Kiedyś łatwiej było się śmiać. Co śmieszy Ewę Pilawską?
- Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejcie!" - te słowa Gogolowskiego Rewizora są mi szczególnie bliskie - mówi Ewa Pilawska, dyrektorka Teatru Powszechnego w Łodzi, w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Chyba dlatego tak cenię francuskie komedie i ich poczucie humoru. Francuzi, jak nikt inny, potrafią ironicznie spojrzeć na siebie i swoje wady i przywary. Jednocześnie robią to z taką lekkością, dystansem do siebie i taką czułością dla swoich bohaterów, że bez poczucia winy potrafimy rozgrzeszyć ich przewinienia, a nawet ze zrozumieniem odkryć w nich cząstkę nas samych.
Podobnie, jak geniusz komedii - zakochany w Nowym Jorku, kobietach i jazzie - Woody Allen, który jest dla mnie absolutnym mistrzem. Uwielbiam jego filmy i w każdym znajduję jakąś nienachalnie wpisaną życiową mądrość. Jego autoironiczny i cięty dowcip odnajduję w kinie Juliusza Machulskiego. Uważam, że jest on w Polsce królem gatunku.
Woody AllenWoody Allen Thibault Camus (AP Photo/Thibault Camus, File)
Co kształtowało moje poczucie humoru i sposób patrzenia na komedię jako gatunek? Tacy klasycy, jak Charlie Chaplin, znakomici Jack Lemmon i Tony Curtis w "Pół żartem, pół serio", Louis de Funes, Adolf Dymsza, Bogumił Kobiela, Edward Dziewoński i jego kabaret "Dudek", Jan Kobuszewski, niezapomniane role Wiesława Michnikowskiego w Kabarecie Starszych Panów. No i oczywiście filmy Stanisława Barei.
Ale śmieszy mnie nie tylko klasyka. Na przykład serial "Artyści" Strzępki i Demirskiego, choć to taki trochę śmiech przez łzy, tragifarsa, w której mogło się odnaleźć wielu dyrektorów teatrów, także ja. Oczywiście rysunki Andrzeja Mleczki i Henryka Sawki. A ostatnio? "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie", choć to film włoski
Czasem jednak wydaje mi się, że kiedyś łatwiej było się śmiać. Śmiech był bardziej demokratyczny, a jednocześnie bardziej wysublimowany. Polska komedia ma przecież wspaniałą tradycję. Kiedy powoływałam do życia Polskie Centrum Komedii, chciałam zachęcić twórców do sięgania po ten gatunek, a publiczności pokazać, że komedia to nie tylko przeszczepione na polski grunt komedie angielskie i francuskie czy zagraniczne formaty telewizyjnych programów i seriali.
Z żalem zauważam, że w przeciwieństwie choćby do naszych sąsiadów Czechów, po okresie transformacji nie zdołaliśmy zbudować i obronić specyficznie polskiej komedii, z naszym poczuciem humoru, osadzonym w polskich realiach i pokazującej współczesne społeczeństwo. Dlatego jest o co zawalczyć. A liczba widzów, którzy odwiedzają nasz teatr, najlepiej pokazuje, że Polacy potrzebują śmiechu. I bardzo dobrze, bo ludzie bez poczucia humoru są niepokojący.