Artykuły

Motyw bliźniaków i śmierć smoka to radość widowni

"Sprzedawcy bajek" Marii Wojtyszko w reż. Jakuba Krofty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

Scenografia Matyldy Kotlińskiej w dużej mierze utrzymana w stylistyce współczesnych bajek o księżniczkach i jednorożcach przybliża z pewnością dzieciom świat przedstawiany. Podobnie jak niektóre rekwizyty, czy kostium młodej następczyni tronu. W sposobie poruszania się i mówienia wspaniała Michalina Rodak kojarzy się z bohaterkami filmów o Konikach Pony. Jest ich przepiękną parodią.

Oprócz problemu walki dobra ze złem, którego, jak to wielu bajkach bywa, głównym symbolem i tu jest smok, Maria Wojtyszko zawarła w swej sztuce "Sprzedawcy bajek" sporo aluzji i odwołań do poważniejszych dzieł literackich zwłaszcza do dramatów Szekspira; choćby wlewana do ucha jednego z bohaterów trująca mikstura czy wędrowna trupa pojawiająca się na dworze, by poprzez swą inscenizację zdemaskować kłamstwo, w jakie bohaterowie zostali uwikłani i nadać sprawom nowy bieg. Intryga rodem z "Hamleta". Albo też postać Ariela, niczym manipulującego losami ludzkimi jego imiennika z "Burzy". Są też nawiązania do mitologii. A wszystko to oczywiście gwoli przyciągania także uwagi dorosłych. Podobnie jak liczne, choć przeważnie bardzo subtelne, odwołania do współczesnej sytuacji społeczno-politycznej. Sam tytuł zdaje się już być aluzją

Bo genderowe qui pro quo bawi już wszystkich. Dzieci może nawet śmieją się głośniej, niż rodzice, kiedy Król zakochany w Arielu przebranym za swą siostrę, daruje mu suknię ślubną czy też, kiedy Książe całuje się z Aurelią udającą Zbigniewa.

Na scenie dużo się dzieje. Jest mnóstwo ruchu, nad którym świetnie panują reżyser Jakub Krofta i choreograf Aneta Jankowska. Zdarzeniom nadaje klimatu, znakomicie budując i rozładowując napięcia muzyka Vratislava Šrámka.

Do plastycznie ciekawych scen należy z pewnością pojawiający się na początku a i pod koniec sztuki teatr cieni. Pogrążone w wywołanych ciekawie przez reżysera światła Damiana Pawellę, dość ponurych szarościach postaci oddziela prawie niewidoczna, delikatna woalka, uniemożliwiająca im jednak współgranie. Ale po zabiciu smoka, przed sceną finałową znika, symbolizując szansę na trwałą integrację.

Wspaniała i kipiąca od dwuznaczności jest też scena z lustrem, w której Paweł L. Gilewski siedząc vis a vis publiczności, jako przebrany za swego pana sługa Dominik, wygłasza monolog o tożsamości człowieka, a z tyłu sceny na wielkim ekranie obserwujemy jego niemą twarz, ale poprzez swą plastykę będącą swoistym komentarzem, jakby drugim dnem albo podtekstem do tego, co słyszymy z ust aktora.

Tej sceny nie zapomnę z pewnością nigdy. Tak ze względu na sam reżyserski pomysł, jak i jego aktorskie wykonanie. Siła wyrazu twarzy Gilewskiego kojarzy się tu z fizjonomią Stańczyka na obrazie Matejki.

Jest tu też kilka znakomicie komediowo, a nawet groteskowo zagranych postaci. To przede wszystkim Emilia Piech i Damian Kwiatkowski jako bliźniacy, którzy zamieniają się rolami; ale też Mirosław Guzowski jako arcykomiczny Król, Michał Surówka, zabawny a przy tym bardzo urokliwy Książę, czy wcielająca się w kilka postaci Małgorzata Witkowska; przezabawnie groteskowa zwłaszcza jako Córka Młynarza.

Na to przedstawienie warto chodzić całymi rodzinami. Bo to, co płynie ze sceny, zainteresuje widza w każdym wieku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji