Artykuły

Gry wyrafinowania i absolutu

Skusiła Zanussiego i Żebrowskiego rola dramaturga. (Przyznają się do tej ambicji w programie). Dwa ze wspólnie napisanych scenariuszy telewizyjnych: "Niedostępna" i "Miłosierdzie płatne z góry" - zostały zrealizowane w Teatrze Współczesnym w ramach jednego przedstawienia. Gdy porównać teksty opublikowane swego czasu w "Dialogu" z tym co oglądamy na scenie, okazuje się, że różnice są niewielkie. Autorzy śmiało podjęli pewne ryzyko, jakie wiązało się z wyjściową formą scenariusza telewizyjnego. Oba teksty, jak we wzorcowej krótkiej noweli, oparte są na jednostkowym zdarzeniu czy wręcz incydencie zapisanym wedle wymogów poetyki realistycznej. Raz jest to intryga dziennikarza, który, udając pobitego, dostaje się do domu sławnej i niedostępnej gwiazdy, aby zdobyć jej zdjęcie - w drugim przypadku bogata, chora kobieta stara się nakłonić nową pielęgniarkę, aby pozostała na stałe i zamieszkała u niej. Istotna jest tu dramaturgia rozmowy ześrodkowująca się na spięciach wzajemnych uprzedzeń i oczekiwań, podchwytywaniu i wykorzystywaniu reakcji drugiej strony, szukaniu u niej "czułych punktów". Konflikt sprowadzony jest do subtelnej "cienkiej gry", jaką prowadzą ze sobą partnerzy. Kamera byłaby tu szkłem powiększającym wydobywającym naturalną ekspresję przydaną takiemu obcowaniu, w teatrze pozostaje przede wszystkim szermierka dialogującej pary bohaterów, dramaturgia działań bardzo kameralnych, dyskretnych i "nie wprost". Szansa teatralna tych tekstów, to perfekcja dialogu-gry, jego rytm i tempo, same osobowości prowadzących grę pozostają niejako w cieniu. Kameralność, która zwykle wiąże się z ujawnieniem intymności kontaktu partnerów, intensywnej ich obecności, tym razem odsłania nam niuanse i subtelności rozwijanych względem drugiej strony strategii. Ukazanie wyrafinowania tej gry, sięgającej granicy, kiedy praktyczny jej cel już nie wystarcza za wyjaśnienie i zaczynamy pytać o sens jeszcze inny - to możliwość, która mogła tu zainteresować realizatorów. Żebrowski jako reżyser poszedł w tym właśnie kierunku. Widać to w jego dbałości o precyzję szczegółu sytuacyjnego tego typowo aktorskiego spektaklu. Tylko też aktorstwo mogło usprawiedliwić realizację tekstów tak charakterystycznych dramaturgicznie - i także tematycznie. Pisane były przecież przede wszystkim z myślą o telewizji. Tematem są tu problemy samotnych bogatych kobiet, które szukają sposobów dowartościowania, kiedy zaczynają je nachodzić egzystencjalne niepokoje. Jesteśmy w kręgu ludzi wyobcowanych z naturalnych więzi i zależności, które sprowadzone zostały do manipulacji, będącej już ich substytutem.

Resume: Poruszają się więc nasi autorzy na obszarze od dawna skutecznie penetrowanym przez zachodni film i teatr. Przy tak oszczędnej i nierozwiniętej fabule narzucają się stereotypy sytuacji wyjściowych. Fotoreporter, starzejąca się gwiazda, bogata i stara kobieta... Satysfakcji w tym spektaklu szukać należy jedynie w przenikliwym widzeniu aktorskim Zofii Mrozowskiej, grającej obie tytułowe role. W "Niedostępnej" Mrozowska naznaczyła prowadzoną grę wymiarem innej, głębszej potrzeby. Nierównorzędność relacji z dziennikarzem (oczywista, bo w każdej chwili może go wyrzucić z domu) przenosi na plan jej wewnętrznych napięć. Wyczuwamy, że dziennikarz jest tylko pionkiem w grze z tym, jeszcze niejasnym dla niej samej pojęciem świata, jaki poddała w wątpliwość, choć ten świat właśnie /ją stworzył, dzięki niemu jest możliwy kolejny a tak odmienny etap gry polegający na izolacji i wyłączeniu. Pozwala bowiem w ten sposób podtrzymywać złudzenie, że kontakt z ludzką prawdą jest potrzebny nie ujawnionemu na scenie audytorium pu-blicznemu, że ludzie pragną kontaktu, choć to, co ujawnia się u dziennikarza demaskuje te wyobrażenia. Kiedy zdaje sobie sprawę, że przegrał i zdjęć nie zdobędzie, wymiata, nie ma czasu na reakcję tego, który przegrał, nawet na złość, wyrzuca ze siebie półgębkiem obraźliwe słowa pod adresem służącej, by za drzwiami znowu się chytrze zaczaić. W tym momencie sprawdza się formuła aktorska Jana Englerta, choć w całości rola ta budzi niedosyt. Dziennikarz jest tu w zbyt jednoznacznym sensie zdrowym, mocnym chłopakiem, przechodzącym od jednego do drugiego wymyślonego alibi, jakby to była wyłącznie zabawa, sportowe przedsięwzięcie, zakład z kolegą, że uda się to, co nie udało się innym. Postawa, rzec by można, cynicznej niefrasobliwości. Brak jednak jakichś momentów kontrapunktujących, bo za takie trudno uznać bystre i baczne spojrzenia raz po raz rzucane w stronę partnerki. Stąd też wrażenie monotonii i niecierpliwe pytanie, czy tylko potrzeby maszynerii dramaturgicznej mają usprawiedliwiać pojawienie się tej postaci na scenie.

Popisem aktorskim Mrozowskiej jest rola pani de Villers w "Miłosierdziu płatnym z góry". Unieruchomiona w centralnie usytuowanym łożu, jak na tronie (scenografia Ewy Starowieyskiej) kipi energią i żywotnością w każdym słowie i zdaniu, których skończoną formą posługuje się z prawdziwą maestrią. Poszczególne kwestie mają coś z pchnięcia błyskotliwej klingi. Mowa jest tu prawdziwym narzędziem działania.

Marta Lipińska zagrała dziewczynę beztrosko zaplątaną w obcym świecie. Swoista inercja i bezwolność tego rozkosznego i bezbronnego zwierzątka, obojętnego na wszystko co nie dotyczy jej kłopotów, predestynuje ją do roli ofiary, istoty podatnej na manipulowanie. Na zasadzie tego bezbronnego zwierzątka odgryza się też swojej nowej pani. W tej relacji, gry pani de Villers są jak spełnienie konieczności losu, który się sprawiedliwie ludziom należy bo już tylko na to zasługują. Z drugiej strony rozumiany, ze owe gry są dla tej kobiety wyborem jakiejś postawy wobec świata, bo zdają się przerastać potrzeby konkretnej sytuacji. To dzięki temu jest w tych grach tyle "osobistego zaangażowania" powodującego działania zdolne zadziwić ją samą i nas. Jakby równolegle do ab-solutu boskiego porządku buduje swój własny, komponowany świadomie z uchwytnych dla niej elementów. Wypowiadana myśl, że jeżeli jest Bóg, to przegrała, brzmi w jej ustach jak wyrok, na który godzi się godny tego boskiego absolutu partner, jakim jest ona, architekt ludzkich życiowych dróg. Ale to tylko jedna strona postaci. W zakończeniu pani de Villers jest wreszcie zwycięska i syta, bo przykuta pozornie do swego łoża osaczyła dalekosiężnie swą pielęgniarkę. W ciszy, pozostawiona już tylko wobec widowni, w nagłym przełamaniu owej "czwartej ściany", zderza się bezpośrednio z widownią całą ekspresją zadowolonej ze siebie samotności, kiedy wszystko się w niej zwalnia, rozpręża, jakby spuściła ze smyczy swoje zwierzę w środku, by mogło sobie wreszcie zasłużenie pohasać. Jej wzrok jeszcze w ostatnim błysku zimnej kalkulacji manipulatora spogląda ku górze, by zaraz - całkowicie uspokojona, że istnieje tylko to co ona tworzy - z apetytem i ni-czym już do końca nie powstrzymaną pojemnością zajadać od dawna przygotowane czekoladki. W tym jednym momencie dotyka nas intymna prawda człowieka. Mrozowska dźwignęła sens tej dialogowej rozrywki na inne piętro znaczeń. Jest to już ogląd człowieka z innej perspektywy, bezlitosny i zapierający oddech - czuje się zresztą zaskoczenie i zafascynowanie publiczności w tym momencie. Patrzymy i nie wierzymy, że postawiono nas - po ekwilibrystyce wyrafinowanego dialogu - wobec czegoś nieznanego, z czym nie ma porozumienia. I jest niemal żal, że dopiero teraz znaleźliśmy się zaledwie na progu tajemnicy, jej żywej obecności, czego świadomość - jak prawdziwy dar - odzyskaliśmy na chwilę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji