reżyser zawierzył bardziej tekstowi, podbudowanemu zabawnymi sytuacjami i niezłą grą aktorów, którzy czuli się w takich warunkach znacznie swobodniej.

Kluczową postacią sztuki reżyser uczynił Alfreda (zabawny choć czasem przerysowany w interpretacji Wojciecha Stawujaka). Przemyślnie przebrał go w strój ułana, grasującego po sypialniach bezbronnych wobec munduru pań. Dzielnie dotrzymywały mu kroku uwodzone: Elwira (dobra zwłaszcza w drugim, akcie Izabella Laskowska) i przewrotna Justysia (naturalna w roli Lidia Pawłowicz) oraz konkurencyjny "łamacz serc" - hrabia Wacław (Krzysztof Styś). Prawdziwą perełką był natomiast epizod Lokaja. Choć przewrotny rodem z Gombrowicza, był on jednak poprowadzony przez Ryszarda Grajewskiego konsekwentnie i bardzo zabawnie.

Bernard Ford Hanaoka, podobnie jak we wcześniejszym wałbrzyskim "Fircyku w zalotach", udowodnił swoją sprawność reżyserską. Brakuje mu jednak nadal konsekwencji w doprowadzaniu pomysłów do finału, czasami też wśród zabawnych gierek, trafiają się marnawe. Tym razem piękną, utrzymaną w bielach, zabarwionych lekko pastelami, scenografię zbudował Krzysztof Rogiński. Świetnie sprawdziła się działająca na wyobraźnię widzów i bardzo debra muzyka Czesława Niemena.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji