Artykuły

Chochlą w stopę

"Roast!" w reż. Grzegorza Grecasa w Teatrze Ad Spectatores we Wrocławiu. Pisze Jarosław Klebaniuk w Teatrze dla Was.

Żywiołowy teatr, nieokiełznany, bez zahamowań i autocenzury, ze zmiennym tempem, lecz z przewagą szarż i aktorskich popisów nad pogłębioną refleksją i zniuansowanym podejściem do świata show biznesu - takie się narzucają określenia po obejrzeniu najnowszej premiery Ad Spectatores. Tym razem w teatrze zadebiutował zarówno reżyser, jak i dwoje aktorów, z których ten płci męskiej pozostaje jakby niedookreślony. Brak nazwiska w obsadzie i brak przedstawienia podczas braw wydają się nadmiarem marketingu. Ale i to niech zostanie przypisane młodzieńczej ekstrawagancji.

Relacje między 68-letnią Miriam Jarzyną a podobnie zaawansowaną wiekowo Vanessą Izabelą (i tak dalej) Rdzyk-Pawlak, bohaterkami "Roastu", wzbudziły u mnie skojarzenie z podstarzałymi ciotami z "Lubiewa", bardziej zaś aktualnie - z trzema staruszkami z najnowszej powieści Michała Witkowskiego. Tandetne rekwizyty w ich otoczeniu, zatęchła atmosfera zamkniętych relacji i wielokrotnie odtwarzanych interakcji, powroty do przeszłości i mozolne wydobywanie najbardziej połyskliwych okruchów wspomnień łączą scenariusz spektaklu z przywołaną prozą. Wygląda jednak na to, że dwie bohaterki prowadzone przez Grecasa - w odróżnieniu od bohaterek literackich - odniosły w przeszłości medialne sukcesy, miały swoje niezliczone minuty na szklanym ekranie i monitorze komputera. Z perspektywy 2050 roku teraźniejszość wygląda jak nierzeczywisty majak, konfabulacja demenciejących dam. Ich dawna współpraca i rywalizacja przybierała różne formy, a dzisiaj trudno jest ustalić, jak było naprawdę. Wciąż jednak są sobie bliskie, grają wzajemnie na swoich emocjach (Vanessa skuteczniej) i chadzają na ustępstwa, co obrazuje choćby taki dialog:

" - Ty zawsze byłaś ładniejsza ode mnie

- I

- I zdolniejsza.

- Wybaczam ci".

Postaci kobiet zbudowane zostały w taki sposób, aby wytknąć współczesnym celebrytkom ich wady: pretensjonalność, próżność, skłonność do egzaltacji, intelektualną pustkę ukrywaną za różnymi zasłonami autokreacji. Ela uznała tę ekspozycję za zbyt oczywistą i zbyt "grubą", aby ocenić przedstawienie jako wartościowe. Mnie z kolei przeszkadzało zacieranie granicy między parodią czy pastiszem a obyczajowym dramatem. Nie wiem na przykład, czy scena symbolicznego, medialnego pojednania Vanessy z synem miała charakter prześmiewczy, czy też była sentymentalną woltą. Rozumiem i doceniam ekstrawagancję współczesnego teatru, a żonglowanie konwencjami od dawna wydaje mi się czymś naturalnym i ożywczym, jednak czytelność intencji cenię wyżej niż dwuznaczność, a ze swobody interpretacji z przyjemnością zrezygnowałbym na rzecz natychmiastowego efektu.

Wiele było w przedstawieniu scen komediowych, groteskowych i prześmiewczych. Energiczne podawanie tekstu i wybujały ruch sceniczny towarzyszące odgrywanym jeden do jednego wspomnieniom przeplatały się z chwilami wyciszenia i spokojniejszych dialogów. Sceny niczym z Bollywood przeplatały się z ocierającymi się o obsceniczność aktami zakładaniem pampersa, plwania cukierkiem, smarowania spożywczym kremem po twarzy czy rzucania prawdziwymi jajkami. To nieumiarkowanie w dosłowności mogło nieco razić, aktorom zaś nieco krępowało ruchy. Rozbite jajko leżące na dywanie przez jaką ćwierć spektaklu zapraszało do eskalacji slapsticku także wtedy, gdy na scenę wkroczyły, że się tak wyrażę, sprawy ostateczne, nie do końca jednakowoż poważne ("reinkarnacja w żuczka gównotoczka").

Strona muzyczna przedstawienia, w tym piosenki z offu (nie widziałem mikrofonów bezprzewodowych, więc pomimo ruchów ust musiały być z odtworzenia) zostały dobrze pomyślane, jednak realizacja wymaga dopracowania. Gdy jedna z grających musi przekrzykiwać podkład wokalny, to traci na tym nie tylko jej sceniczna efektywność, lecz cały fragment okazuje się mniej komunikatywny, nawet pomimo minimalnych odległości dzielących krzyczącą od widzów.

Wspomniane rozbuchanie scenariusza pozwoliło pokazać się aktorkom. Wyrazisty image, emocjonalna pełnia i werwa Pameli Płachtij dobrze współgrała z całą paletą aktorskich środków, używanych przez Magdalenę Lamżę. W jej udanym debiucie obok scen tanecznych wyróżnić można sceny telewizyjnego wywiadu udzielanego Kubie Wojewódzkiemu i wideoblogowego wywiadu z ciężarną matką. W obu tych przypadkach dobrze poradziła sobie z tym, co warsztatowo chyba jednak jest najtrudniejsze - ze zniuansowaną grą twarzą. Mimika w teatrze dramatycznym jest swego rodzaju wartością dodaną, nie zawsze przebijającą się przez strumień tekstu i chaos ruchu scenicznego. Na małej otwartej scenie akurat ten środek wyrazu był niezwykle ważny.

Protagonistki występowały w archaicznych kostiumach, na tle kiczowatej, jakby pokrytej patyną scenografii. Nawet wyśmiewane niekonwencjonalne zabiegi medyczne z użyciem chochli trąciły myszką. Rekwizyty w rodzaju oskarowej statuetki granej przez butelkę wody mineralnej zacierały granicę między zwyczajnością życia podstarzałych gwiazd a chwilami dawnej świetności. Przeskoki w czasie o trzydzieści kilka lat sygnalizowane były przez zmianę oświetlenia, z udziałem mało nowoczesnych abażurów. Mikrofon użyty do tytułowego roastu pochodził z czasu dawnej medialnej rywalizacji. Stara lodówka i wytarty dywan przypominały o upływie czasu.

Przerysowanie postaci i zamierzona komiczność scen zapewne stanowiły okazję do dobrej zabawy także dla aktorek. Gdy podczas jednej ze scen, poważnej, lecz obliczonej na wywołanie wesołości u widzów, Pamela Płachtij uśmiechnęła się, można było to odebrać jako przebłysk tej radości, z jaką musiała być ta scena wymyślana i próbowana (i w tym sensie - jako aktorski błąd), albo też - jako Brechtowskie puszczenie oka: "Popatrzcie, gramy; wiemy o tym, równie dobrze, jak wy".

Autotematyzm w bardziej jednoznacznej postaci pojawił się wtedy, gdy aktorki zrobiły aluzję do lalkarskiego wykształcenia reżysera, specyfiki miejsca, w którym grają, a także wymieniły nazwisko najbardziej znanej wrocławskiej recenzentki teatralnej. Nazwisk ze świata mediów przewinęło się zresztą w spektaklu wiele, w tym między innymi: Rafała Maseraka, Magdy Mołek, Michała Wiśniewskiego, Dody, Alana Krupy (jako pensjonariusza Domu Artysty w Skolimowie!). Jak przytomnie zauważyła Ela, pewne elementy fabuły i podobieństwo nazwisk wskazywały także na inspirację postaciami Małgorzaty Rozenek-Majdan i jej męża Radosława. Jednak ewentualne aluzje do konkretnych postaci były dosyć odległe. Wprost wykorzystano jedynie - w ironicznym kontekście - piosenkę Violetty Villas. Miłośników tej wybitnej, jedynej w swoim rodzaju artystki estrady takie pośrednie wmieszanie jej we współczesny miałki celebrycki tłumek mogło nieco zaboleć.

Gdy już, już wydawało się, że nastąpił gwałtowny koniec, na scenie nieoczekiwanie pojawił się mężczyzna w czerni, by z łatwością oprzeć się seksualnej pokusie, zaordynować zaś miejsca przeznaczenia kobiecych bohaterek. Choć fragment ten wydawał się doczepiony, może i zbędny, a pomysł, wprawdzie przewrotny, lecz nieco zgrany, to pozwolił zadebiutować panu Krzysztofowi. Zwrócił uwagę jego głos, który i w radiu by się sprawdził. Panie Krzysztofie, proszę dbać o ten skarb, unikać picia gazowanego, zbyt zimnego i zbyt gorącego.

"Roast" ocenić można jako przedstawienie dosyć nierówne, chwilami nazbyt efekciarskie i nadmiernie sugestywne. Młodzieńcze szarże w tekście i inscenizacji mogły się jednak podobać, zwłaszcza jeśli nie oczekiwało się subtelnego dramatu aspirującego do zniuansowanej diagnozy popkulturowej współczesności. Warto podkreślić dobre aktorstwo całej trójki, która dostosowała się do wysokich standardów, jakie od początku zachowuje pod tym względem Teatr Ad Spectatores.

Jarosław Klebaniuk - psycholog społeczny, adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, członek redakcji czasopisma naukowego "Social Psychological Bulletin (Psychologia Społeczna)". Prozę publikował w: "Akcencie", "Frazie", "Kresach" i "Lampie". Recenzje teatralne pisze od 2010 roku, od 2016. - dla wortalu "Teatr dla Was".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji