Artykuły

Król jest martwy

"Król" Szczepana Twardocha w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Aleksandra Majewska na blogu Teatr dla Wszystkich (platformie zastępczej Teatru dla Was).

Wiele kontrowersji i polemik wzbudzał wydany w 2015 roku "Król" Szczepana Twardocha. Niestety, premiera trzy i pół godzinnego spektaklu Moniki Strzępki na podstawie tej powieści w Teatrze Polskim wzbudziła we mnie tylko senność. To przedstawienie rozbuchane pod względem scenograficznym, czasowym i scenariuszowym jest po prostu nudne.

Paweł Demirski w swojej adaptacji był wyjątkowo wierny książce; może problem tkwi właśnie w tym, że aż za bardzo. Pozostawienie w scenariuszu przydługich passusów obecnego na scenie narratora (Andrzej Seweryn) co chwilę przerywa akcję i przypomina, że ta opowieść jest wydobywana z pamięci niezbyt trzeźwo myślącego starca. Bohater do końca nie wie, kim jest on sam oraz kobieta, która mu towarzyszy (Grażyna Barszczewska). Te nienaturalne, skostniałe w formie i sposobie aktorskiej ekspresji przerywniki sprawiły, że akcja nie miała szans na wartki rozwój - co w przypadku gangsterskiego kryminału uważam za szczególnie niefortunne. Na szczęście znalazło się tam kilka dobrych scen pchających całość do przodu: redaktor Bobiński (Paweł Tomaszewski ) w genialnie zagranej, przezabawnej rozmowie z Jakubem Szapirą (Adam Cywka) sprawił, że warto było ten spektakl zobaczyć.

Przedstawienie nawiązuje estetyką do brytyjskiego serialu "Peaky Blinders", opowiadającego o losach gangsterskiej rodziny w robotniczym Birmingham lat 20. Otwiera je występ diwy (Barbara Kurzaj), która będzie obecna na scenie niemalże w każdym momencie, niczym duch, niezauważalna dla bohaterów. Widoczne są inspiracje serialem w warstwie muzycznej i scenograficznej, a także rozegranie kilku scen walk w filmowym stylu slow motion. Anna Maria Karczmarska zbudowała imponującą obrotową scenę, na której zmieściła zabytkowe, błyszczące samochody Kuma Kaplicy (Krzysztof Dracz), bokserski ring i ściany kamienic. Niestety, poza imponującą scenografią, wspaniałymi kostiumami (Arek Ślesiński) i rozrachunkami pomiędzy hersztem mafiosów żydowskiego pochodzenia, Kumem Kaplicą, a mafiosami polskimi niewiele więcej tu znajdziemy. Co prawda wątki polityczne, nienachalne i subtelne - szczególnie jak na duet Strzępki i Demirskiego - wywołują żywą reakcję publiczności. Każde nawiązanie do pisania konstytucji na nowo czy nacjonalistycznych bojówek zyskuje (nieśmiałe) brawa, ale bardziej palące problemy rasizmu i antysemityzmu zostały porzucone same sobie. Kobiety są w najlepszym razie ozdobami, w gorszym maszynkami do seksualnego zaspokojenia. Nawet te twarde i niezależne jak Ryfka Kij (Katarzyna Strączek) nie mają szans na wyraźne zaznaczenie swojej obecności i osobowości, tak jakby cała energia twórców przedstawienia była skupiona na wyeksponowaniu mięśni Szapiro, cierpień Kaplicy czy małostkowości prokuratora Ziembińskiego (Jerzy Schejbal).

Mamy zatem kryminał, którego akcja płynie powoli; liczne przekleństwa rzucane ze sceny Teatru Polskiego brzmią trochę sztucznie, trochę śmiesznie. Sceny erotyczne wcale takie nie są mimo niewątpliwego powabu i seksapilu Anny Ziembińskiej (Maria Dębska). Problematyka rasizmu, antysemityzmu i mizoginizmu została potraktowana po macoszemu, odniesienia do współczesnej sytuacji Polski nie zostały zbudowane, osadzone w kontekście, który mógłby być czymś więcej niż tylko opowieścią o przystojnych, bogatych bokserach i uległych kobietach, które marzą o czołganiu się u ich stóp. Gdyby chociaż wszystkie sceny płynęły tak gładko, jak gładko z roli do roli przechodził Paweł Tomaszewski, który dla mnie wyrósł na bohatera tego spektaklu, z pewnością nikt nie mógłby się nudzić. Tymczasem król okazał się martwy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji