Artykuły

Spór o istotę muzyki

"Śpiewacy norymberscy" Richarda Wagnera w reż. Michaela Sturma w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Dobrochna Zalas.

Trudno jest słuchać Wagnera, a jeszcze trudniej zapoznawać się z jego twórczością na scenie. Wielogodzinne dzieła operowe, które nawet widzowie Metropolitan Opera w Nowym Jorku - jak sami żartobliwie komentują - woleliby oglądać w piżamie, oraz wyczerpujące libretto przeważnie osadzone w tematyce mitologii germańskiej i średniowiecza, nie zachęcają współczesnego odbiorcy do styczności z dorobkiem artysty. Zupełnie inaczej jest ze "Śpiewakami norymberskimi" wystawionymi w Teatrze Wielkim w Poznaniu, jedyną operą komiczną kompozytora, która powróciła na polską scenę po przerwie trwającej aż 110 lat.

W poznańskiej inscenizacji opowieść o mieszkańcach średniowiecznej Norymbergi zostaje przeniesiona do rzeczywistości zakorzenionej w popkulturze, natomiast pozornie banalna historia o miłości staje się studium krytycznym na temat dionizyjsko-apollińskiego konfliktu obecnego w sztuce, gdzie nowatorstwo i emocje są przeciwstawione regułom. O istocie tego sporu mówi już sama uwertura, podczas której Wagner bezskutecznie próbuje wspiąć się na marmurowy piedestał zajmowany najpierw przez Bismarcka, a następnie przez postać antycznej kobiety (rozmaite skojarzenia nasuwają się same). Poszukujący odpowiedzi kompozytor jest rozdarty między dwoma wykluczającymi się nurtami, podobnie jak norymberski minnesinger Hans Sachs, który nie potrafi jednoznacznie rozstrzygnąć, co powinno być ważniejsze dla artysty: uczucia czy zasady?

Niemiecki reżyser Michael Sturm czerpie pełnymi garściami z różnych odniesień do sztuki, Biblii oraz kultury masowej, dzięki czemu w prosty i czytelny sposób przybliża treść dzieła słuchaczowi. Główni bohaterowie, czyli płomiennowłosa Ewa oraz rycerz Walther von Stolzing nawiązują do średniowiecznych motywów z obrazów prerafaelitów, natomiast stojący na czele cechu śpiewaków Sachs jest przyodziany w kostium kojarzący się ze strojem Mistrza Jedi. Atrakcyjnie prezentujący się na scenie Beckmesser przypominający filmowego Nosferatu, symboliczne sylwetki Adama i Ewy ukazujące zakazaną miłość, Dawid bawiący się uciętą (przez Salome) głową Jana Chrzciciela z okazji zbliżającej się nocy świętojańskiej, a nawet Śmierć przywodząca na myśl postać Hurley Quinn z komiksowego Gotham City nie pojawiają się w inscenizacji przypadkowo, dając słuchaczowi bogaty i jasny kod znaczeń. Sturm chętnie czerpie inspiracje również z kinematografii, czego przykładem jest rozgrywana przez Sachsa partia szachów ze śmiercią (słynna scena z "Siódmej pieczęci" Ingmara Bergmana), czy kostium papieża zaczerpnięty z groteskowego pokazu mody w Rzymie Federico Felliniego. Wielobarwne postaci zostały przeciwstawione prostej oraz niezmiennej podczas pięciogodzinnego spektaklu scenografii, ukazującej pomieszczenie odzwierciedlające umysł Sachsa, a może samego Wagnera, pogrążonego w stanie zmysłowego urojenia (niem. Wahnsinn). To właśnie w głowie artysty znajdują się zasady (w dekoracji przedstawione jako potężne tablice Mojżeszowe), które należy złamać, aby dostrzec oraz docenić prawdziwą wartość sztuki, czyli emocje.

Sturm sprawnie operuje ruchem scenicznym, wykorzystując w spektaklu tancerzy, którzy odgrywają role symbolicznych postaci. Szczególnie zapadająca w pamięć jest scena bójki między Dawidem a Beckmesserem, zamieniona w poznańskiej inscenizacji w katarktyczny taniec dziwadeł podczas wigilii świętego Jana Chrzciciela, kiedy Sachs postanawia dać kres wewnętrznej walce. Warto wspomnieć również o najbardziej wyróżniającym się Jaromirze Trafankowskim w roli Beckmessera. Jego pełna przerysowanych gestów gra sceniczna i niepowtarzalna siła głosu doskonale oddawały charakter zazdrosnego, roszczeniowego rywala (szczególnie w trakcie pieśni miłosnej pod oknem Ewy) wykonującego komiczne melizmaty, a także obsesyjnie wiernego muzycznym regułom. Duże umiejętności zaprezentowali również Frank van Hove, rozważnie realizujący partię Hansa Sachsa, oraz Piotr Friebe (Dawid) oznaczający się sporą swobodą wokalną i aktorską. Nie gorzej spisały się głosy żeńskie, zwłaszcza Monika Mych-Nowicka w roli Ewy. Natomiast wyjątkowo duże problemy napotkał Christian Voigt wykonujący partię Walthera, którego głos już w połowie I aktu stawał się coraz bardziej niesłyszalny na tle orkiestry pod batutą Gabriela Chmury.

Podobnie jak mistrz Sachs odnajduje złoty środek na rozstrzygnięcie wewnętrznego sporu dotyczącego istoty sztuki, tak samo Sturm umiejętnie dobiera różnorodne, kulturowe odniesienia, dzięki czemu "Śpiewacy norymberscy" w poznańskim Teatrze Wielkim stają się nie tylko atrakcyjni, ale również bliscy współczesnemu, nawet niezaznajomionemu z twórczością niemieckiego kompozytora słuchaczowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji