Artykuły

Podam wam truciznę lub lek

Słowo "prowokacja" znaczy dla mnie wywołanie świata do odpowiedzi. Ja zawsze przeprowadzam otwarty atak na widownię. Przemocą zabieram ją w podróż. Pokazuję jej obrazy ludzkości, które zdążyli zapomnieć lub wyparli ze swojej świadomości. Odwołuję się do ich pragnienia życia, snów, żądz. Chcę, żeby widzowie i aktorzy uczyli się poprzez cierpienie - mówi Jan Fabre, belgijski reżyser i performer, gość Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt w Toruniu.

Jan Fabre [na zdjęciu] jest gwiazdą festiwalu teatralnego Kontakt. Kontrowersyjny Belg o sytuacji człowieka wypowiada się poprzez opis jego fizjologii. W Toruniu pokaże performance "Anioł śmierci".

GRZEGORZ GIEDRYS: Jest pan znany z emocjonalnej i drastycznej estetyki swojej sztuki. Nie boi się pan występów przed konserwatywną polską publicznością?

JAN FABRE: Jeśli pan mówi o tym, że widzowie często nazywają mnie prowokatorem, to odpowiem, że szokowanie nie jest dla mnie punktem wyjścia. Ja tylko pokazuję rzeczy, do których ludzie nie są przyzwyczajeni. Mam nadzieję, że z polską publicznością w czasie występów będę dzielił chwile intymności i intensywności.

A co to znaczy "prowokować"? Na jakich reakcjach widza panu zależy?

- Słowo "prowokacja" znaczy dla mnie wywołanie świata do odpowiedzi. Ja zawsze przeprowadzam otwarty atak na widownię. Przemocą zabieram ją w podróż. Pokazuję jej obrazy ludzkości, które zdążyli zapomnieć lub wyparli ze swojej świadomości. Odwołuję się do ich pragnienia życia, snów, żądz. Chcę, żeby widzowie i aktorzy uczyli się poprzez cierpienie. Bo teatr to miejsce, w którym leczy się rany umysłu. Bo to miejsce duchowe, gdzie szukam dla siebie nowych możliwości przetrwania.

Pana sztukę często opisuje się jako duchowość pozbawioną Boga. Czy głównym celem pana sztuki jest tworzenie nowych form duchowości?

- Tworzenie nowej duchowości poprzez sztukę nigdy nie było moim celem. "Nowa duchowość" to contradictio in terminis [błąd logiczny lub figura retoryczna polegająca na opatrzeniu nazwy określeniem sprzecznym z przyjętym znaczeniem tej nazwy, np. mały gigant - przyp. gg]. Uważam jednak, że w czasie procesów twórczych pewna forma duchowości może być obecna. Performera otacza jakiś rodzaj boskości, gdy oddaje swoją energię przed publicznością. Ta boskość jest metaforą piękna, którego nie da się oddać w słowach i z którego obecności możemy sobie jedynie zdawać sprawę. Bóg to tylko jedna z nazw na opisanie tego piękna. Moi performerzy - ci wojownicy piękna - tworzą rodzaj bezczasowości, która nie daje się uchwycić żadnej ideologii.

Pana sztuka bierze się z fascynacji malarstwem Mistrzów Flamandzkich. Czy patronują jej również twórcy teatralni?

- Oczywiście, to fantastyczne mieć przed sobą takich mistrzów, jak Van Eyck, Van der Weyden , Rubens i René Magritte. Ale wtedy czujesz, że w całej historii jesteś tylko skromnym artystą. Dla mnie największym myślicielem o teatrze był Francuz Antonin Artaud. Jego filozofia aktorstwa i teatru powraca do źródeł greckiej tragedii. Teatr wywodzi się z dionizji. Później ten żywy strumień rytuałów ku czci Dionizosa napotkał na swojej drodze prawo przyczyny i skutku oraz katharsis. W swoich spektaklach staram się oddać wszystkie ten elementy. Artaud porównał kiedyś funkcję teatru do zarazy. Tak samo uczynił św. Augustyn - nazwał teatr zarazą, którą trzeba wyleczyć przemocą.

Spektakl jako zaraza. Jak pan to rozumie?

- Czasami czuję się jak stary grecki medyk. Wiem, jakie mam przeprowadzić badania i jakie efekty wywołają moje mikstury. Greckie słowo "pharmakon" ma podwójne znaczenie: to lek i niebezpieczna trucizna. Tak samo dwuznaczna jest metoda mojej sztuki. Dla aktorów, tancerzy i publiki mój teatr jest estetyką trucizny, która może okazać się lekiem.

W jaki sposób performance może powodować katharsis?

- Widz spotyka się z najciemniejszymi fragmentami historii rodzaju ludzkiego. Przechodzi poprzez ekstremalny ból i strach. I właśnie poprzez konfrontację z głębokim cierpieniem oczyszcza swoje serce. Zawsze przeprowadzam otwarty atak na widownię. Przemocą zabieram ją w podróż. Mój teatr jest rytuałem oczyszczenia. Chcę rozpocząć proces przemiany nie tylko aktora, ale również widza. Moja sztuka to podróż do zapomnianego kraju. Mówienie w niej staje się czynnością fizyczną. Język staje się materialny w napięciu mięśni, w wymiotowaniu dźwiękiem. Bo słowa ukrywają się nawet w bólach rodzącej, w jej wysiłku, rozpaczliwym oddechu.

Dlaczego w tym wszystkim aż tak ważna jest ta idea przemiany?

- W moich pismach, rzeźbach, występach teatralnych zawsze była obecna idea trwania w stanie przemiany. Moi aktorzy/tancerze grają w pośmiertnym stadium życia. Muszą zawrzeć w sobie ideę, że byli martwi, ale powrócili do życia. To oznacza, że każdy oddech lub ruch, który wykonują, jest wydarzeniem. Aktorzy/tancerze są jak skarabeusze, które symbolizują przejście między życiem a śmiercią - postrzeganą jako pole pozytywnej siły.

Spektakl "Anioł śmierci" Jana Fabre zobaczymy na Kontakcie dwa razy: w środę o godz. 17 i czwartek o godz. 20 w Hali Olimpijczyk (ul. Słowackiego 114).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji