Artykuły

"Z czarów sztuką zrywam"...

Podejrzewam, że dla wielu premiera "Burzy" Szekspira, którą Jerzy Goliński rozpoczął dyrekcję Teatru im. Słowackiego, była ogromnym zaskoczeniem. Doświadczony pedagog, reżyser, aktor i dyrektor przejął we władanie scenę przy placu Św. Ducha w stanie agonalnym. Budynek opleciony rusztowaniami, otoczony płotem, w trakcie generalnego remontu, a zespół - skłócony wewnętrznie, bezradnie szamocący się od lat z kolejnymi dyrektorami. I w tym zrujnowanym fizycznie i artystycznie miejscu, gdzie siłom destrukcji oparła się jeszcze tylko scena, po której stąpali karmazyni i hołysze polskiego teatru, Goliński wyreżyserował dzieło Szekspira uznane za poetycki testament wielkiego dramaturga i jego pożegnanie z teatrem. A więc dziwny wybór i nieoczekiwane wystąpienie. Pożegnanie na początek artystycznej działalności?

Goliński-Prospero kreuje Szekspirowski teatr w teatrze, umieszczając widzów na scenie, tyłem do restaurowanej widowni, oddzielonej żelazną kurtyną. Nie jest to reżyserski pomysł, jakich wiele, lecz konieczność techniczna, mająca jednak daleko idące konsekwencje artystyczne. Scena - wyspa - świat na której ma się rozegrać jakże gorzka komedia, pozbawiona jest tradycyjnej feerii. Jego Prospero, reżyserując przedstawienie, konsekwentnie obnaża i kompromituje sztuczność scenicznej iluzji i magii, zagrożenie moralnego porządku świata, jakie rysuje Szekspir w tej sztuce, Goliński zapragnął ukazać przede wszystkim środkami aktorskiej ekspresji, nie cofając się nawet przed brutalną dosłownością. I tu poniósł klęskę. Zamysł zwichnęło złe aktorstwo i w dużej mierze niezdecydowanie samego inscenizatora. Do końca właściwie nie wiedział, lub ja takie odniosłem wrażenie, co jego Prospero reżyseruje. Moralitet? Dramat straconych złudzeń? Przypowieść o szaleństwie i ludzkich namiętnościach rozpalonych żądzą władzy? Czy wreszcie ironiczne widowisko-lustro, w którym współczesna publiczność zobaczyłaby siebie i swoją rzeczywistość? ogromnie złożoną.

"Burza", utwór zagadkowy i po Szekspirowsku prosty w skomplikowaniu, niezbyt łatwo poddaje się scenicznej interpretacji. Ten gorzki obrachunek z sobą i rzeczywistością dokonany przez autora "Hamleta" Goliński chyba nazbyt jednoznacznie przekształcił w teatralną spowiedź kogoś, kto jakby powiedział wszystko i teraz żegna się z publicznością, uważając, że odegrał już swoją rolę. "z czarów sztuką zrywam..." - mówi w epilogu Prospero, wracając do rzeczywistości, czyli do Neapolu, by przejąć utracone księstwo. Goliński-Prospero wraca do dyrektorskiego gabinetu, by niczym Atlas wspierać potężną, lecz wciąż zagrożoną i w stanie rujnacji budowlę.

Osobiście wolałbym, aby nowy sternik Teatru im. Słowackiego rozpoczął "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego, które dzieje się właśnie na tej scenie, słowami Reżysera: "A my mamy wielką scenę: / dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż, / Przecież to miejsce dość obszerne, / by w nim myśl polską zamknąć już". Dla chronicznego teatromana bliższe są przecież nabrzmiałe rozpaczą słowa Konrada: "Sztuka mię czarów siecią wiąże", niż kokieteria Golińskiego, udającego w przebraniu Prospera mędrca-reżysera, chociaż raz po raz materia Szekspirowska wymyka mu się z rąk, a niesprawne tłumaczenie "Burzy", jakiego dokonał, razi ucho przyzwyczajone do lepszych spolszczeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji