Obowiązki wieszcza KRAKÓW 2000. Festiwal Stanisława Wyspiańskiego
Chciałoby się przez dziesięć dni oglądać dzieła wielkie, interesujące, kontrowersyjne albo chociaż upadki z wysokiego konia, przedstawienia będące wynikiem osobistych przemyśleń, wyrazem gorących emocji. Chciałoby się wreszcie wierzyć, że Wyspiański jest nie tylko ucukrowanym jak figa klasykiem, spoczywającym w zbiorowej świadomości jako autor ważny, szacowny, ale historyczny.
Przeniesienie na inną scenę posłużyło za to "Powrotowi Odysa" Krystiana Lupy z warszawskiego Teatru Dramatycznego. Scena Kameralna Starego Teatru od lat jest dla przedstawień tego reżysera przestrzenią idealną. W Warszawie "Powrót Odysa" był obrazem, który musiał przebijać się do widza przez rampę, tutaj nie było takiej bariery.
Ten późny, pisany w śmiertelnej chorobie, dramat Wyspiańskiego, rzadko wystawiany, nie ma takich zadań jak "Wesele". Mówi o najważniejszych, najbardziej podstawowych relacjach człowieka ze światem i sobą samym. Niemożność powrotu do ojczyzny najszerzej rozumianej - do domu, rodziny, siebie sprzed lat. Poczucie obcości świata, wkroczenie w obszar śmierci, fizyczne wręcz doznanie przemijania, rozpaczliwe poszukiwanie spokoju, wybaczenia, wybawienia...
Mit - nie ten antyczny, choć bohaterowie Wyspiańskiego z Homera się wywodzą - lecz ten, który jest udziałem każdego człowieka. Lupa stworzył świat, w którym historia Odysa zabrzmiała przejmująco. Świat hybrydyczny, w którym nie kłócą się ze sobą, a współbrzmią w sposób naturalny współczesne kostiumy i język Wyspiańskiego. Itaka jest domem-śmietnikiem, zalotnicy groźną gromadą agresywnych młodzieńców, ale to nic mechaniczna aktualizacja, lecz odnalezienie we współczesności zjawisk, które wprowadziłyby na scenę czy spotęgowały emocje zawarte w tekście. Orientalizująca muzyka Jacka Ostaszewskiego, grana na żywo na bębnach, tworzy wraz z aktorami materię, w której już nic wiadomo, czy to ona wspomaga ich, czy oni ją. Świetne aktorstwo, na pierwszym miejscu stawiające myśl, temat, wsłuchanie się w partnera i rzeczywistość panującą na scenie. Chwalenie Lupy za wyobraźnię plastyczną, operowanie światłem, umiejętność pracy z aktorem jest truizmem, ale cóż, pochwalę. Najważniejsze jednak wydaje się to, co powinno być oczywiste (a nie jest) w braniu się reżysera za dramat: osobisty stosunek do wyboru, głęboka analiza, szukanie w tekście prawdziwych emocji. I umiejętność przełożenia tego na scenę.