Artykuły

Mądre "Drzewo"

"Polski", jest warszawskim teatrem, w którym czuję się po krakowsku. Wieczór premierowy staje się tu, jak być powinno, okazją odświętną, teatr za miejscem publicznego schronienia. Gdzie indziej zaniechano już tego obyczaju, wyznaczając wybiórczo kilka wieczorów. Zimni dyrektorzy zwalili jeszcze jedną łopatę piachu na swoje gospodarstwa, lekce sobie ważąc grupy przyjaciół teatru, których zastępują "biletami zbiorowymi".

W "Polskim" zostało wszystko po staremu. Także solidne przerwy między aktami, które również spajają scenę z publicznością. Gdy zaś jeszcze takie wieczory łączą, się z obiecującą sztuką, a na dobitkę jeszcze głośnego pisarza, teatr staje się teatrem, o którym wszyscy śnimy.

Tak właśnie było na przedstawieniu "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego. Trudno byłoby o lepszą spółkę autorsko-reżyserską. Nie mogło też być lepszego tytułu sztuki dla tej sceny. Myśliwski i Dejmek bowiem pracują obaj - można powiedzieć - w drewnie. Dwaj wypróbowani rzemieślnicy, szanujący solidną, fachową robotę. Spotkanie okazało się owocne.

Przypatrzmy się więc temu "Drzewu" i usytuujmy je w kontekście tego zjawiska artystycznego, które w Polsce otrzymało nazwę literatury nurtu wiejskiego. Przypatrzmy się tej literackiej chłopskości, której wybitnym przedstawicielem jest Myśliwski, autor "Kamienia na kamieniu". Książki uznanej przez wielu fachowców za arcydzieło. Pisarza wzbogacającego ową drogę, na której [...] co Przyboś, Piętak: czyż żyjących, Jan Bolesław Ożóg. By wspomnieć tylko o poetach. Nie bez kozery zresztą, bo właśnie i to "Drzewo", jak prozatorskie dzieła Tadeusza Nowaka czy Redlińskiego istnieją w "świecie niezwykłym", uczenie zwanym przez klasyfikatorów konwencji i gatunków "realizmem magicznym". Świat ten zaś jest żywiołem poetyckości i liryzmu, w jego powietrzu unoszą się zwidy magii, symboli i mitów rodzinnej ziemi i domu. Podnoszonej przez pisarzy na piętro artystycznej legendy.

W takiej prozie, w takim teatrze mogą pospólnie zasiąść na ławie, pod rodzinnym drzewem, żywi z duchami. A życie i śmierć przepleść się w jedność. Jak jednością jest egzystencja człowieka z przyrodą. Jak takąż jednością jest moralny dramat przemian społecznych i cywilizacyjnych, w swoim splocie tragicznym rodzących wielki dylemat awansu i alienacji..

No więc, dwa słowa o sztuce. Jej anegdota jest taka. Przez wieś prowadzą drogę. Ta budowa zagraża istnieniu starego drzewa, rosnącego na ziemi Marcina Dudy. Więc stary chłop wlazł w koronę gałęzi i zarzucił sobie ostrzegawczo stryk na szyję. I pod tym drzewem, pod tym patriarchą przyrody - bijącym w niebo jak monstrancja na tle rozlewającego się horyzontu - rozgrywa się życie. Proste i realne niczym to drzewo u zagrody Dudy. A równocześnie wieczne, uniwersalne jak los człowieka, [...] piękną scenografię zrobił Jan Polewka, syn Adama, którego przyjaźnią szczyciłem się kiedyś, potomka krakowskich murarzy.

Zapewne rygoryści postawią Myśliwskiemu zarzut pogwałcenia klasycznych zasad rządzących dramaturgią. "Drzewo" bowiem jest, tak bym chciał to nazwać, epicką formą opowiadania scenicznego. Ta przypowieść czy, jak kto chce, ballada o Marcinie Dudzie i przypadkach historii, biegnie rozlewnie i powolnie niczym opowiadania na wiejskich posadach. Myśliwski tak pisze w programie teatralnym: "...nie wiem, czy w ogóle jest to dramat sceniczny, w przyjętym tego słowa znaczeniu. W trakcie bowiem pisania stanąłem przed dylematem, czy napisać sztukę, poddając się wszelkim wymogom jej scenicznej użytkowości, czy dać się ponieść materii, która wręcz namawiała mnie do buntu przeciw rygorom sceny, do nieliczenia się z wytrzymałością sceny. Uległem temu drugiemu nakazowi".

Mnie ta forma nie uwierają. Wypełniona była bowiem życiem i mądrością. I choć w trzecim akcie, w finalnym zwieńczeniu tego śpiewania, przepełnionego bólem egzystencji, chciałoby się długi monolog Szpicla nieco przykrócić, przecież summa summarum, zabrzmiał w naszym teatrze czysty ton poetyckiego teatru, który zawsze jest świętem na scenie.

Kazimierz Dejmek wspomagany scenografią Polewki i przejmującą muzyką Zbigniewa Karnackiego, dostał pisarską materię, w jakiej chętnie od lat pracuje. Bo "Drzewo" można by zaliczyć do kontynuacji tego, co Dejmek odnalazł w staropolskim teatrze. Jego ludową i ludystyczną urodę, wprzęgniętą w doświadczenia ludu. Powstało więc przedstawienie godne tekstu (który zresztą reżyser przysposobił z 250 stron wstępnej całości Myśliwskiego), a tekst wart przedstawienia. Tchnącego nie cepeliowską wycinanką, lecz poezją bólu i miłości.

W ansamblu aktorskim podnieść muszę przede wszystkim trzy role: Ignacego Machowskiego (Marcin Duda), Bogdana Baera (Milicjant) i Zdzisława Mrożewskiego (Sebastian). Przecież trzeba odnotować i Łucję Żarnecką (Zośka) i Jana Tesarza (Szpicel) i Tadeusza Paradowskiego (Franek) a także stylowe wejście Hanny Stankówny (Hrabina) i Mieczysława Voita (Hrabia) oraz Irenę Szczupowską (Irkę).

Na zakończenie dodam, że te posiady na drzewie - i- pod drzewem u Dudy, to nie Wersal. Padają tom mocne stówa, a jednak ten pierwszy "ostry" wtręt, rozlegający się we wstępnych zaraz kwestiach sztuki, wystrzela nie w porę. Za wcześnie. Dajcie ludziom chwilę na skupienie. Potem bluzganie jest raczej "funkcjonalne".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji