Artykuły

Nasz świat wariuje

- Jestem aktorem teatru mieszczańskiego i taki teatr preferuję jako widz - mówi CEZARY ŻAK, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie.

Olbrzymią popularność dały mu "Miodowe lata", a jednocześnie wepchnęły do szufladki z napisem "aktor sitcomowy". Teraz Cezary Żak pokazuje nową niepokojącą twarz. Kolejny dowód to świetna rola Grzegotki w spektaklu warszawskiego Teatru Powszechnego "Gwałtu, co się dzieje".

Michał Smolis: Czy umiałby pan odnaleźć się w świecie rządzonym przez kobiety?

Cezary Żak: Zawsze łatwiej porozumiewałem się z kobietami niż z mężczyznami. Być może przeważa we mnie pierwiastek żeński... Wiem też od kobiet, że lubią przebywać w moim towarzystwie. Ale to zupełnie naturalne zachowanie heteroseksualnego mężczyzny.

Pod kobiecymi rządami znajduje się Filip Grzegotka w przedstawieniu "Gwałtu, co się dzieje".

To jest moja druga rola w spódnicy. Przed laty zagrałem w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu w "Śnie" według opowiadania Dostojewskiego XIX-wieczną matronę rosyjską. To może się wydawać zaskakującym zadaniem dla aktora, ale tylko na pierwszy rzut oka. Istnieją liczne podobieństwa między płciami, dziś nawet zatarły się różnice w ubiorze... Grzegotka z premedytacją staje po stronie kobiet w Osieku, ponieważ chce zdobyć rękę pięknej Kasi i pożąda władzy, którą psim swędem dostaje w finale...

Na kim wzorował pan tę postać?

Reżyser Gabriel Gietzky zrobił przedstawienie o współczesnej Polsce. O ludziach, którzy nie nadają się do sprawowania władzy, a weszli na salony. To ludzie, którzy kiedyś na barykadach walczyli - choć właściwie nie wiadomo o co - i nie były to barykady "Solidarności". Każdy średnio inteligentny widz zauważy, kogo miałem na myśli...

Czy aktor powinien mieć poglądy polityczne na scenie?

Aktor jest zobowiązany do manifestowania na scenie poglądów autora i reżysera. Jest tylko odtwórcą, chociaż ma prawo do interpretacji. Nie mam żadnej misji, zawód traktuję jak rzemiosło. Jestem daleki od politykowania w teatrze. Widzowie też pragną rozrywki, co nie oznacza, że należy grać wyłącznie farsy i komedie.

Pana wizerunek utwierdził popularny sitcom "Miodowe lata".

Konsekwencje mojej popularności serialowej zawsze zaprzątają dziennikarzy, a nie mnie. Uciekam od tego wizerunku na ekranie i na scenie. Grzegotka, mimo że przebiera się w damskie stroje, nie jest komediową postacią, a ja nie wzbudzam huraganów śmiechu. Ojciec z "Białego małżeństwa" Różewicza w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego ma problem z kobietami, chciał nawet jedną córkę wychować na syna. Chyba do końca ich nie lubił, bo wszystkie go zawiodły. To jego dramat Sir John Falstaff z komedii Szekspira "Wesołe kumoszki z Windsoru" w reżyserii Piotra Cieplaka też nie miał być śmiesznym, rubasznym grubasem. To był facet, który szukał miłości. W serialu Adka Drabińskiego "Tajemnica twierdzy szyfrów" gram teraz mroczną postać Sauera, komendanta obozu pracy, gestapowca i narkomana. W cyklu "Sensacje XX wieku" zagrałem Goeringa. Po emisji młody chłopak zaczepił mnie w Łodzi na ulicy: - Proszę pana, mamy klub miłośników historii i "Sensacji XX wieku". Mamy też klub postaci historycznych, które występują w tej serii. Pan jest w pierwszej trójce, ponieważ potrafił po Karolu Krawczyku z "Miodowych lat" zagrać tak odmienną postać. Nikt nie woła za mną imieniem bohatera "Miodowych lat". Jestem rozpoznawany jako Cezary Żak, co uważam za swoje zwycięstwo. Nie zostałem aktorem jednej roli.

Należy pan do ulubionych aktorów Marka Koterskiego. Na ekranach kin jest właśnie film "Wszyscy jesteśmy Chrystusami".

Marka poznałem jeszcze we Wrocławiu w Teatrze Współczesnym. Jest nieprawdopodobnym, ale bardzo poukładanym świrem. Pisze długo precyzyjny scenariusz i potem pilnuje każdego słowa na planie. Jeżeli aktor zmienia mu szyk słów, dostaje furii. Nie odpowiada mu fotel na planie - potrafi zerwać zdjęcia i pojechać do domu, ponieważ "rozmontował się" wewnętrznie i nie może dalej pracować. Marek umie egzekwować swoje pomysły od aktorów. Niewielu jest takich reżyserów.

Z młodymi autorami niezależnego kina pracował pan w ubiegłym roku. Powstały filmy: "Czeka na nas świat" Roberta Krzempka i "Raj(u)stopy" Roberta Wista. Chciałem pracować z młodymi reżyserami, którzy inaczej postrzegają świat niż moje pokolenie. Robert Wist - zamożny filmowiec amator - zaproponował mi ciekawy scenariusz napisany z myślą o mnie i był gotów zapłacić wszystkie pieniądze, żebym się zgodził zagrać producenta rajstop. Nie mogłem odmówić. Rola Bogacza w filmie Krzempka była fascynującym zadaniem: facet, który ma mnóstwo pieniędzy i nie może się odnaleźć w życiu...

W Teatrze Współczesnym we Wrocławiu spotkał się pan po raz pierwszy z Piotrem Cieplakiem.

Po paru próbach "Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" Mikołaja z Wilkowiecka chciałem zrezygnować. Metoda pracy Piotra Cieplaka wydawała mi się harcerska. Przed próbą wszyscy aktorzy łapali się za ręce i wznosili je ku niebu, gdzie szukali energii z kosmosu. Cieplak jednak mnie przekonał stwierdzeniem, że "nie wyobraża sobie beze mnie tego przedstawienia". Dziś jestem szczęśliwy, że mu zaufałem.

Powiedział pan kiedyś, że pragnie wychować swoje córki w duchu "dobrze rozumianych wartości mieszczańskich". Jak połączyć "wartości mieszczańskie" z zawodem aktora?

W "Gwałtu, co się dzieje" Fredro pokazuje nasz świat wywrócony do góry nogami. Ten świat właśnie wariuje, a ja chcę pokazać dzieciom coś stałego i normalnego. Jestem aktorem teatru mieszczańskiego i taki teatr preferuję jako widz. "Skrzypek na dachu" - książka, musical, film - najpiękniej pokazuje znaczenie tradycji: dom i rodziia są wartościami nieprzemijającymi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji