Artykuły

Romeo i Julia w Alpach

Na przełomie listopada i grudnia Teatr Drama­tyczny w Warszawie dał premierę Alpejskich zórz w reżyserii Rafała Sabary. Skandalizująca, rozliczająca obojętne, konsumpcyjne społeczeństwo sztu­ka austriackiego pisarza Petera Turriniego, zaliczanego do grona najwybitniejszych współczesnych dramaturgów, zabrzmiała żywo i aktualnie, dzięki świetnej grze aktorów - Marka Walczewskiego (Niewidomy) i Małgorzaty Niemirskiej (Jasmine). Dla Walczewskiego był to powrót na scenę po kilkuletniej przerwie. Dodam od razu, że zwycięski. W małym domu w austriackich Alpach mieszka samotnie siedem­dziesięcioletni ociemniały mężczyzna. Od wielu lat jego kontakt ze światem ogranicza się do rozmów z posługują­cym mu chłopakiem (Artur Krajew­ski) i wiadomości wysłuchanych w radiu. Utrzymuje się z imitowania gło­sów wymarłych ptaków (myszołowów) na zlecenie lokalnego towarzy­stwa ochrony przyrody. Dawny dyrektor teatru tworzy sobie świat fikcji, inscenizuje we własnej wyobraźni. Poznajemy go w dniu, gdy oczekuje na wielkie wydarzenie: przyjazd kobiety, o której przysłanie poprosił związek niewidomych. Już od początku, zanim Jasmine się poja­wi, reżyseruje całe zdarzenie. Opo­wiada całą serię scen, potok wyobra­żeń, idealizuje ją w myślach i kreuje na obraz szekspirowskiej Julii. Pierwsza część ich spotkania to karykaturalna gra ludzkich person. Zasłaniają się przed sobą. On skrywa fakt, że dawno już zapomniał, kim jest kobieta, ona, że uciekła z dużego miasta, gdzie czuje się samotna i zbędna, że szuka uczuć i bliskości. Grają w teatr masek, w którym Jasmine w rudej peruce udaje luksu­sową prostytutkę z Wiednia, a on bogatego intelektualistę, gotowego kupić jej obecność za cenę luksusowej egzystencji.

A jednak, w miarę toku akcji, spadają zasłony, a na wierzch wycho­dzi ludzka bieda, lęk i samotność. Izolowana pośród gór, z radiem, w którym skończyły się baterie - także i Jasmine odsłania twarz. Zdej­muje perukę i opowiada o niespełnio­nym życiu, starości i zmęczeniu. O nieudanych próbach zaangażowa­nia się do teatru, rozlicznych przesłu­chaniach do ról.

- Doskonaliłam moją Julię przez trzydzieści lat - wyznaje zniszczona życiem kobieta. Teraz pracuje jako sekretarka w związku niewidomych. Przyjechała do niego z litości pomie­szanej z ciekawością, po tym, jak otrzymała tak dziwaczny list. Nic dziwnego, że w końcówce boha­terowie nie mają już siły, by raz jesz­cze wyrecytować sceny miłosne z Romea i Julii. Teatr zamienił się w życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji