Artykuły

"Moskiewski charakter" A. Sofronowa

TEATR WROCŁAWSKI stawia zdecydowanie na sztukę współczesną, ideową i polityczną. Po "Niemcach" Kruczkowskiego oglądamy "Moskiewski charakter" laureata Nagrody Stalinowskiej, A. Sofronowa. Jest to sztuka napisana po wojnie. Jak większość współczesnych sztuk radzieckich, uderza polskiego widza przede wszystkim odwagą w pokazywaniu nowego człowieka, w podejmowaniu nowej problematyki, w mówieniu po prostu o tym, co jest ważne. Kurtyna teatralna w Związku Radzieckim nie dzieli dwóch światów, na scenie i na widowni są ci sami ludzie, mają te same kłopoty, o to samo walczą.

Sztuka w Związku Radzieckim, w tym samym stopniu teatr jak powieść, daje wzory postępowania. I zawsze sztuka w okresach rozkwitu budowała wzór moralności osobistej i społecznej. Czym jest współczesność w sztuce teatralnej? Przede wszystkim umiejętnością wyboru współczesnego konfliktu i ukazania go poprzez działanie żywych, współczesnym ludzi. Wybór konfliktu, który jest samą materią, samym szkieletem dramatu, pokazuje najjaśniej klasowy charakter pisarza i jego postawę ideową.

Teatr mieszczański w okresie swego rozwoju demaskował obłudę klas posiadających. Teatr pokazywał rzeczywiście motywy postępowania, rzeczywistą moralność przemocy i wyzysku, i obnażał zakłamanie religijne i moralne. Teatr ten nie potrafił jednak pokazać pozytywnego bohatera, a jeżeli go nawet pokazywał, musiał fałszować obiektywną rzeczywistość, albo w najlepszym razie dawał postacie samotnych idealistów, bezradnych i nie umiejących się przeciwstawić społecznemu złu.

Wielką zdobyczą artystyczną i ideową teatru radzieckiego jest umiejętność pokazania bohaterów rzeczywistych, przeniesienia ich z życia na scenę. Socjalistyczne budownictwo rodzi nie tylko nowych ludzi, ale, rodzi nowe konflikty. Wszyscy bohaterowie "Moskiewskiego charakteru" są komunistami, należą do partii, wszyscy są ideowi, wszyscy pracują ofiarnie dla dobra swojej ojczyzny. A jednak między nimi wybucha dramatyczny konflikt. Jest to typ konfliktu nieznany w literaturze burżuazyjnej. Typ konfliktu, którego nie potrafiła podjąć dotychczas nawet nasza literatura. Jest to konflikt socjalistyczny, konflikt między nowym a starym w społeczeństwie socjalistycznym, w metodach produkcji, w budownictwie, w stosunku do partii.

Potapow, dyrektor wielkiej fabryki obrabiarek, jest niemal wzorem odpowiedzialnego, ofiarnego i energicznego partyjnika. Jego fabryka osiąga wysokie wskaźniki produkcyjne, przekracza plan. Potapow chce pięciolatkę wykonać w trzy i pół roku i wiemy, że pod jego kierownictwem jego fabryka tego dokona. Ale ten sam Potapow nie rozumie, że jego fabryka nie jest jedyna, że od rozwoju jednej fabryki ważniejszy jest rozwój całych nowych gałęzi przemysłu. Potapow uważa swoją fabrykę jak gdyby za udzielne księstwo, uważa, że to jest jego fabryka, że dzięki niemu rozwinęła się tak dobrze. Potapow z lekceważeniem odnosi się do zapóźnionego technicznie w porównaniu z fabryką obrabiarek przemysłu perkalikowego.

Kiedy dyrektorka fabryki włókienniczej zwraca się do Potapowa o pomoc, o wykonanie w jego fabryce nowego modelu warsztatu, który dokonać może technicznej rewolucji w przemyśle włókienniczym, Potapow odmawia. On ma swój plan produkcji w swojej fabryce i poza tym o niczym nie chce wiedzieć.

To nie jest jednak konflikt dwóch fabryk, to jest konflikt dwóch stylów pracy, dwóch stopni politycznej i społecznej świadomości. To jest właśnie typowy konflikt socjalistyczny. Jak zostaje rozstrzygnięty? Nie powiem. Zobaczycie sami na "Moskiewskim charakterze". Powiem tylko, że autorowi radzieckiemu udało się ten konflikt, tak pozornie daleki od osobistego życia, związać z życiem osobistym, że ten konflikt "dyrektorski" i "przemysłowy" staje się konfliktem męża i żony i niemalże rozbija dobre i oddane sobie małżeństwo.

Sofronow pokazuje nam na scenie zebranie komitetu dzielnicowego WKR(b), na którym rozstrzyga się spór o przyjęcie zamówienia. I w tym pokazaniu komitetu dzielnicowego na scenie jest bardzo wielkie, nie tylko ideowe, ale artystyczne nowatorstwo Sofronowa. To są tylko przesądy mieszczańskiej krytyki, że polityczna dyskusja, że zebranie aktywu, czy komitetu, jest niesceniczne, że narusza harmonię dzieła teatralnego. Niechżeż mi różni esteci nie opowiadają, że tylko mieszczański salonik i sypialnia jest sceniczna w teatrze. Jedno jest tylko pewne, że o wiele trudniej pokazać polityczną dyskusję na komitecie niż miłosną scenę na kanapie w saloniku, ale powtarzam, to jest właśnie nowatorstwo.

Sztuka Sofronowa nie jest łatwa do grania i do wystawienia. Wymaga wiele rzetelnego wysiłku ze strony aktorów i reżysera. Przełamania uprzedzeń, pewnego fałszywego wstydu wobec prostoty i patetyki (która jest zresztą tutaj dosyć umiejętnie dawkowana), pewnej umiejętności prowadzenia na scenie dyskusji politycznej.

Reżyser Henryk Szletyński i cały zespół pokonał na ogół te wszystkie trudności. Nadał sztuce bardzo szybkie tempo, niemal komediowe (nieprawda, że na tematy polityczne trzeba dyskutować poważnie, wolno i z retorycznymi pauzami) i osiągnął dosyć dużą naturalność. Wydobył bardzo zręcznie cały podtekst komiczny utworu i w dużej mierze pokonał pewien schematyzm charakterologiczny, którym grzeszy sztuka Sofronowa.

Jako człowiek złośliwy zacznę oczywiście od błędów. Błąd pierwszy: zupełnie fałszywe obsadzenie roli Połozowej, sekretarza komitetu dzielnicowego, przez Marię Nochowicz. Pani Nochowicz grała jakąś herod-babę z komedii Zapolskiej, zaperzoną i władczą mieszczankę, co oczywiście całkowicie wypaczało sens wielu scen. Nie jest to wina tej bardzo utalentowanej artystki, ale reżyserii. I to wina poważna. Bo parokrotnie konflikt ideowy zmieniał się po prostu w konflikt między kobietami i mężczyznami i widz, wbrew intencjom autora, nabierał obrzydzenia do rajcujących bab.

Błąd drugi i niewielki: Swiridow ma na piersi dwa medale, a sztuka mówi o orderach. Błąd trzeci i najmniejszy: Lutosławska w roli sekretarki Maszy nie ma pojęcia o stenografowaniu. Poza tym jest miłą i bardzo pociągającą sekretarką.

Nie podobała mi się również zdecydowanie Danuta Korycka w roli dyrektorki fabryki włókienniczej. Grała martwo i bez wdzięku, trudno było uwierzyć w jej dyrektorskie zdolności. Była także postacią nie z tej sztuki, ale z mieszczańskiej komedii.

To samo Jasinkiewicz w roli studenta. Był zupełnie z amerykańskiego filmu.

A teraz już tylko chwalę. A więc naprzód wspaniałą parę: naczelnego technologa (Ludwik Benoit) i tkaczkę, deputowaną do Rady Najwyższej (Marię Zbyszewską). Benoit był w każdym kroku, w każdym geście doskonale naturalny, nawet pewne błędy w dykcji świetnie pasowały i wiązały się z całą postacią flegmatycznego inżyniera. I doskonałe ruszał się na scenie. Stworzył postać. Zbyszewska ze swojej bardzo trudnej roli wydobyła całą nieśmiałość tkaczki, która zostaje deputowaną, jej pewne zahamowania towarzyskie, a jednocześnie nie robiła uprzykrzonego wzoru prostackiej robotnicy. I masę miała wdzięku.

Zofia Tymowska bardzo bogato potraktowała rolę przewodniczącej rady zakładowej i żony Potapowa. Była bardzo rosyjska w wyrazie i dała swojej postaci więcej ciepła i bogatsze wnętrze, niż pozwalał się tego domyślać tekst. Może jedynie lekkiego retuszu wymagałaby scena roztkliwienia się nad mężowskimi koszulami.

Zupełnie dobry był Dytrych w roli starego robotnika, a wiemy jak trudno przychodzi naszym aktorom granie ról robotników.

Również podobał mi się Machowski. Zrobił on w ciągu tego roku ogromne postępy. Jest szczerze komiczny, a jednak umie zachować jakąś granicę i nie popada w szarżę. Jest zawsze ludzki i dlatego budzi sympatię, nawet wtedy, kiedy jest śmieszny i niemądry.

Żadna jeszcze rola Żukowskiego tak mi się nie podobała jak jego dyrektor Potapow. Do złudzenia przypominał mi jednego z moich znajomych dyrektorów wrocławskich. Miał prostotę, naturalność i przede wszystkim bardzo bogate "wnętrze". I przy tym był inżynierem. I naprawdę - dyrektorem. To także bardzo trudne.

Zupełnie przyzwoicie wykonali swoje epizody Dewoyno, Gibczyńska i Uklejówna. Dekoracje całej spółki Jędrzejewski, Lange, Przeradzka zrobione z dużym rozmachem i pomysłowe, może w pierwszej scenie zbyt amerykańskie. Kreml naprawdę jest dużo ładniejszy. Przekład dobry.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji