Artykuły

Białoszewskiego sen o przemijaniu

"Tajny dziennik" Mirona Białoszewskiego w reż. Wojciecha Urbańskiego w na Scenie Przodownik Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pisze Edyta Werpachowska w Teatrze dla Was.

Przedstawienie "Tajny Dziennik" na Scenie Przodownik Teatru Dramatycznego w Warszawie na podstawie dzieła Mirona Białoszewskiego o tym samym tytule zaczyna się jeszcze przed wejściem aktorów na scenę. Publiczność, która zostaje wpuszczona do teatralnej sali ma szansę poczuć się jak w muzeum poświęconym Białoszewskiemu. Scena jest repliką jego mieszkania z PRL-owskim tapczanem, regałem z osobistymi drobiazgami, jak książki czy płyty. Na ścianie wisi odlew dłoni autora "Zawału", pamiątki z jego życia. Już od pierwszych sekund przebywania w scenicznej przestrzeni widzowie są zapraszani do wniknięcia w wewnętrzny, osobisty świat poety.

Spektakl "Tajny Dziennik" przypomina bowiem spotkanie - swobodne, lekkie, bez narzuconej formy. Na scenie dzieje się nie za wiele - czterech aktorów (fenomenalny Michał Piela, Robert Majewski, Henryk Niebudek i Piotr Siwkiewicz) po prostu wypowiada fragmenty z dziennika Białoszewskiego. Żaden z nich nie stara się udawać poety. Są sobą, tekst artykułują bez emfazy, czasem nawet z niedbałością - tak jakby opowiadali znajomym zwykłe zdarzenia ze zwykłego życia. Akcji jest niewiele, aktorzy po prostu przekazują widzom opowieści. Cały dramat przedstawienia rozgrywa się jednak poza zasięgiem oka. Wszystko dzieje się w wyobraźni - okazuje się bowiem, że do zbudowania dramaturgii w teatrze działania nie są konieczne. Fragmenty "Tajnego Dziennika" Białoszewskiego mają taką moc, że nie potrzebują inscenizacji. Swoją prostotą porywają bardziej zajmująco niż niejedno efektowne widowisko.

Elżbieta Chowaniec, odpowiedzialna za adaptację "Tajnego Dziennika", wraz z reżyserem Wojciechem Urbańskim podołali nie lada zadaniu - z niemal tysiącstronicowego tekstu pełnego opowieści i anegdot wyodrębnili kilka historii, które w całości składają się w jeden motyw - motyw przemijania, śmierci, ulotności ludzkiego życia. Z wybranych fragmentów tekstu objawia się widzom niezwykle ciekawa postać Mirona Białoszewskiego jako człowieka pogodzonego z losem, akceptującego nieuchronność końca, przyjmującego otaczający świat, ale i siebie samego takim, jakim jest się w rzeczywistości.

Białoszewski opisuje dramatyczne wydarzenia swojego życia z niezwykłą lekkością, z której wyłania się wielki spokój i dystans. Śmierć dziadka, matki, ojca, a wreszcie swoje zawały serca opisuje bez dramatu, godząc się z nimi, przyjmując te zdarzenia jako fakty, których się nie kwestionuje. Ten spokój i akceptacja, które emanują z dziennika pisarza powodują, że przedstawienie, pomimo ciężkich tematów, o których traktuje, ogląda się niezmiernie lekko. Przypomina ono spotkanie w gronie dobrych znajomych, podczas którego, w poczuciu dużego bezpieczeństwa, można skonfrontować się ze swoimi lękami, z dystansem spojrzeć na dramatyczne wydarzenia życia.

Obraz akceptującego, zdystansowanego, ale nie pozbawionego emocji pisarza to niejedyny wizerunek Białoszewskiego, jaki ukazany został w "Tajnym Dzienniku". Urbański różnicuje figurę poety. Pisarz jawi się w przedstawieniu także jako człowiek beztroski, może nawet naiwny, na pewno ciekawy świata i potrafiący się nim zachwycać. Dobitnie pokazuje to scena wyjazdu poety do USA, podczas którego relacjonuje nocne wypady do gejowskich kin porno lub opisuje zakup egzotycznego dla niego "owocu-jarzyny" - awokado o kremowym smaku.

W "Tajnym Dzienniku" zachwyca przede wszystkim forma. Inscenizacja sceniczna tego akurat tekstu Białoszewskiego wydawała się niemal niemożliwa. Wojciechowi Urbańskiemu udało się wybrać z pośmiertnego utworu poety fragmenty, które nie dość, że są ze sobą bardzo spójne, to wydaje się, że mówią o najgłębszej z zawartych tam prawd na temat świata - by przyjmować go takim, jaki jest. Urbański mógłby ulec pokusie przedstawienia na scenie wielowątkowej opowieści z barwnymi postaciami PRL-owskich salonów. Zamiast tego skupił się na jednym, wydawałoby się mało efektownym wątku. Na szczęście - w tym wypadku zasada "mniej znaczy więcej" opłaciła się z nawiązką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji