Artykuły

Stare, nowe kłopoty z dramatem współczesnym

W SEZONIE czterdziestolecia, w prze­dedniu Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych, wiele teatrów z pewnością podejmie się realizacji sztuk współczesnych. Po raz kolejny pewnie przetoczy się dyskusja o wartości tej dra­maturgii i pojawią się podobne konkluzje stwierdzające, że z dramaturgią tą jest źle. Teatry przystąpią do wystawiania współ­czesnego repertuaru jak do odrabiania uciążliwej pańszczyzny i ten trud zaowo­cuje najprawdopodobniej wymuszoną w takich sytuacjach przeciętnością.

Może jednak będzie inaczej. Pewne sym­ptomy zmian, idących przede wszystkim w kierunku uporczywego i niezwykle sta­rannego preferowania repertuaru współ­czesnego, obserwujemy w działalności Te­atru Polskiego kierowanego przez Kazi­mierza Dejmka, Prapremiery: "Obłędu" Jerzego Krzysztonia - Janusza Krasiń­skiego, "Ołtarza wzniesionego samemu so­bie" Ireneusza Iredyńskiego, "Maestra" Jarosława Abramowa czy "Letniego dnia" Sławomira Mrożka odznaczały się wielką starannością realizacji. Choć nie zawsze przedstawienia kończyły się pełnym suk­cesem artystycznym, to w każdym wypad­ku można mówić o perfekcyjności wyko­nania, co staje się coraz rzadsze, szcze­gólnie w repertuarze współczesnym. Jeśli dodamy do tego pojawienie się na kilku scenach "Pułapki" Tadeusza Różewicza - utworu niewątpliwie wybitnego, może najciekawszego z początku lat osiemdzie­siątych, jeśli zauważymy dyskusyjną, choć ze względu na autora, Bogusława Schaffe-ra, frapującą prapremierę "Mroków" zre­alizowaną przez Bohdana Cybulskiego w Teatrze Nowym, jeśli do tego krajo­brazu współczesności dodamy scenariusze (?) do przedstawień Janusza Wiśniewskie­go, to zamiast nerwowego narzekania moż­na spokojnie zastanowić się nad tym, jaka jest naprawdę nasza dramarturgia współ­czesna.

Na jej dorobek składają się sztuki au­torów debiutujących i piszących przed wojną: Jarosława Iwaszkiewicza, Witolda Gombrowicza, Leona Kruczkowskiego, Je­rzego Szaniawskiego, debiutujących na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdzie­siątych: Sławomira Mrożka, Tadeusza Ró­żewicza (jako dramaturga), Stanisława Grochowiaka, Bohdana Drozdowskiego, Jarosława Abramowa, Agnieszkę Osiecką, Ireneusza Iredyńskiego, a później Ernesta Brylla, Jerzego S. Sitę, Jarosława Marka Rymkiewicza, Helmuta Kajzara, Teresę Lubkiewicz-Urbanowicz, do Jerzego Żurka i urodzonego po prapremierze "Niemców" autora "Symfonii domowej", Piotra Do­mańskiego. Ale wypada przypomnieć sobie również, że w czterdziestoleciu dla teatru tworzyli: Jerzy Zawieyski, Roman Brand­staetter, Ludwik Hieronim Morstin, Ste­fan Otwinowski, Jerzy Lutowski, Aleksan­der Maliszewski, Jerzy Jurandot, Halina Auderska, Kazimierz Korcelli, Jerzy Broszkiewicz, Miron Białoszewski, Zbig­niew Herbert, Tymoteusz Karpowicz, Ja­nusz Krasiński, Jerzy Krzysztoń, Maciej Zenon Bordowicz, Jan Paweł Gawlik, To­masz Łubieński, Władysław Terlecki, Ed­ward Redliński, Ryszard Marek Groński i wielu innych, o których trzeba pamię­tać.

Mamy więc do czynienia z wielością na­zwisk, sztuk, ale także orientacji, świato­poglądów, gatunków. Wszystkie zastoso­wane podziały, kryteria, byłyby z pewno­ścią dyskusyjne, mniej lub bardziej ostre, ale jednocześnie świadczące o tym, że jest to materia bogata, o której mówić warto. A tymczasem teatr przez lata dokonywał

na stałe w swoim repertuarze zaledwie kilka, które nietrudno wymienić: "Nie­mcy" i "Pierwszy dzień wolności" Leona Kruczkowskiego, "Tango" i "Emigrantów" Sławomira Mrożka, "Kartotekę" Tadeusza Różewicza, sztuki Witolda Gombrowicza i może jeszcze, ale już ze znakiem zapy­tania, coś Ireneusza Iredyńskiego ("Jasełka moderne"?), coś Ernesta Brylla, Stanisława Grochowiaka i to właściwie wszystko.

Były w czterdziestoleciu wybitne reali­zacje sztuk, o których później zapomniano, jak choćby: "Paternoster" Helmuta Kaj­zara w reżyserii Jerzego Jarockiego czy "Wijuny" Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz w reżyserii Izabelli Cywińskiej, był głośny "Ostry dyżur" Jerzego Lutowskiego, pa­miętny "Kondukt" Bohdana Drozdowskie­go w reżyserii Jerzego Krakowskiego czy tego samego reżysera nowsze przedstawie­nie "Sto rąk, sto sztyletów" Jerzego Żurka, było wybitne przedstawienie Konrada Swinarskiego z wieloma kreacjami aktor­skimi w krakowskim Starym Teatrze - "Żegnaj Judaszu" Ireneusza Iredyńskie­go, były szlagiery sezonów: "Rzecz listo­padowa" Ernesta Brylla, "Niech no tylko zakwitną Jabłonie" Agnieszki Osieckiej czy "Tato, tato sprawa się rypła" Ryszarda Latki. Po większości z nich pozostanie wdzięczna pamięć, może nawet wrócą one na scenę w zmodyfikowanej, jak choćby, "Jabłonie", wersji, ale nie sądzę, aby przed tymi i wieloma innymi sztukami, które wywołały tyle emocji rysowała się jeszcze szczególna kariera.

DLACZEGO zatem, mimo różnorodno­ści i bogactwa, tak niewiele utworów współczesnych pozostaje na trwałe w teatrze? Czy możliwe są uogólnienia obejmujące całość, lub prawie całość, dra­maturgii, które mogłyby posłużyć do wy­rażenia sądów dotyczących mechanizmów i prawidłowości w obszarze dramaturgii współczesnej? Spróbujmy uczynić to, pa­trząc na nią jak na zjawisko dynamiczne, na rzeczywistość, która powinna funkcjo­nować. Żyć w określonych układach od­niesień, w teatrze i wśród publiczności, w czasie, w którym przychodzi jej zaist­nieć.

Najczęściej powtarzającym się zarzutem wobec dramaturgii okresu czterdziestolecia jest to że "nie nadąża". Mówi się o "nie­nadążaniu" za rzeczywistością - myśląc o rzeczywistości społecznej, politycznej, obyczajowej, o "nienadążaniu" za rozwo­jem wewnętrznym teatru, za wymogami publiczności, za modą, językiem, tematem aktualnym, światem, historią, słowem o "nienadążaniu" totalnym. Ta kategoria wartościująca stała się przez lata podsta­wowym kompleksem literatury dramatur­gicznej, która - z małymi wyjątkami - chciała głównie "nadążać". Najczęściej rodziła się z tego peryferyjność, drugo­rzędność, czasem poczucie zbędności.

Bo, ku zaskoczeniu dramaturgów, pub­liczność wcale nie przepadała za ogląda­niem na scenie tego, co w życiu. Dawno już teatr przestał być prostym odniesie­niem do rzeczywistości. Z tego nieporo­zumienia wynikło wiele szkód i niepo­trzebnego trudu, bo, jak powiada nie tylko Konstanty Puzyna, "dobra dramaturgia nigdy nie nadąża, dobra dramaturgia wy­przedza".

Zrodziło się jednak kilkanaście utworów dla teatru wartościowch, przede wszyst­kim od strony warsztatowej. Powstały sztuki z dobrze zarysowanym konfliktem, z rolami, z błyskotliwym nieraz dialogiem. Niestety, aktualność w teatrze starzeje się najszybciej. W tej grupie sztuk mieści się pewnie i "Ostry dyżur" Jerzego Lutow­skiego i "Maestro" , Jarosława Abramowa i wiele sztuk, o których mówi się: użyt­kowe, napisane, by nadążać za wydarze­niami.

Gdyby zaś trzymać się tego, że dobra dramaturgia powinna wyprzedzać, to z pewnością trzeba by wskazać na twórczość Tadeusza Różewicza, którego dzieło jest dla teatru czymś bardzo ważnym, żywym. Dzieło Tadeusza Różewicza spełnia w pol­skim teatrze funkcją inspirującą, ale po­zostaje, niestety, dość osamotnione.

Fakt, że dramaturgia czterdziestolecia raczej poza Różewiczem czy Gombrowi­czem nie inspiruje teatru jest drugim po­ważnym wobec niej zarzutem. Nie wybie­gając swoją wyobraźnią w przyszłość, nie jest dla teatru interesującym partnerem, ponieważ niczego istotnego nie proponuje, nie zmusza teatru do podejmowania1 wy­siłku, nie stawia wymagań. Dramaturgia współczesna w przeważającej mierze opie­ra się na rozmaitych znanych i uznanych schematach gatunkowych i nie ma więk­szych ambicji wynalazczych. Autorzy sztuk już dawno stracili ambicję tworzenia i rozwijania teatru, pozostawiając pole przede wszystkim reżyserom, inscenizato­rom, a czasem scenografom.

Konwencji w czterdziestoleciu było wie­le, od utworów obyczajowych wywodzących się z mieszczańskiej dziewiętna­stowiecznej dramy, do "pisania na scenie". Zdecydowania większość dramaturgów sy­tuowała się w najbardziej oklepanych konwencjach.

Mówiąc o inspiracyjnej funkcji drama­turgii wobec teatru trzeba również myśleć o randze i wadze podejmowanej problema­tyki. Rzadko kiedy dochodziło do takiej syntezy lub metafory, której bogactwo tre­ściowe mogłoby być na tyle uniwersalne, by wykroczyć daleko poza swoje granice i czas. Tej dramaturgii wielkiej, aspiru­jącej do uniwersalności w objaśnianiu me­chanizmów rzeczywistości było bardzo nie­wiele. W kilku zaledwie utworach odnaj­dujemy coś z tej wielkości. Tak można patrzeć na: "Kartotekę", "Emigrantów", "Operetkę" i na kilka jeszcze utworów, ale w całości nie na ich zbyt wiele.

Szczegółowa analiza ważniejszych utwo­rów, ich sceniczne dzieje dałyby zapewne obraz ukazujący interesujące okoliczności, w których zaistniał dramat współczesny, oraz to, że mimo wszystkich zarzutów, kil­kanaście sztuk i paru autorów mają szansę zastać dla przyszłości, to, być może, nie jest to mało na czterdzieści lat. Ale jeśli zważymy, że najbardziej "współczesnym" utworem pozostają "Dziady", a najwięk­szym nowatorem Witkacy, to nie jest zbyt wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji