Artykuły

Agata Kulesza o spektaklu "Nad Czarnym Jeziorem" w Teatrze Ateneum

- Bardzo mi się podoba ten tekst. Jego język jest specyficzny, można powiedzieć poetycki, ma pewne niedokończenie w sobie. A z drugiej strony mamy do czynienia z prawdziwą tragedią, czyli tak naprawdę powinien być zagrany przeciwko formie sztuki, jak najbardziej wiarygodnie, prawdziwie, by opowiedzieć o smutnych losach bohaterów w przejmujący sposób - mówi Agata Kulesza o spektaklu "Nad Czarnym Jeziorem" w Teatrze Ateneum, w rozmowie z Izabelą Szymańską w Co Jest Grane 24.

Jak ułożyć sobie życie po jednej z największych tragedii, jaka może spotkać matkę? W Teatrze Ateneum trwają próby do spektaklu "Nad Czarnym Jeziorem" na podstawie sztuki Dei Loher. Reżyseruje Iwona Kempa. W jednej z ról - Agata Kulesza.

Aktorka stworzyła w ostatnich latach wiele wybitnych i przejmujących ról kinowych: tytułowa postać w "Róży" Wojciecha Smarzowskiego, Wanda w nagrodzonej Oscarem "Idzie" Pawła Pawlikowskiego czy Marta w "Moje córki krowy" Kingi Dębskiej.

Miłośnicy talentu Agaty Kuleszy mają na co czekać i w tym roku - aktorkę będzie można zobaczyć w filmach "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego oraz "Zabawa, zabawa" Kingi Dębskiej. Ale zanim nastąpią ich premiery - 28 stycznia premiera w Teatrze Ateneum. Iwona Kempa wystawia sztukę "Nad Czarnym Jeziorem" Dei Loher - jednej z najciekawszych niemieckich dramatopisarek.

Izabela Szymańska: Bohaterów sztuki poznajemy cztery lata po katastrofie. To nietypowy zabieg dramaturgiczny, akcja zaczyna się jakby po akcji, po wydarzeniu, które ich połączyło. Jakie możliwości otwiera to przed aktorami, co dzięki temu można powiedzieć o postaciach?

Agata Kulesza: W pewnym sensie po akcji - dwie pary małżeńskie spotykają się cztery lata po tym, kiedy ich dzieci wspólnie popełniły samobójstwo. Ale, jak się przekonujemy, taka tragedia nie kończy się po odnalezieniu ciał, ludzie długo nie potrafią sobie z nią poradzić; starają się przerobić żałobę, znaleźć winnego, odpowiedzieć na pytanie "dlaczego?". Bardzo mi się podoba ten tekst. Jego język jest specyficzny, można powiedzieć poetycki, ma pewne niedokończenie w sobie. A z drugiej strony mamy do czynienia z prawdziwą tragedią, czyli tak naprawdę powinien być zagrany przeciwko formie sztuki, jak najbardziej wiarygodnie, prawdziwie, by opowiedzieć o smutnych losach bohaterów w przejmujący sposób. Będziemy w specyficznej sytuacji dlatego, że gramy na Scenie 61, czyli na widowni jest 61 miejsc. Mamy nadzieję, że widzowie będą współuczestnikami tego, co się dzieje, trochę tak, jakby w kinie oglądali zbliżenie na bohaterów. To jest wyzwanie. Wymaga aktorstwa, które bardzo lubię, cenię i uważam, że jest najtrudniejsze, czyli grania bez grania. Jeśli pojawia się w próbach jakiś koturn, naddatek, scena traci swoją wiarygodność. A do tego Iwona Kempa, z którą pracuję pierwszy raz, zaproponowała ascetyczny teatr, nie mamy rekwizytów, dekoracja jest bardzo prosta - wszystko musi się skupić na problemie, temacie, a przez to na aktorstwie.

Którą postać pani gra?

- Cleo, jest najbardziej konkretna z nich i najbardziej zamrożona. Nie ma łatwości wyrażania emocji. Johnny, grany przez Wojciecha Brzezińskiego, opowiada, że się załamał; rozmawiając o tym na próbach, mówiliśmy, że on jest parę kroków do przodu, jego ciało i umysł się zespoliły, przeżył rodzaj rozpaczy i to być może pozwoli mu ruszyć dalej. A Cleo jest za szybą. Nawet inni bohaterowie sądzą, że zachowuje się, jakby wiedziała coś więcej. Ona wybrała taką drogę poradzenia sobie z tragedią, ale w środku nadal wszystko w niej żyje, mówi: "Nadal stoję nad Czarnym Jeziorem i patrzę na dzieci". O synu wspomina: "Nie zdecydował się na życie". Bohaterowie zastanawiają się, co my jako dorośli, jako rodzice im pokazaliśmy, że ten świat im się nie spodobał. Czy mieliśmy na to wpływ? Dużo mówimy o tym na próbach. Gdzie kończy się wpływ drugiego człowieka, skuteczność jego działania? Przygotowując się do spektaklu, czytamy też blogi.

Blogi pisane przez rodziców?

- Tak, ludziom łatwiej jest przeżyć takie tragedie, kiedy są w grupie, wiedzą, że inni przechodzili przez to samo. Myślę, że takie opisanie emocji, wsparcie, to, że ktoś na taką historię odpowie, jest ważne, terapeutyczne. Ja jestem po roli w "Sali samobójców" Jana Komasy, gdzie lata temu ten temat przerabiałam. To jest tragedia, na którą nie ma jednej odpowiedzi, nie ma schematu, jak sobie z nią poradzić.

W filmie Kingi Dębskiej "Moje córki krowy" pani bohaterka proponuje filmowemu ojcu, załamanemu chorobą żony, że da mu coś na depresję. A on odpowiada: "Myślisz, że na wszystko jest tabletka?". Jak przeżywać ból w świecie, w którym na wszystko są tabletki? Czy na ból jest miejsce?

- Świat jest strasznie szybki, nie wiem, czy jest na niego miejsce. Ale ból tak czy siak jest, rozpacz jest, a my staramy się sobie pomóc - jedni myślą, że lekarstwo zrobi wszystko, inni będą szukać pomocy w pracy nad sobą. Ktoś kiedyś powiedział, że chorobą naszych czasów jest samotność. Może tak jest, każdy musi znaleźć własny sposób na radzenie sobie z nią.

Właśnie rozpoczyna pani siódmy rok pracy w Ateneum. Czy bycie w stałym zespole, zgranie pomagają przy takiej sztuce, w której role rozpisane są jak w kwartecie?

- Wcześniej grałam tylko z Wojtkiem Brzezińskim; z Magdą Schejbal i Sławomirem Maciejewskim spotykam się pierwszy raz. Ale pracujemy nad zgraniem. To jest zaprzęg czterokonny i wszyscy musimy ciągnąć równo, bo inaczej się nie uda. Wyjdziemy na scenę, zamkną się drzwi i od tego momentu półtorej godziny biegniemy razem, jak jedno się przewróci, to reszta też leży. Wszystko opiera się na rozmowie i ta rozmowa musi być mocna, uwaga skupiona na partnerze, na słuchaniu, żywym reagowaniu. Temat jest smutny, ale myślę, że w sztuce jest dużo rzeczy ciężkich, rozpaczliwych. Nie zniechęcam czytelników do naszego spektaklu, wręcz przeciwnie. Może być to rodzaj wydarzenia, które w widzu pozostawi refleksję, przemyślenia na tematy, do których sam by się nie zbliżył, a w teatrze tego dotknie i przez to może się spotkać z jakimś oczyszczeniem. A to jest zawsze cenne.

***

TEATR ATENEUM "NAD CZARNYM JEZIOREM"

Dei Loher, przekład: Grażyna Kania, reżyseria i opracowanie muzyczne: Iwona Kempa, scenografia: Justyna Elminowska, reżyseria światła: Mateusz Wajda. Występują: Agata Kulesza, Magdalena Schejbal, Wojciech Brzeziński, Sławomir Maciejewski. Premiera: 28 stycznia, godz. 19,30. Kolejne spektakle: 30, 31 stycznia godz. 19, 1 lutego, godz. 19.45. Bilety: 90 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji