Jeżdżę i jakoś żyję
Z Katarzyną Groniec rozmawia Robert Kucharski.
"Debiutowała ponad 10 lat temu w Metrze. Od tamtej pory zmieniła się. I to bardzo.
- Po wygraniu wrocławskiego Festiwalu Piosenki Aktorskiej zapomniała Pani odebrać swojej nagrody, czyli samochodu.
- Pamiętałam o wszystkich formalnościach, zapłaciłam nawet podatek za ten samochód, ale po otrzymaniu Nagrody Dziennikarzy byłam już tak szczęśliwa, że po prostu wróciłam do domu. Jakiś czas później ktoś zadzwonił i zapytał, kiedy go odbiorę. Nie miałam prawa jazdy i wydawało mi się niewyobrażalne, że będę kiedyś prowadzić. Zawsze wmawiano mi, że mam słabą koordynację ruchową. Mimo to jeżdżę już cztery lata i jakoś żyję, a innym też nie stała się krzywda.
- Rzadko gości Pani w telewizji, ale zagrała w spektaklu Wieczory i poranki n boku Mirosława Baki.
- Ta propozycja mnie zaskoczyła i przestraszyła. Wspominam czas nagrania bardzo miło, choć praca była intensywna. Zdjęcia kręciliśmy w Krakowie, a ja bardzo lubię to miasto. Niestety, nie miałam raczej czasu na spacery, bo zaczynaliśmy o 6 rano, a kończyliśmy o 21.
- Ta rola dala Pani prawdziwą satysfakcję?
- Cieszyłam się, że podołałam zadaniu, ale oprócz satysfakcji nic się w efekcie tego nie wydarzyło.
- A Pani miałaby na to ochotę?
- Teraz już chyba nie. Był moment, kiedy myślałam, że można by podziałać na tym polu, ale nie jestem związana ze środowiskiem aktorsko-filmowym. Poza tym szybko zapominam nazwiska i twarze, a bez takiej orientacji trudno odnaleźć się w tym świecie. I chyba lepiej wychodzi mi śpiewanie niż aktorstwo.
- Pierwszą Pani płytę wyprodukował Grzegorz Ciechowski.
- Odcisnął na niej mocne piętno. Mogłam przyjrzeć się, jak pracował. Miał w sobie dużo spokoju i ciepła, a tego mi wtedy bardzo brakowało.
Po wakacjach ukaże się nowy dwuptytowy album Katarzyny Groniec. Znajdą się na nim premierowe piosenki oraz utwory kabaretowe z okresu Republiki Weimarskiej, m.in. kompozycje Kurta Weilla".