Artykuły

Jeleniogórskie premiery

W maju 1983 roku - a więc w bieżącym sezonie teatralnym - przypada setna rocznica śmierci Cypriana Norwida - patrona jeleniogórskiej sceny. Nic zatem dziwnego, że zespół teatru czuje się szczególnie zobligowany, by uczcić to w godny sposób, by przybliżyć współczesnym postać i twórczość tego wielkiego artysty, wciąż jeszcze zbyt mało spopularyzowaną.

Niejako chcąc nadrobić te "zaległości". Teatr im. C. Norwida wystawił trzy pozycje oparte na "pismach wierszem i prozą" poety: "Moja ojczyzna", "Śpiewam miłosny rym..." i "Pielgrzym".

Osobiście nie jestem zwolennikiem różnego rodzaju montaży poetyckich, "rozpisywanych na głosy". Może dlatego, że jak do tej pory nie wymyślono recepty na ich inscenizację. Stosowane pomysły - dotyczy to większości teatrów - są nader ubogie, tym samym rezultaty nader opłakane. Stosuje się więc rozmieszczanie aktorów na widowni (również na balkonach), a także w foyer. Jeżeli zaś rzecz cała odbywa się li tylko na scenie - z góry można założyć, że wykonawcy - oczywiście w półmroku lub w zupełnej ciemności - poustawiani będą w różnych jej miejscach, którymi, co jakiś czas/ będą się zamieniać; wypada też niektóre fragmenty wygłaszać tyłem do widowni... Nie dziwię się zatem, iż wielu aktorów nie lubi tego rodzaju repertuaru, a niemało ich po prostu nie "czuje" poezji, bojąc się przy tym obnażenia braków dykcyjnych. I koło się zamyka.

Jeleniogórskie realizacje również nie odbiegały od powyższego stereotypu. Niewątpliwie były potrzebne, chociażby ze względu na swoją rolę popularyzatorską twórczości Norwida, twórczości, która bez względu na rodzaj i sposób inscenizacji zawsze się wybroni. Kolej o innym przedsięwzięciu jeleniogórskiego teatru: "Uciechach staropolskich" (lepszych i pożyteczniejszych aniżeli z Bacchusem i Wenerą, muzyką, śpiewem i tańcem okraszonych) w opracowaniu dramaturgicznym i inscenizacji Kazimierza Dejmka, w reżyserii Bogdana Baera. Widowisko jest kontynuacją poprzednich penetracji Dejmka staropolskich tekstów, zafascynowaniem teatrem plejbejskim. Po "Żywocie Jozepha" Mikołaja Reja, "Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" Mikołaja z Wilkowiecka i "Dialogus de Passione albo Żałosnej tragedyji o męce Jezusa" - "Uciechy" są pozycją szczególną. Przedstawienie proste i szlachetne w formie, zaistniało - mimo ludowych dosadności słowa - pełne urody I blasku, tętniące własnym samoistnym życiem.

Dejmek bowiem szuka tradycji tam, gdzie można ją znaleźć, wybierając przy tym określone treści plejbejskie i narodowe. Ale nie po to, aby je kanonizować. Jest to wybór tradycji z punktu widzenia współczesności. Odnaleziona na tej drodze tradycja zmienia na scenie swoją funkcję. Średniowieczno-renesansowy moralitet interesuje go jako rodzima praforma teatru epickiego. Dejmek rozumie, że ma do czynienia z historycznymi treściami i z historycznie wykształconą formą teatralną. Nie bawi się jednak w konserwatora, a raczej w animatora treści i form obumarłych.

Charakterystyczny dla postawy Dejmka wobec tradycji jest również jego stosunek do tekstów. Nie traktuje ich z akademickim pietyzmem, chociaż wrażliwy jest na wszystkie jego stylo-twórcze uroki. Teksty historyczne są dla niego materiałem do scenicznego montażu. Kiedy trzeba skreśla całe sceny i postaci, dodaje inne, wprowadza fragmenty innych utworów, czasem z innego okresu, ale odpowiadające stylem zamierzonej całości. Daje nam zasmakować w wybornym zróżnicowaniu pierwiastków składających się na widowisko. Współistnieją w nim poddane jednej zasadzie estetycznej naiwnie celebrowane tony misterium obok żywiołowej frywolności obyczajowych intermediów, czy łacińskich pieśni i fajerwerków ludowego dowcipu. Bawiące współczesnych widzów trans-akcentacje staropolskiego . wiersza wykorzystane zostały świadomie jako ważny czynnik stylu. Podobnie intermedia. Pełnią one rolę tekstów głównych, nie zaś przerywników, poszczególne bowiem Uciechy oddzielają tańce i piosenki. Pozwoliło to na stworzenie z luźnych scenek spójnej całości, będącej swoistym przeglądem naszych wad narodowych (lenistwo, nieuczciwość, nieuctwo, skąpstwo, pijaństwo, itp.). Tym samym niejako widowisko zmusza do niezbyt wesołych refleksji, do stawiania pytań i poszukiwania na nie odpowiedzi. Jednocześnie - napawa swoistym optymizmem, usprawiedliwia, że te wszystkie grzeszki i wady wzięły się z winy naszych antenatów, a nie z naszej..: Śmiejemy się więc' głośno z perypetii scenicznych bohaterów, jeszcze głośniej z ich życiowej zaradności i sprytu. Bo i jak się nie śmiać, gdy przodek potrafił... nawet diabła czy też śmierć wywieść w pole?... Przecież my nie gorsi i nam również zaradności nie brakuje.

Przedstawienie w Teatrze im. C. Norwida - mimo że w sumie udane - budzi jednak nieco mieszane odczucia. Być może wynikają z faktu, iż jest to mimo wszystko przeniesienie, niemal wierna kopia Dejmkowskich spektakli, a tym samym nieuchronnie nasuwają się swego rodzaju porównania. Pewien niedosyt budzi też zespół aktorski. W większości wchodzą weń ludzie młodzi, niezbyt doświadczeni, nie dysponujący w dostatecznym stopniu odpowiednią techniką, owym warsztatem aktorskim, który zdobywa się po latach scenicznego terminowania. Stąd w niektórych momentach wyczuwało się swoistą nieporadność, maskowaną brawurą, w prostej linii prowadzącą do jaskrawego przerysowania granej postaci. (Oczywiście nie dotyczy to wszystkich wykonawców, podobnie jak kłopoty dykcyjne). Reżyser przedstawienia, Bogdan Baer, mimo niewątpliwych kłopotów ze skompletowaniem odpowiedniej obsady, stworzył widowisko spójne, nieomal w całości utrzymane w odpowiednim rytmie; starał się też - jednak nie zawsze z powodzeniem - narzucić aktorom swoistą dyscyplinę działań scenicznych. W czterech z ośmiu Uciech (scen) gościnnie występuje reżyser spektaklu (warto przypomnieć, że grał on w kolejnych Dejmkowych realizacjach utworów staropolskich). W Jeleniej Górze pokazał solidne rzemiosło aktorskie, tworząc role jędrne i wyraziste. Asmodeusz. Szewc Chłopek i Dziadek w jego interpretacji są pełni życiowego wigoru, urzekając równocześnie owym chłopskim zdrowym rozsądkiem. Wprawdzie w niektórych momentach dało się zauważyć, że Baer-reżyser zbytnio pofolgował Baerów i-aktorowi, który wykorzystując to, nie odmawiał sobie pogrania ,,pod widownię", ale jak zaznaczyłem, były to tylko momenty, nie zmieniające zasadniczo obrazu całości. Z pozostałych wykonawców, którzy pozostali mi w pamięci, wymienię jeszcze Ryszarda Wojnarowskiego (Pater, Lucyper, Organista, Nędza, Śmierć), Mariusza Prasała (Fillust, Jan), Kazimierza Krzaczkowskiego (Magister, Śmierć, Opojewski). Na słowa uznania zasługują również wykonawcy intermediów wokalno-tanecznych.

Integralną, współtworzącą klimat częścią widowiska są dekoracje Jana Polewki. Utrzymane w ciepłej tonacji brązów i beżów, pomysłowe i dowcipne, pomyślane zostały prosto i skromnie, nie zatracając jednak w swym stylu pierwotnego charakteru intermediów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji