Artykuły

Brygada szlifierza Karhana

Sztuka czeskiego robotnika i literata, Vaszka Kani, podejmuje nową, współczesną problematykę - poświęcona jest zagadnieniu współzawodnictwa pracy. Kania jest konsekwentnym i aktywnym komunistą, o wyraźnie zarysowanym światopoglądzie, dzięki czemu jego sztuka wyraża jednolitą i zupełnie jasną Ideologię. Toteż mówi ona nie tylko o pewnej metodzie współczesnej ofensywy gospodarczej, jaką jest właśnie współzawodnictwo pracy; aczkolwiek autor nie odbiega od tego tematu (co trzeba zaliczyć na jego plus), widz podświadomie uchwytuje głębszą treść filozoficzną sztuki, mówiącą o celu życia ludzkiego, o najwyższej wartości tego życia, o jego sensie. Tym celem i tym sensem jest - w ideologii sztuki - panowanie człowieka nad przyrodą, co gwarantuje z jednej strony socjalistyczny ustrój, a z drugiej - stworzone przezeń formy zorganizowanej produkcji. Wobec tego zaś produkcja nabiera specjalnego sensu i wartości, zdolna jest porwać i natchnąć zarówno jednostki jak i zespoły ludzkie, dać im zrozumienie sensu ich istnienia na ziemi; ale oczywiście - w myśl powyższych założeń - może być mowa tylko o produkcji stapiającej się niejako z wytwórczą w uspołecznionych formach gospodarki socjalistycznej; w ustroju tym bowiem produkcja służy wytwórcy, zwiększa władzę człowieka nad światem. Tego sensu brakło w ustroju kapitalistycznym, gdzie była ona podporządkowana samolubnym interesom kapitalisty.Dlatego starzy robotnicy, wychowani w innym ustroju, nie od razu chwytają właściwy sens nowego typu wytwórczości, jej zadań i wartości. Młodzi to rozumieją, przeżywają oni ntemal mistyczne uniesienia na myśl, że wytwory Ich fabryki w dalszych, pośrednich swych skutkach poruszą nowe fabryki, zaczną pędzić pociągi i auta, tysiące nowych maszyn, kół rozpadowych, silników. I właśnie autor stara się wykazać, że współzawodnictwo pracy jest tą metodą, która nie tylko zwiększa i przyśpiesza produkcję, lecz również wychowuje i zmienia ludzi na świadomych bojowników nowego ustroju.

"Brygada szlifierza Karhana" nie jest tylko ukazaniem życia w ujęciu światopoglądu autora, lecz ma ambicje dydaktyczne, ma zapalać i pobudzać, ma wychowywać b e z p o ś r e d n i o. Dzięki temu Kania nie uniknął w swej sztuce wielu uproszczeń, zwłaszcza psychologicznych; dla zwiększenia ekspresji musiał również wprowadzić tradycyjne - bardzo zresztą umiejętnie ukryte - chwyty teatralne zwanie déus ex machina. Bo że akurat we właściwym momencie Jarka Karhan dokonał technicznego wynalazku (aczkolwiek rozumiemy jego bodźce psychiczne), to nie jest wystarczająco umotywowane; takich uproszczeń dałoby się wynaleźć więcej (np. zbyt szybkie opanowanie techniki szlifierskiej przez Tulacha, nie dość jasny sposób pobicia normy przez starego Karhana etc.).

Natomiast pod względem scenicznym, z rozłożeniem napięć dramatycznych, wyborem epizodów, operowaniem skrótami etc. autor poradził sobie doskonale, zdradził nie byle jaki nerw dramatopisarski. Stary Teatr potrafił doskonale wykorzystać te dramatyczne walory sztuki (najsłabszy prolog). Lidia Zamkow jako reżyser pokazała w tej sztuce lwi pazur. Podkreślić należy bardzo owocną w tej sztuce współpracę reżyserii z dekoratorem (Jerzy Szymański), doskonałe operowanie tłumem niezwykle staranne i przemyślane "postawienie" aktorów (każdy z nich miał zawsze odmienną pozę, miejsce, przy czym wykorzystane zostały różne poziomy konstrukcji dekoracyjnej), wreszcie żywość prowadzenia akcji oraz umiejętne kontrastowanie momentów dynamicznych i statycznych: pietyzm w opracowaniu szczegółów sprawiał, że nie było tak częstej dysproporcji w poszczególnych częściach przedstawienia. Cały zespół aktorski tym razem zagrał bardzo dobrze (choć czasem można było stonować retorykę na korzyść refleksji). Zwłaszcza dobra była trójka starych szlifierzy (Marian Jastrzębski, Stanisław Jaworski i Włodzimierz Macherski). Ale specjalną uwagę zwróciłem na Marka Wojciechowskiego. Ten młody aktor pokazał żywą ekspresję mimiczną; opanowaną grę ramion i tułowia, głos o dużej skali - a jednocześnie naturalność i jakieś ciepło wewnętrzne. Trudno oczywiście prorokować po jednym przedstawieniu, bo czasem rola po prostu "uda się", lecz wygląda na to, że Wojciechowski posiada nieprzeciętne zdolności aktorskie. Winien się tylko strzec maniery, powtarzania własnych osiągnięć, co zawsze prowadzi do rutyny. Miejmy nadzieję, ze Wojciechowski ma ambicję wielkiego aktorstwa - i że nie pozwoli się rutynować, a również że nie ulegnie pokusie takiego aktorstwa.

Pod względem technicznym i aktorskim omawiane przedstawienie jest zrobione wyjątkowo starannie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji