Pułapka
"Pułapka" Tadeusza Różewicza zaczyna się obrazkiem niemal sielankowym. "Pokoik służącej". Łóżko, pierzyna, spiętrzone poduchy, kwiatki i ptaszki na malowanej skrzyni. I miód. Chłopczyk "przelewa miód z łyżeczki na spodek i patrzy na złotą nitkę, która spływa powoli". Chłopczyk mówi: "Boję się". I zaraz o rozdartej żabie, z której wychodzą flaki. O miodzie będzie jeszcze mówić Greta w scenie przedostatniej, kiedy Franz ów mały chłopczyk przejdzie do końca gehennę swego życia. Greta powie: "Miód... jakie to słowo ciepłe, słodkie, ciągnące się, złociste, pachnące". W tej samej chwili Franz umiera, a mały potworek synek Grety, wylizuje pod stołem zupę z miski.
W "Pułapce" jest wiele przedmiotów, rzeczy, słów, które przyjęliśmy uważać za przyjazne. Owe lampy z abażurami, kanapy, wazy z zupą, łóżka, komody, kisiele, konfitury, szafy. Ciepłe miękkie, ciągnące się, przytulne i bezpieczne. Nade wszystko bezpieczne. Można do nich przylgnąć i tak zostać. Mieszczański portret mieszczańskiej rodziny. Tata kołtun, zahukana mama, rodzeństwo i syn, który jest pisarzem. Pisarz widzi więcej i inaczej, podlega lękom i snom. Cała ta przytulność osacza go i dusi. Komfortowa zwyczajność jest żarłoczna. Z tej pułapki nie ma ucieczki. Jest rozciągliwa i lepka jak miód. Człowiek to też pułapka. "Jestem pułapką, moje ciało jest pułapką, w którą wpadłem po urodzeniu", mówi Fraraz. Człowiek, a więc ciało. Ciało składa się z kości, mięśni, krwi, tłuszczu, całej tej anatomii, której prawom podlega. Człowiek się poci, wtedy przypomina "brudne zwierzę". Najczęściej poci się ze strachu. Ciało podlega gniciu. Palone śmierdzi słodkawo. Ten duszący smród, którego nie sposób zapomnieć, nasyca powietrze "Pułapki".
Człowiek musi jeść. Do tego służą usta i zęby. Służą też do śmiechu. Oto Felice, dziewczyna, którą Franz kocha i zamierza poślubić, śmieje się, odsłaniając "wilgotną otwartą jamę ustną, szereg zębów i ruchliwy język". Franz ma szczególną wrażliwość na ciało. Patrzy na nie z odrazą i czuje wstręt do siebie. Za swoje ciało i za tę swoją przenikliwą wrażliwość. I za to, że nie może się obejść bez innego ciała. Bez kobiety. Dziewczyna jest marzeniem o kobiecości oddanej, niezbędnej i - znów - bezpiecznej. Marzenie nie do spełnienia bo znów rodzinna, narzeczeństwo, szafy, komody, znów gromadzenie, dreptanie, obudowywanie tym lepkim miodem i stęchłym ciepłem. Erotyka tej sztuki jest subtelna i duszna O kobietach mówi Fryzjer: "poeta czy pisarz... jak każden mężczyzna ślepo dąży do kielicha miodu". Znów ten miód.
"Pułapka" jest sztuką biograficzną o Franciszku Kafce. Występują w niej osoby z otoczenia Kafki w relacjach zanotowanych w jego książkach, a zwłaszcza w ogromnej, systematycznie przez narzeczone zachowanej i gromadzonej korespondencji. Ale to nie jest istotne. Ta bez wątpienia najlepsza od "Kartoteki" sztuka Różewicza jest bowiem jak lustro. W życiu Kafki, w jego lękach, obsesjach, poniżeniach przegląda się Różewicz i stawia nam to lustro, abyśmy dojrzeli w nim siebie. Różewicz, poeta "zarażony śmiercią", dojrzą rozpaczliwą współczesność w pisarzu, który mówi o sobie, że jest człowiekiem, który tonie. A więc ofiara - świata, rzeczywistości, otoczenia. Otoczenia, które go traktuje jak nieszkodliwego, acz krnąbrnego wariata; rzeczywistości, która go oblepia tym miodowym ciepłem; świata, który jest nie do zniesienia za kołtuńskie zadowolenie, za nieludzką obojętność na to co ludzkie, za tę przemoc niosącą poczucie lęku i poniżenia, jakiemu nie można sprostać.
Franz - człowiek - "zwierzę ofiarne" - mordowany jest stale i wielokrotnie. Nie tylko przez ojca wielkimi ostrymi nożami w symbolicznym śnie. Ojciec, przedmiot uwielbienia i trwogi, pogardy i podziwu, ojciec - Bóg, od "wieków wymagający ofiary". "Ty byłeś dla mnie miarą wszechrzeczy", powie ojcu Franz. Ta ofiara, choć nieludzka, jest sprawiedliwa. Poczucie winy nigdy nie nazwanej, nie do określenia, towarzyszy Franzowi stale, zamyka i ogranicza jak pułapka. Świat pożera człowieka. Mówiąc "człowiek" możemy tu rozumieć oczywiście pisarza, poetę, artystę w ogóle, zatem twórcę. Przeciwstawienie bardzo wyraźne: Franz i świat ludzi zwykłych, normalnych. Ludzie są zachłanni na tę normalność na zapobiegawcze dreptanie i gromadzenie. Są nieczuli na Franza "prośby które przedstawia na sposób niemych" Nie chcą i nie zamierzają ani słuchać, ani pojmować, ani czytać. Po co więc pisać? Dla kogo tworzyć? Jak poruszyć tę bezrozumną masę? W rozmowach z ojcem Franz zdoła powiedzieć tylko: "ja...". Doznaje niepokojów, a zarazem wyrzuca sobie ich niedorzeczność. Daremnie stara się być normalny. Jest w tym bezradność i zwątpienie w siebie, w twórczość i jej sens. Pułapką jest świat i pułapką jest człowiek sam dla siebie. Słowa są słabe, ale muszą być wypowiedziane. W jednym z listów do Felicji Kafka zwierzał się: "Niemożliwością jest powiedzieć wszystko i niemożliwością jest nie powiedzieć wszystkiego". A więc konieczność wypowiadania siebie, a zarazem bezradność słowa, traktowanego podejrzliwie. Wytłumaczenie siebie jest niemożliwe i nie ma się wpływu na tę przeraźliwość życia, którą tylko nieliczni dostrzegają. Samotorturowanie jest nieuchronne i nieustępliwe, tak jak nieustępliwa jest przemoc we wszystkich jej przejawach, a nieuchronna zagłada tego co bliskie i drogie. "Nic nie może się stać człowiekowi, gdy jest sam". Ale samotność nie istnieje, tak jak nie istnieje integralność twórcy. Nie ma twórczości do wewnątrz. Nie sposób oddzielić swego własnego świata od tego, co dzieje się naokoło. A na to cóż można poradzić? Wizje są wszędzie. Szafa staje się krzyżem. Szafa ma szuflady. W szufladach Franz widzi myszy, potem są to już ludzkie ciała, stłoczone, skłębione, zamknięte tam, poddane zagładzie. Nie wzbudzają współczucia, raczej niepohamowany wstręt. Jest jeszcze czarna ściana zamykająca scenę od tyłu. Ściana otwiera się i wychodzą oprawcy. "Mają prawo wkraczać na scenę w każdej chwili" a ich "działania są nieprzewidziane" lecz niejako automatyczne. Unicestwiają wszystko, co dla Franza jest sensem i wartością. Owa czujność na zagrożenie, zagrożenie wszechobecne nie jest zresztą tylko wynikiem działań oprawców. Oprawcą najbardziej bezlitosnym jest sam Franz. Przecież "książki były i będą niszczone przez różne kościoły, instytucje, ideologie... były i będą niszczone przez twórców, którzy przejrzeli i są zrozpaczeni". Dlatego trzeba spalić własne książki i rękopisy. Ale jak, skoro palone krzyczą jak żywi? Jednak spełnić się musi ten ostatni przed śmiercią zabieg. "Ogień podłożę rękami przyjaciela" aby wreszcie nastał ten koniec kultury, nieuchronny, w którym nie można brać udziału, uczestniczyć nawet po śmierci tym, co zostaje po pisarzu, a więc dziełem, daremnym i skazanym. Zniewolony pisarz, ziniewolony człowiek. Różewicz zawsze pisał sztuki współczesne, na dziś. Wszystko to i wiele innych spraw wyczytać można w "Pułapce", biograficznej sztuce o pisarzu, który zmarł lat temu sześćdziesiąt.
"Pułapka" jest realistyczna w dialogach, a zarazem poetycka w swej wizyjności, przenikaniu rzeczywistości i majaków wyobraźni, snów i koszmarów. Czas, ten Różewiczowski czas teatralny ma tu wiele nurtów, Rzeczywistość staje się projekcją przyszłości, lęk przed przyszłością jest zarazem teraźniejszością i przeszłością. Przestrzeń jest zamknięta, ale płynna, sceny nakładają się na siebie jak odbicia w wodzie, czasem Różewicz każe zatrzymać się akcji, operuje jakby zbliżeniem, stop klatką. Franz, jak ów kafkowski szczur uwięziony, szczur przebity nożem i przyszpilony do ściany na poziomie oka, bo "małe zwierzęta widzi się dokładnie dopiero wtedy, gdy ma się przed sobą, na poziomie oka", Nie należy się nad nimi pochylać, gdyż to już stwarza stosunek siły, a więc przemocy. Przejmująca operacja. Przeszpilić się tak i oglądać w lustrze to wicie się, tę walkę daremną, beznadziejną i patetyczną.
W "Na czworakach" Laurenty mówił: "moje życie sypie się jak łupież". Była w tym gorycz i ironia. "Pułapka" jest samą goryczą. Jest sztuką, w której "barwy umierają, wszystko zamienia się w dym, mgłę, popiół". Jest w tym diagnoza i ostrzeżenie. Daremne oczywiście jak cała ta literatura, którą łatwo spalić.
Jerzy Grzegorzewski wyreżyserował "Pułapkę" w warszawskim Teatrze Studio. Cenie i lubię teatr Grzegorzewskiego. Za to, że nie opowiada wszystkiego, kieruje refeksją nie emocjami, steruje myśli nie doznania za szlachetność, subtelną estetykę i delikatną ulotność. Grzegorzewski od dawna robi przedstawienia o bezradności człowieka, który uprawia twórczość i o hermetyczności sztuki. I dlatego zapewne zrobił "Pułapkę", dostrzegając w tym dramacie temat i myślenie sobie bliskie.
Scena jak szuflada. Płaska, zastawiona na pozór chaotycznie meblami. Stół, krzesła, oczywiście pudło fortepianu, szafy, ramy szaf, lustra, ramy luster. Płynność obrazów, ich nakładanie się i przenikanie, przemijanie i wielotorowość czasu zaznaczone są w sposób Grzegorzewskiemu właściwy. Oto opadają klatki zdjęć oto powoli rusza skrzydło, odmierza nieubłaganie i obojętnie czas ludzkich zmagań. Te znaki wymyślone przez Grzegorzewskiego pokrywają się z klimatem sztuki, choć ich faktura jest tak odmienna. Na ostry, brutalny tekst Różewicza nakłada Grzegorzewski swój teatr - chłodny w atmosferze powagi i powolnej nieuchronności, niemal klasyczny już w systemie znaków. Wszystko jest konkretne i nierealne, może być majakiem wyobraźni, sposobem oglądu rzeczywistości. Tak to widzi Franz, to jego widzenie, jego projekcja świata.
To widzenie zgodne jest z Różewiczem tylko w klimacie. Grzegorzewski potraktował tekst "Pułapki" z wyjątkowym dla niego szacunkiem. Wprawdzie kreśli i przestawia sceny, niektóre pomija, ale zabiegi te wykonuje oszczędnie. I Różewicz wyłazi wszystkimi szczelinami. Jest go za dużo lub za mało. Jest to Franz Grzegorzewskiego, a nie Franz Różewicza, wspomagany odbiciem Kafki. Franz u Różewicza jest zrozpaczony, u Grzegorzewskiego tylko melancholijnie zadumany. Olgierd Łukaszewicz grający gościnnie Franza K. jest rzeczywiście do Kafki bardzo podobny. Zewnętrznie. Męczy się bardzo, ale w środku wydaje się raczej spokojny, nawet zadowolony. Podobała mi się naprawdę Anna Chodakowska. Jej Greta jest prowokująca, ironiczna, jest w niej natarczywość i upokorzenie, twarda duma i pretensja. Wyrzuca słowa wrogie, długo tłumione, sądzi Franza i siebie, zazdrośnie i podejrzliwie. Jest w tej Grecie męka i samoudręczenie.
Różewicz napisał sztukę bardzo osobistą. Grzegorzewski zrobił z tego przedstawienie bardzo osobiste. I nie o to chodzi, że są to utwory zupełnie inne. Ale o to, że słowo "umieranie" zostało zastąpione przez "przemijanie". A to nie to samo.
Może zresztą się mylę. Może "Pułapka" jest po prostu realistyczną sztuką osnutą na znanych przecież listach do niejakiej Felicji Bauer znanego pisarza Franza Kafki, który męczył się ponad ludzką miarę i zmarł na gruźlicę?
Jak podają biografowie Kafki, w piętnaście miesięcy po ostatecznym zerwaniu Felicja wyszła za mąż za bogatego kupca, z którym, jeszcze za życia Kafki, miała dwoje dzieci. Żyła długo. Na pięć lat przed śmiercią sprzedała wydawcy zapobiegliwie przechowywane listy Kafki. Była kobietą niezwykle praktyczną.