Artykuły

Bez owacji

Bez olśnień minął tegoroczny sezon teatralny. W bilansie ostatnich dziesięciu miesięcy najwyraźniej zabrakło wybitnych sztuk współczesnych, porywających inscenizacji, jak i nowych indywidualności, zdolnych zafrapować krytykę i widownię.

Miał oczywiście ten sezon swoje przeboje repertuarowe, jak choćby gdyńskiego "Skrzypka na dachu", warszawskiego "Cyda" i "Złe zachowanie"; miał też kilka ważnych realizacji, np. łódzkie "Dziady", warszawskie "Śluby Panieńskie", opolskiego "Kajusa Cezara Kaligulę", ale żadnej z nich nie można by określić mianem prawdziwego wydarzenia Miał też oczywiście swoje skandale, ale o tych lepiej zapomnieć, niż je bilansować.

CZEGO ZABRAKŁO?

Przede wszystkim prezentacji złożonych, często bolesnych problemów współczesności. Retrospektywny przegląd najciekawszych sztuk powojennego 40-lecia ukazał, jak w istocie niewielkimi zasobami dysponujemy, ile sztuk niegdyś sztandarowych się zestarzało, straciło aktualność i zainteresowanie twórców i widowni Świetnie bronił się Różewicz, Mrożek, Gombrowicz, gorzej już było z Drozdowskim czy Lutosławskim, a nawet z Kruczkowskim. Może ten obraz byłby inny, gdyby poszperano głębiej, sięgając do dawno nie pokazywanych dramatów Iwaszkiewicza, Grochowiaka, Iredyńskiego, Brylla, Newerlego, Rymkiewicza. Ale fakt, że tego nie zrobiono, świadczy również wymownie o kondycji i zainteresowaniach naszych scen i twórców.

Retrospektywa nie zachwyciła, ale bieżąca produkcja - również. Tak dalece nie było w czym wybierać, że wrocławski Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych zdecydowano się przesunąć o rok, na 1986 r. Z dotychczas zaprezentowanych nowości najwyższe notowania ma "Kreacja" Iredyńskiego i "Jałta" Frelka, kontrowersyjne uczucia wzbudza "Czas nasturcji" Wachowicz, wybuchy śmiechu nie najwyższego lotu "Ogłoszenie matrymonialne" Kwiatkowskiej i Otwinowskiej.

Prapremiery miał też m. in "Kapelusz" Tyma, "Chłopiec, który odchodzi" Urbankowskiego, a także już zauważone na festiwalach "Scenariusz dla nieistniejącego, ale możliwego aktora instrumentalnego" Schaeffera i "Złe zachowanie" Strzeleckiego. Prapremierą ostatnich dni, spektaklem autorskim, eksperymentującym na naszych uczuciach i przyzwyczajeniach jest "Powolne ciemnienie malowideł" Grzegorzewskiego.

Liczba premier polskiej klasyki zbliżyła sią w tym sezonie do dziewięć-dziesiątki. Najwięcej laurów i pochwał spadło na "Śluby panieńskie" Fredry, zrealizowane w Teatrze Polskim w Warszawie przez Andrzeja Łapickego, z Joanną Szczepkowską i Janem Englertem. Był to przykład przedstawienia aktorskiego, bez udziwnień i tzw. pomysłów, znakomitej, rzetelnej roboty warsztatowej natomiast sprawił teatr Witkacemu. Hucznie witaliśmy w lutym rozpoczęcie Jego Roku. zapowiadając worek z premierami autorstwa Jubilata. Z tegoż worka, jak się okazało, wysypało się w ciągu pól roku ok 20 przedstawień, na ogół żenujących, niespójnych formalnie, nieciekawych artystycznie Odnosi się wrażenie, że Witkacego potraktowano byle jak, rocznicowo, fiksując wykonanie planu. Najchętniej reżyserzy wznawiali "Matkę" oraz "Wariata i zakonnicę"; Warszawa Kraków zafundowały swoim widzom "Gyubala Wahazara", ale żadne z tych przedstawień nie osiągnęło zadowalającego poziomu Rok Witkacego jeszcze trwa; smutne, że jak dotąd najciekawszym jego wydarzeniem był stuminutowy. telewizyjny film "Tumor Witkacego", w reżyserii Grzegorza Dubowskiego.

W klasyce obcej warto odnotować prymat Rosjan i Francuzów.

Najwięcej miejsca poświęciły nasze teatry dramaturgii rosyjskiej i radzieckiej. Przygotowano ok. 40 premier, z których najciekawsze wybrane zostaną na listopadowy Festiwal Sztuk Rosyjskich i Radzieckich w Katowicach. Poza rosyjską. najpełniej (17 premier) pokazana była klasyka francuska. Prym wiódł Molier. Do interesujących propozycji należały "Opowieść o pokusie, upadku i pokucie F. Villona" (T Dramatyczny w Warszawie) i "Adrianna Lecouvrer" Scribe'a i Legouvc'a (T. łódzki m. Jaracza).

Wyraźnie natomiast zmalało zainteresowanie Szekspirem. O ile w latach siedemdziesiątych był on w czołówce klasyków światowych, na naszych scenach, w mijającym sezonie doczekał się zaledwie 6 premier. Podobnie nie znalazła uznania w oczach reżyserów dawna dramaturgia niemiecka, hiszpańska czy antyczna.

Trudno, oczywiście, powiedzieć, czy są to w naszym teatrze tendencje trwałe, czy też obecny sezon okaże się pod tym względem nietypowy W każdym razie warto na fakt ten zareagować, bowiem wszelkie zawężanie oferty repertuarowej, ze względu na edukacyjną funkcję teatru, jest co najmniej -niebezpieczne.

Wśród przekładów współczesnych z drugiego obszaru największej liczby wystawień doczekała się sztuka Alana Ayckbourne'a "Jak się kochają w niższych sferach", która to farsa przetłumaczona przez Kazimierza Piotrowskiego odbywa triumfalny pochód po polskich scenach.

Natomiast z trudem dociera i toruje sobie drogę dramaturgia krajów socjalistycznych Dość powiedzieć, że NRD np. reprezentują tylko 4 premiery (w tym dwie Brechta), twórczość czechosłowacką i węgierską również po dwa stwory. Miejmy nadzieję. że przyszły sezon będzie pod tym względem ciekawszy, bowiem na wystawienie czeka sporo gotowych przekładów.

Najszybciej udaje się naszym teatrom nadążać za współczesną dramaturgia radziecką Do udanych poszukiwań należą prapremierowe realizacje A. Kazancewa "Zanim się przerwie srebrny sznur" Krasnogorowa "Ktoś musi odejść" oraz Gelmana "Sami ze wszystkimi". Warto też wiedzieć, że wystawienie czeka cały pakiet nowych nieznanych pozycji Arbuzowa, Sałyńskiego, Radzińskiego, Gorina, jak i innych mniej znanych dramatopisarzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji