Artykuły

Federico Klata

Co to się stać musiało w naszym biednym, głupim kraju, że nędza konceptu ulepszania Biblii i nędza pomysłu "ufedericowania" Klaty nie dość, że zstępują w puste łby rodaków, to na dokładkę są do druku kwalifikowane bez szemrania! W jak mocarnym bełkocie, w jak potężnej rozsypce wszelkich hierarchii gnić musimy, że takie idiotyzmy przez drukarskie prasy przechodzą niczym po maśle! - pyta Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Co lepsze? Paw scenicznego uwrażliwienia społecznego czy też przez młodą Polskę teatralną wielkodusznie poprawiona kulawa twórczość apostoła Pawła, który, owszem, popełnił słynny o miłości List do Koryntian, ale - zaprawdę, powiadam wam - nie wiedział, że bredzi? Co smakowitsze?

Parę chwil temu czytałem w "Wysokich Obcasach" wywiad, który recenzent Roman Pawłowski z reżyserką Mają Kleczewską przeprowadził. Mówili, rzecz jasna, o miłości. Powiadam: rzecz jasna, gdyż Kleczewska jest w teatrze naszym młodym specjalistką od tego uczucia oraz zawikłanych (oczywiście - nie do pozazdroszczenia) losów jego w Polsce dzisiejszej. Przestudiowałem i wiem już: apostoła Pawła słynne frazy o miłości trzeba poprawić, albowiem nie działają one w naszych polskich czasach. Zupełnie nie wiadomo (pamiętacie oryginał?), co począć z całą tą miedzią brzęczącą oraz z konserwatywnymi rewelacjami

o uczuciu, które nie szuka poklasku, nie dba o interes własny i w ogóle - ciche jest.

Co może być ciche dziś - w epoce wolnorynkowego jazgotu? Tak, trzeba poprawić Pismo Święte, gdyż człowiek zawsze winien ulepszać brednię. Pięknie, cudownie, zachwycająco - tylko jak poprawiać? Które słowa zostawić, a które precz odrzucić? Jak pomóc biednemu Pawłowi? Jak ocalić biblijnego grafomana? Jak wskrzesić martwe wersety? Tego młoda Polska teatralna nie mówi. Chyba nie. A co, jeśli jednak mówi, radzi, wskazówki daje? Waham się i nie mam jak sprawdzić. Niestety, nie posiadam już tamtego numeru "Wysokich Obcasów", gdyż go zjadłem. Zawsze zjadam druki ciekawe. Muszę więc na własną rękę kombinować. Ściślej mówiąc - już nie muszę. Już wiem.

Wiem, bo zjadłem coś jeszcze - zjadłem wydruk internetowy, którym Małgorzata moja uraczyła mnie bodaj w poniedziałek. Oto ktoś, kolejny reprezentant recenzenckiej młodej Polski teatralnej, sugeruje... nie, nie sugeruje, on oznajmia prawdę bezdyskusyjną, tę mianowicie, że reżyser Jan Klata to w istocie nie reżyser Jan Klata, tylko reżyser Federico Fellini! Federico Klata tworzy na scenie obrazy tak intensywne, głębokie i we wrażliwość na tak długo zapadające, jak najświetniejsze filmowe sceny biedaka z Rimini, fatalnego makaroniarza, który plagiatował wizjonerski geniusz społecznie uwrażliwionego Klaty! Biedny Fellini... Myślał, że oszustwa jego nigdy na jasne światło nie wyjdą... A tu - takiego wała! Wyszły!

I co, Fellini - łyso ci?

Z tym zapadaniem we wrażliwość coś jest na rzeczy. Choćby ta słynna scena z czarną mambą. Do dziś pamiętam, jak w Narodowym Starym Teatrze, w "międzygwiezdnym" arcydziele Klaty, tragik Jan Peszek wyjął z gaci smolistego, gumowego węża. Nigdy tego nie zapomnę! Peszkowy gad moje widzenie społecznych problemów polskich gruntownie zmienił. Jestem bardzo wdzięczny. Nigdy nie zapomnę czarnej mamby u Klaty, tak jak nigdy nie zapomnę pawia, który w finale "Amarcordu" po śniegu łaził u Felliniego, który zmarł, nie wiedząc, że jest Klatą. Taka jest prawda, szanowny teatromanie.

W prologu pytałem, co wybieracie. By tak rzec - pawia Felliniego, co wyszedł na ludzi, wychodząc na pawia Klaty? A może jednak grafomana Pawła, co wyszedł na pisarza dzięki sugestiom młodej Polski teatralnej? Pytanie zaś jest w istocie zupełnie inne.

Co to się stać musiało w naszym biednym, głupim kraju, że nędza konceptu ulepszania Biblii i nędza pomysłu "ufedericowania" Klaty nie dość, że zstępują w puste łby rodaków, to na dokładkę są do druku kwalifikowane bez szemrania! W jak mocarnym bełkocie, w jak potężnej rozsypce wszelkich hierarchii, w jak gęstych ciemnościach gnić musimy, że takie idiotyzmy przez drukarskie prasy przechodzą niczym po maśle! Totalna wolna amerykanka wartości? Tak. Jeśli można - jak Kleczewska w granym w Narodowym Starym Teatrze "Śnie nocy letniej" - poprawiać Szekspira, to czemu by nie spróbować poprawić fraz Boga? Jeśli paw łaził po śniegu, to niby dlaczego Peszek ma nie wyciągać węża z gaci ku chwale Federico Klaty?

Można. Już wszystko można. Z chłopa król. Z mizeroty - geniusz. Wystarczy tylko odpowiednio głośno odkrycie nasze wyszczekać. Lud to kupi. Lud dziś raczej wszystko kupuje, bez szemrania. Jakimi językami mówić będziemy jutro? Komu pierwszemu do łba strzeli, by ulepszyć ukrzyżowanie i jegomościa zwanego Sławomirem Shutym zrównać z - Tomaszem Mannem? Komu pierwszemu, a komu drugiemu? W poniedziałek byłem na wielkim jubileuszu Jerzego Nowaka. 60 lat na scenie!... Widownia była w połowie pusta. Młody teatr polski nie przyszedł zobaczyć aktora nie z naszego czasu. Może nędze ulepszania Pisma i "uklatowiania" twórcy "Amarcordu" (co jest arcydziełem właśnie o pamięci) biorą się stąd, że na świecie coraz więcej ludzi, którzy niczego, doskonale niczego nie pamiętają i pamiętać nie chcą?

Nie musicie wybierać. Zostawcie w spokoju mój dylemat z prologu. Tu nie ma dylematu. Tu jest konieczność fuzji. Tu trzeba zwyczajnie zlutować dwie wymienione nędze. Ulepszając apostoła Pawła - "uklatowić" Felliniego należy. Tu trzeba po prostu rzec śmiało: Gdybyś pawia nie miał, tobyś go nie puścił i byłbyś w zamuleniu, jako ta miedź brzęcząca... Amen. I już jesteś ambitnym młodzieńcem, co przed rodakami rozsnuł wstrząsająco piękne perspektywy.

Na zdjęciu: "Sen nocy letniej", Narodowy Stary Teatr, Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji