Artykuły

Wizyta nie w porę

Dwanaście lat temu Jerzy Goliński wystawił Burzę w Opolu, wraz z Tadeuszem Nyczkiem, Jackiem Ukleją i Markiem Wilczyńskim. Na afiszu nie rozdzielano ich kompetencji, podano tylko, na jakich etatach zatrudnieni są w teatrze. W przedpremierowych notach Ukleja opowiadał o tym, jak odtwarzano do przedstawienia XVI-wieczny toledański rapier z inskrypcją na głowni, a Wilczyński - jak mozolnie budował i uczył się obsługiwać czuryngę, eskimoski instrument muzyczny. Kreacja zbiorowa, redutowa akuratność detalu, etnologiczne praźródła; do tego gardzący literacką wiernością przekład - parafraza Golińskiego, który w czarnym swetrze grał samego siebie - Prospera. Stężona aura awangardy lat siedemdziesiątych bije z dokumentów tego przedstawienia. Goliński powrócił teraz do niego w świeżo przez siebie objętym Teatrze im. Słowackiego; śpiesznie restaurowanym na uroczystość wiosennej sesji KBWE, z zespołem, który zdewastowali poprzedni zarządcy. Przedstawienie wpisuje się w powszechną dziś tendencję: w galwanizowanych po długim letargu teatrach pojawiają się spektakle-psychodramy, bardzie] niż widzom służące tożsamości zespołów. Teatr zajął się nagle samym sobą, tworząc przedstawienia opowiadające o własnym sensie i prawidłach. Pokolenie, które nagle okazało się stare, wraca do przerwanych czy zagubionych wątków swojej przeszłości, aby się w nich przejrzeć i zmierzyć. Jest to, słowem, przedstawienie bardzo charakterystyczne dla dzisiejszego polskiego teatru (czy nawet kultury) na zakręcie. I w remoncie.

Tadeusz Nyczek, który nie brał tym razem udziału w inscenizacji, napisał za to w Gazecie Wyborczej recenzję-komentarz. Wyjaśnia w nim mechanizmy spektaklu jako "autopsychodramy", pisze, że jest on taki, "jacy są ludzie biorący w nim udział", i że nie na miejscu byłoby teraz stawiać im pojedyncze cenzurki.

Przedstawienie toczy się na scenie, którą od remontowanej widowni odgradza żelazna kurtyna. Pod ścianami siedzą widzowie, wpuszczeni od tyłu prowizorycznym tunelem z dykty. Jest bardzo zimno (Miranda nałożyła rajstopy do zwiewnych szatek), jesteśmy rzeczywiście w trzewiach teatru. Tu się rzecz rozgrywa: huczy maszyneria, ze sznurowni zjeżdża okręt, a z zapadni gramoli się Kaliban. Pod trzaskającymi wysoko w rynnach gromami melancholijnie snuje się grupa oschłych i obłudnych królewskich dworzan. Grupka pijaków szokuje nagle wulgarną obrzydliwością dopuszczając się długiego analnego gwałtu na Kalibanie (panny z wycieczek szkolnych zaśmiewają się do łez, a stropieni recenzenci piszą, że brawurowy komizm ociera się tu o granice dobrego smaku). Zdenerwowany, skubiący palce Prospera przy pomocy maszynisty Ariela kleci wśród tego teatralną iluzję - utopię. W drugiej części spektaklu kreuje w głębi sceny obrazy o rzeczywiście dużej urodzie: stół zastawiony przez stwory w maskach rodem z Arcimboldiego; widmowe szachy ludzkiej wielkości, wśród których błąkają się Ferdynand i Miranda; wreszcie maskowa scena z Ceres. Młodzieńcza, radosna jurność wybucha w niej z taką siłą, że oszołamia starego Prospera. Gwałtownie rozpędza on widowisko; przed chwilą poskromił namiętność córki i jej narzeczonego, czuje, że witalny żywioł wymyka mu się teraz spod kontroli. Mówi zresztą, że te maski są jego tworem - może więc projekcją nieosiągalnych już tęsknot? To jedna z najwyrazistszych scen przedstawienia.

Finezyjne, śmiałe rozwiązania sąsiadują w nim z epizodami puszczonymi, grzęznącymi w bezradnościach i w drewnianym aktorstwie. Parę złośliwości ciśnie się na papier, przełknijmy je jednak, pamiętając o wskazówkach Nyczka. Nawet bezradność bywa tu zresztą czasem zakomponowana i epizody pobrzmiewają wówczas głębokim, trudnym do uchwycenia tonem. Przedstawienie, podobnie jak wyspa Prospera, jest pełne głosów niewidzialnych i niezrozumiałych dla postronnego obserwatora. Gospodarze ukradkiem załatwiają własne sprawy, traktując gości z pewnym roztargnieniem. Widz często czuje się jak intruz. Wychodzi znużony, zachowując kilka obrazów i prześwitujących niejasno treści; zachowując też nadzieję, że gdy wróci, prywatność zespołu mocniej wprzęgnie się w służbę wystawy. I że poproszą go na widownię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji