Artykuły

Włodzimierz Jarmołowicz: Muzyczne geny krążą

Wczoraj w Kamienicy Naujacka w Olsztynie odbyłsię ostatni koncert olsztyńskiej legendy. Dyrygent Włodzimierz Jarmołowicz poprowadził koncert zespołu Moderato. Muzyk w sierpniu skończy 98 lat! Przez 11 lat, za czasów Aleksandra Sewruka kierownik muzyczny Teatru im. Jaracza.

Mistrz, mentor, wychowawca i opiekun wielu muzycznych pokoleń po latach pracy odchodzi na muzyczną emeryturę. A może jeszcze poczekać dwa lata do setki?

- Obawiam się, że zdrowie mi nie pozwoli, dlatego już teraz przekazałem zespół pod inne skrzydła. Niemniej nie jest tak, że kończę z muzyką. Dopóki żyję, ona zawsze będzie grała w mojej duszy. Nigdy nie robiłem nic innego. Moderato to takie moje dziecko. W Olsztynie mieszkam od 1947 roku, a już w 1948 roku zacząłem prowadzić pierwszy zespół wokalny tzw. rewelersów, który nazwałem Chór Jara (rewelersi - męski zespół wokalny prezentującego repertuar z gatunku muzyki rozrywkowej, zazwyczaj w programach rewiowych lub kabaretowych- red.).

Dlaczego Chór Jara?

- Taki był mój pseudonim artystyczny, to pierwsze litery nazwiska. Posłużyłem się pomysłem Władysława Daniłowskiego, przedwojennego akompaniatora, który swoich rewelersów już w l928 roku nazwał Chórem Dana. Też chciałem mieć swoich hulaków (z ang. reveler to hulaka). Potem zespół przechodził wiele różnych modernizacji i metamorfoz. W 1960 r. zdarzył się moment, który zapamiętam do końca życia. Dostaliśmy pismo z naczelnej redakcji muzycznej w Warszawie "Zespół olsztyński pod względem kwalifikacji odpowiada wymogom stawianym zawodowym zespołom Polskiego Radia" Od tej pory wiedziałem, że idę w dobrym kierunku. Prowadziłem jeszcze Chór Polskiego Radia, męski zespół Retro i żeński Dominanta. Te dwa zespoły się połączyły iw 1984 r. powstało Moderato, nad którym opiekę od 2001 r. sprawuje MOK, dzięki któremu nasz koncert mógł się odbyć.

Przez 70 lat, od 1948 r. uczyt pan ludzi jak śpiewać. Jakim był pan nauczycielem?

- Wymagającym. Nabór do chóru prowadziłem bardzo restrykcyjnie. Nie brałem każdego, bo chciał licząc, że może zbiegiem czasu się nauczy. Sumiennie sprawdzałem słuch, czy potrafią powtórzyć pewną frazę muzyczną. Przecież robiliśmy audycje z Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia. Nie byl miejsca na fuszerkę.

- Pracował pan też przez wiele lat jako kierownik muzyczny olsztyńskiego teatru im. Jaracza.

- Tak przez 11 lat, za czasów Aleksandra Sewruka. Przypadliśmy sobie do gustu. Zdarzało się, że Sewruk prowadził konferansjerkę, występując z Chórem Jara, a następnego dnia jego moskwiczem jechaliśmy na ryby. To były wspaniałe czasy. W tym czasie napisałem muzykę do piętnastu sztuk teatralnych np. "Potopu", "Wiernej rzeki" czy "Wiśniowego sadu".

Był pan też jednym z założycieli Olsztyńskiego Teatru Lalek.

- Nigdy nie lubiłem się zajmować tylko jedną rzeczą na raz. W 1954 r. zostałem współzałożycielem Stowarzyszenia Teatru Kukiełkowego Ziemi Warmińsko-Mazurskiej "Czerwony Kapturek". Działaliśmy w ówczesnym WDK. Okazało się, że dobrze radzę sobie z dziećmi. Pisałem prościutkie melodyczne utwory, które potem pojawiały się na scenie i cieszyły młodych widzów.

Dobrze pan pamięta swoje dzieciństwo?

- Wychowywałem się na Kresach Wschodnich pod Mińskiem. Już wtedy przejawiałem zainteresowania muzyką. Jak miałem 7 lat, zacząłem grać na skrzypcach, przewinąłem się przez wiele orkiestr. Jako dziecko uwielbiałem słuchać dumek, które na Wołyniu wyśpiewywały chłopki. To wtedy zakochałem się w folklorze. Świeżo po rozpoczęciu pracy w olsztyńskiej rozgłośni Polskiego Radia natknąłem się na spore archiwum folklorystyczne. Otworzył się przede mną nowy świat. Współpracowałem z Maryną Okęcką- Bromkową, autorką audycji "Tropami ludzi i pieśni", zbieraczką podań i gawęd z naszych terenów. Byłem kierownikiem artystycznym oraz dyrygentem Zespołu Pieśni i Tańca "Warmia i Mazury".

Czy pana rodzina tez jest taka umuzykalniona?

- Talent muzyczny odziedziczyłem po mamie, grała na fortepianie. Braciom też słoń na ucho nie nadepnął. Moi synowie - najstarszy jest dyrygentem Orkiestry Symfonicznej w Słupsku, a średni - skrzypkiem w orkiestrze poznańskiej.

A wnuki, prawnuki?

- O tych najmłodszych trudno mi jeszcze coś powiedzieć, oprócz tego, że wiem, że słuch mają. Muzyczne geny krążą. Jest nadzieja, że "non omnis moriar" (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji