Artykuły

Granica między jestem i nie jestem

"Życie jest snem" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Joanna Roszak w portalu Polskiego Radia.

Prawdziwy problem sztuki "Życie jest snem" Pedro Calderóna de la Barki - największego hiszpańskiego twórcy dramatów, żołnierza, księdza, związanego z dworem Filipa IV - to nie granica między snem a jawą. Także wątek romansowy, nieustanne gry i gierki o władzę, puenty mądrego błazna, przeplatanie się ponownych narodzin z kolejną śmiercią, budowanie i rujnowanie relacji - wskazują na problem najbardziej ważki: gdzie przebiega granica między jestem i nie jestem (i wreszcie: jak długo będę, i po co, skoro od początku wiadomo, że za krótko). Takie kwestie, wskazujące na dramatyczne poszukiwanie własnej tożsamości, padają z ust Segismunda (Radosław Elis), Clarin (Mirosław Kropielnicki) i Rosaury (Malwina Irek): "Nie warto się mną zajmować, skoro nie będę i jestem nikim a będąc nikim nie jestem", "Niby jestem a niby nie jestem", "Ja się bawię mną się bawią". Waldemar Zawodziński pokazuje w swoim spektaklu, jak ważne są formy. Jak ważne są formy gramatyczne.

Przez całą sztukę dźwięczał mi w uszach wiersz Mirona Białoszewskiego Wywód Jestem'u: "(...) co mam robić / a co mam robić / jak nie wiedzieć / a co ja wiem / co ja jestem / wiem że jestem / taki jak jestem / może niegłupi". Kwestie postaci Życia snem to jak wywody Śniącem'u. Zresztą, język to jeden z wielu atutów sztuki Zawodzińskiego - imitacji dzieła Calderona (działanie na bazie przekładu) dokonał wszak Jarosław Marek Rymkiewicz. Skoro o atutach mowa - wiele rozwiązań można tu wskazać: Sława Kwaśniewska świetnie sprawdzająca się w roli króla, ciekawa scenografia, świeża muzyka.

Paradoks śniącego nakłada się na paradoks kłamcy. Jeśli kłamca mówi, że kłamie, mówi prawdę. Jeśli śniący śni, że śni, a mówi, że to prawda? Jeśli nie śni, a ma wrażenie, że owszem? Jeśli żyje a snem, która rzeczywistość staje się dominująca?

Zawodziński wykorzystał baśniowość, jaką proponuje Calderon. I jednocześnie uciekł od jednoznacznych odwołań do sytuacji politycznej, od taniego prorokowania, mimo że tekst hiszpańskiego twórcy pewnie do tego zaprasza. Wszak rzecz dzieje się w baśniowej Polsce (czyli nigdzie, czyli wszędzie), którą włada stary Basilio. Dawno wyczytał z gwiazd, że jego okrutny syn zrzuci go z tronu. Długie lata więzi Segismundo, ma jednak nadzieję, że gwiazdy się mylą i pewnego dnia książę z samotnego więzienia trafia na dwór. Ale nie o samą fabułę tutaj idzie. Paul Valery pytał retorycznie, czyż kino nie jest pięknym snem. Taki model snu dziś - zdaje się - realizuje się na powrót nie w kinie, ale w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji