Artykuły

Afirmacja czy potępienie

"Trzy kobiety i stroiciel fortepianów" w reż. Romualda Szejda w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Na scenach teatralnych zapanowała epidemia. Rzadko który teatr okazuje się na nią odporny. A skoro nie ma sił na przeciwstawienie się tej paskudnej chorobie, oglądamy na scenach to, co oglądamy. A mianowicie jakieś patologie, w wyrafinowany sposób pokazywane rozmaite dewiacje, do których ochoczo i coraz obficiej dołącza tematyka kazirodcza. Chyba najbardziej perfidny rodzaj dewiacji. Chociaż, prawdę mówiąc, o wiele bardziej odrażającą dewiacją jest pedofilia. Na szczęście teatry tą tematyką jeszcze się nie fascynują. Piszę "jeszcze", ponieważ nie byłabym taka pewna, czy to wkrótce nie nastąpi, wszak pogoń za superszokującymi widza tematami wciąż trwa i granice stają się coraz bardziej płynne.

Zastanawiam się, czy w tej powodzi anomalii znajdzie się jakiś odważny teatr i zaprotestuje, przeciwstawiając się tzw. obowiązującym trendom w sposób bardzo wyraźny. Ot, na przykład pokaże normalną, kochającą się rodzinę, a nie jakiś wynaturzony, patologiczny jej wizerunek. Bo jak dotąd, to jeśli pojawia się na scenie tematyka rodzinna, koniecznie musi być ukazana w aspekcie negatywnym. W każdym razie marginalizowanie roli rodziny i podstawowych wartości z nią związanych jest już zjawiskiem nagminnym. To bodaj u Engelsa można wyczytać - jak ktoś niedawno przypomniał - że największym uciskiem człowieka jest rodzina. Czyżby teatry poszukiwały inspiracji pod tym właśnie adresem? Piszę o tym w kontekście obejrzanej niedawno w Teatrze Scena Prezentacje sztuki "Trzy kobiety i stroiciel fortepianów" autorstwa mieszkającej w Londynie Helen Cooper (pół-Walijki, pół-Holenderki). W warstwie fabularnej rzecz o trzech siostrach, które spotykają się po latach z powodu projektu artystycznego. Najstarsza z sióstr Ella (w tej roli Joanna Bogacka, to najlepiej zagrana rola w spektaklu) w końcu, po dziesięciu latach mozolnej pracy, ukończyła koncert fortepianowy. I teraz, aby nastąpiło jego prawykonanie, potrzebuje pomocy sióstr, wszak Liz jest znaną i rozchwytywaną pianistką (Magdalena Warzecha swoim sposobem interpretacji tej roli stanowi zaprzeczenie postaci wielkiej pianistki), a Beth ma pieniądze, bo wyszła bogato za mąż - jest żoną multimiliardera (Ewa Telega grająca Beth sprawia wrażenie osoby fatalnie czującej się w tym nieszczęśliwie zaprojektowanym dekolcie).

W sztuce Cooper były cztery siostry. Jedna dawno temu popełniła samobójstwo. Pochodzą z rodziny o muzycznych tradycjach, ojciec był wiolonczelistą, w domu dużo mówiło się o muzyce, no i oczywiście córki kształcono muzycznie. Dziś, kiedy są już dorosłymi kobietami i spotykają się po tak długim okresie rozłąki, okazuje się, że to nie muzyka je łączy, a coś zupełnie innego, coś, co było przyczyną niechęci we wzajemnych kontaktach. To traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i wczesnej młodości w domu rodzinnym, które kładą się ciężarem na całym ich życiu i które były przyczyną samobójczej śmierci ich siostry. Dziś dom rodzinny już nie istnieje, rodzice nie żyją, a córki są dojrzałymi kobietami żyjącymi własnym życiem. Jednak ich spotkanie dowodzi, że wspomnienia z przeszłości nadal są bardzo silne i mają potężny ładunek emocjonalny. Rzecz tyczy molestowania seksualnego córek przez własnego ojca. Mało tego. Wszystkie córki zaszły w ciążę. Jedna poddała się tzw. aborcji, dwie urodziły, ale tylko Ella pozostawiła dziecko przy sobie. Beth, tuż po urodzeniu, nawet nie widząc dziecka, oddała je do adopcji. Wydawałoby się, że koszmar będący wynikiem tych tragicznych przeżyć jest już sprawą dawno zamkniętą, a upływ czasu zrobił swoje, zacierając w pamięci ostrość tamtych sytuacji. Tymczasem jest inaczej. Spotkanie sióstr to przywołanie wspomnień. Okazuje się bowiem, że już nie da się od nich uciec, bo istnieje ktoś, kto jest owocem tamtych zdarzeń i zarazem przypomnieniem. To Harold, syn najstarszej siostry, Elli, dwudziestoparoletni mężczyzna, niezwykle podobny do swego ojca, czyli zarazem swego dziadka, którego pojawienie się wywołuje dziwne zachowania sióstr. I to wcale nie negatywne, wręcz przeciwnie. Beth, wodząc dłonią po jego twarzy, próbuje - być może nieświadomie - wręcz go uwodzić. Widok mężczyzny najwyraźniej sprawia trzem kobietom przyjemność, wpatrują się weń z zachwytem, niczym w wizerunek kochanka, i odnoszą wrażenie, jakby nagle czas cofnął się o ileś lat, a przed sobą miały nie postać Harolda, lecz własnego ojca. Maciej Makowski jako Harold przypomina raczej manekina aniżeli żywą postać. To najsłabsza rola w przedstawieniu.

Oczom własnym nie wierzyłam, że oglądam coś takiego na scenie. I to w tym właśnie teatrze, który wcale nie musi zabiegać o widza rozmaitymi bulwersującymi sposobami, bo od lat ma swoją stałą publiczność, jak rzadko który teatr w Warszawie. Oczywiście, stała publiczność jest niezaprzeczalnym dorobkiem twórcy i szefa tego teatru Romualda Szejda. Co spowodowało, że tym razem reżyser nie tylko sięgnął po tego typu sztukę, ale reżyserując ją w ten sposób, tak rozłożył akcenty, że stworzyła się bardzo dwuznaczna sytuacja w relacjach między postaciami i zarazem rozmyła się granica między tym, co dobre, a tym, co złe i co powinno się zdecydowanie napiętnować. Mamy tu do czynienia z relatywizacją postaw dewiacyjnych. Takich, które u zdrowo myślących ludzi powinny przecież budzić odrazę. Granica musi być wyraźnie poprowadzona, a przedstawienie powinno jednoznacznie potępiać takie zachowania. Spektakl w warstwie interpretacji nie może balansować - w zależności od kąta spojrzenia i stopnia tolerancji widza - między aprobatą i dezaprobatą dla dewiacyjnych zachowań. A niestety, w tym przedstawieniu granice zostały zamazane, co budzi mój sprzeciw i uważam to za rzecz niedopuszczalną. Nawet jeśli stało się to w sposób niezamierzony ze strony twórców tego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji