Artykuły

Komplementem było dla nas zarówno ziewanie, jak i brawa

- Koncerty były dla nas wielkim zaskoczeniem. Dzieci zawsze są nieprzewidywalne - niektóre z nich ziewały lub tańczyły, inne chciały coś ze sobą omówić podczas występu. Umiejętnie musieliśmy sobie z tym radzić - Natalia Kukulska i Marek Napiórkowski wspominają pracę nad spektaklem "Szukaj w snach" w Teatrze Starym w Lublinie. Opowiadają też o dzieciństwie.

Tomasz Kowalewicz: Dzięki projektowi "Szukaj w snach" wróciliście do czasów dzieciństwa?

Natalia Kukulska: - Chyba bardziej wróciłam do roli mamy, ale wreszcie z jakimś porządnym repertuarem. (śmiech) Dotychczas kołysanki śpiewane przeze mnie sprowadzały się najczęściej do własnych rymowanek, opartych na imionach moich dzieci. Dużą inspiracją w znajdywaniu melodii i słów ludowych była też babcia Janeczka, czyli mama mojego męża. Niedawno, z myślą o Laurce, moim najmłodszym dziecku, które ma niecałe półtora roku, przeszukałam internet pod kątem kołysanek. Chciałam sprawdzić, co jej mogę puścić lub sobie przyswoić. Niewiele nowych rzeczy tam znalazłam. Jest w tej materii deficyt.

Marek Napiórkowski: - Nie wróciliśmy do czasów dzieciństwa, ale na pewno zbliżyliśmy się do świata dziecięcej niewinności. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że tworząc te utwory, musieliśmy postarać się, by były one zrozumiałe dla dzieci...

Chcieliście wejść w inną wrażliwość?

M.N.: - W pewnym sensie tak, ale jednak nie stosowaliśmy żadnej taryfy ulgowej. Te utwory zostały skonstruowane i skomponowane jak dla osób dorosłych. Nie myśleliśmy w kategoriach, że musimy coś w nich uprościć, bo tworzymy tylko dla dzieci. Zresztą nieprzypadkowo mówi się, że dla najmłodszych trzeba pisać tak jak dla dorosłych, tylko lepiej.

W "Gazecie" przeczytałem, że stworzyliście kołysanki nieinfantylne, które pozwalają dzieciom zasmakować sztuki.

N.K.: - Miło słyszeć takie opinie. Jestem przekonana, że nawet jeśli dzieci nie odbierają pewnych rzeczy racjonalnie, tylko intuicyjnie, to obcując z muzyką pełną ciekawych brzmień, interesującej harmonii czy improwizacji, uruchamiają wyobraźnię. To rodzaj kołysanki, daleki od infantylnego przekazu. Utwory z płyty "Szukaj w snach" co prawda odwołują się tekstowo do tradycyjnych skojarzeń i nawiązują kilkoma słowami do takich bajek jak "Kot w butach", czy "Czerwony kapturek", ale są bardzo osobiste i czuć w nich - oprócz ciepła - troskę o przyszłość dziecka. Mam wrażenie, że są one rodzajem modlitwy, lub zaklinania przyszłości. Śpiewamy o tym, jak widzimy nasze dzieci, które teraz są bezpieczne, ale wkrótce wyruszą w świat. który skrywa wiele tajemnic.

A na jakich utworach wy się wychowywaliście? Podobno zaraz po narodzinach Natalii mama poprosiła poetę Janusza Kondratowicza o napisanie kołysanki. Tak powstała "Baśń dobrej nocy" z muzyką Jarosława Kukulskiego, ze słowami: "Ach śpij, córeczko, świat twój usnął już. Śpi twoje niebo, śpij Natalko już".

N.K.: - Nie pamiętam dokładnie tych słów, ale faktycznie przypomniałeś mi, że była taka kołysanka. Z czasów dzieciństwa do głowy przychodzą mi inne utwory, jak "Na Wojtusia z popielnika", czy "Kotki dwa". Ostatnio Marek przypomniał mi o pięknym utworze z tamtych czasów...

M.N.: - To "Idzie niebo ciemną nocą", ale poznałem tę piosenkę już dużo później. Nie przypominam sobie swojej mamy śpiewającej konkretne utwory.

Nie mieliście w dzieciństwie takiego odpowiednika duetu Kukulska/Napiórkowski?

N.K.: - Wtedy powstawały słuchowiska. Miałam w domu płyty, gdzie aktorzy opowiadali bajki, które łączono z piosenkami. Później sama śpiewałam utwory dla dzieci. Miałam też w swoim repertuarze "Bajki Natalki". Pochwalę się, że album ten zdobył pierwszy raz w historii polskiej fonografii status platynowej płyty. Większość tekstów napisał wspaniały poeta i radiowiec Jerzy Dąbrowski. Całość wyreżyserował Krzysztof Kolberger, a w nagraniach wzięła udział plejada fantastycznych gwiazd: Janusz Gajos, Jan Kobuszewski, Anna Seniuk, czy Krystyna Kwiatkowska.

Jakie mieliście dziecięce marzenia?

M.N.: - Mam dość mocno zamazaną sferę mojego wczesnego dzieciństwa. Świadome myślenie pojawiło się u mnie na początku lat nastoletnich. Kiedy zacząłem grywać na gitarze, miałem marzenie - nieszczególnie wtedy przepełnione wiarą - by zostać muzykiem. Poczułem, że to pasja, która daje mi dużo radości. Chciałem móc zagrać z tymi wszystkimi fantastycznymi osobami, których płyt słuchałem. I to się ziściło.

Zresztą dzięki cioci Basi.

M.N.: - To prawda. W przeszłości przez dwa lata chodziłem do szkoły muzycznej i grałem na skrzypcach. Kompletnie mnie to nie kręciło, więc rodzice byli na tyle mili, że pozwolili mi przerwać tę męczarnię. Jakiś czas później byliśmy na wizycie u wspomnianej cioci. I to ona nauczyła mnie czterech nieśmiertelnych akordów na gitarze. Wtedy było już po mnie, zacząłem grać. (śmiech)

N.K.: - U mnie wszystko było dużo prostsze. Właściwie nawet nie zastanawiałam się, jakby mogło być inaczej. Pasowało mi to, co dzieje się w domu. Ciągle słyszałam tatę, który grał na pianinie i coś komponował. Te dźwięki towarzyszyły mi w odrabianiu lekcji i całej mojej codzienności. Często przychodzili do nas artyści, którzy śpiewali na popularnych festiwalach. Mówiłam do nich "ciociu, wujku", ten świat był moim naturalnym środowiskiem. I tak zostało. Przełomem i bodźcem do śpiewania był telewizyjny program o moim tacie, który kręcono zaraz po śmierci mamy. Katastrofa lotnicza była smutnym wątkiem, dlatego reżyser wpadł na pomysł, żeby całość zakończyć optymistycznym akcentem. Zaproponowano, by córka Jarosława Kukulskiego wykonała jakąś piosenkę. Powstał wtedy utwór "Co powie tata". Na nim miała zakończyć się historia z moim śpiewaniem. Okazało się jednak, że odzew jest ogromny i widzowie pytają o kolejne piosenki. Tak się zaczęło.

Dziś oboje jesteście artystami z ugruntowaną pozycją na rynku. Nie zaskoczyło was, że dyrektor Teatru Starego w Lublinie Karolina Rozwód proponuje skomponowanie kołysanek muzykowi, który od lat regularnie otrzymuje tytuł najlepszego gitarzysty jazzowego w tym kraju?

M.N: - Nie, ponieważ postrzegam muzykę bardzo szeroko. O ile moje obecne działania koncentrują się na tworzeniu pod własnym szyldem, to jednak od początku mojej muzycznej drogi interesowałem się różnymi gatunkami. Nagrałem wiele płyt, gdzie "wypożyczyłem" swój talent. Ogromne znaczenie ma dla mnie praca z ludźmi, którzy gwarantują wysoki poziom. Mam własne zespoły, ale jedną z aktywności poprzedzających spektakl "Szukaj w snach" było pisanie do teatru. Zrozumiałem więc, że mogę stworzyć coś na zamówienie. Pewnego dnia Karolina zapytała mnie, czy nie rzuciłbym okiem na teksty Włodzimierza Wysockiego, które napisał dla swoich dzieci. Poczułem, że jest w nich duża szlachetność i napisanie do nich muzyki będzie ciekawym wyzwaniem. Wymagało to odejścia od mojego głównego nurtu, a co za tym idzie, wyjścia ze strefy komfortu. Wtedy zacząłem zastanawiać się, kto mógłby zaśpiewać te utwory. I przyśniła mi się Natalia. Uświadomiłem sobie, że ona jest w ciąży, a to idealny moment, żeby zaproponować taką współpracę.

Jak dużą lekcją było dla was zagranie pierwszego koncertu w Teatrze Starym?

N.K.: - Do tej pory pamiętam strużkę potu, która spłynęła po moich plecach. To było wyzwanie, by przez godzinę utrzymać skupienie dzieci. Prawie tydzień spędziliśmy w teatrze, by pracę studyjną przełożyć na scenę...

M.N.: - Jesteśmy wszyscy profesjonalnymi muzykami, więc dużo bardziej zajmowało nas, jak stworzyć z tego fajną ciekawą muzykę, niż jak się jej nauczyć. A stres przed dziećmi był ogromny, bo to jest uczciwy odbiorca, który zawsze mówi to, co myśli.

N.K.: - Na początku mówiłam, że komplementem będzie dla nas zarówno ziewanie, jak i brawa. Jestem oswojona z małymi dziećmi, więc wiem, jakim językiem do nich przemówić. Fantastyczne jest to, że dziecko znajduje w teatrze sferę bezpieczeństwa i słucha przyjaznych mu dźwięków. Fajnie jednak, że ludzie choć odpływali, nie usnęli i nagradzali nas brawami. Ta płyta ma sprawić, że można będzie się przenieść w bezpieczny i łagodny świat kojących dźwięków. Dzięki tym kołysankom łatwiej o dobry sen.

Zaskoczyło was coś?

M.N.: - Koncerty "Szukaj w snach" to tak naprawdę jedno wielkie zaskoczenie. Dzieci są nieprzewidywalne - nie są wbite w tryby społecznych nakazów. Niektóre dziewczynki ziewały, inne tańczyły. Chłopcy z kolei koniecznie musieli coś ze sobą omówić podczas koncertu. Umiejętnie musieliśmy sobie z tym radzić. (śmiech)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji