Artykuły

Film i teatr

NIECH żałuje, kto nie oglądał piątkowego programu wszechnicy TV pt. "Kiedy iluzjon stał się Kinem". Była to chyba najatrakcyjniejsza z dotąd zrealizowanych pozycji "Klubu opowieści z myszką". Ściągnięty do studia przez Jerzego Żukowskiego jeden z najstarszych polskich reżyserów i operatorów filmowych pozwolił nam przyjrzeć się z bliska czasom sprzed pół wieku, kiedy to nasza i rodzima X Muza stawiała dopiero pierwsze, nieśmiałe kroki.

A skoro już wkroczyliśmy w świat X Muzy, warto przyjrzeć się obecnej filmowej działalności naszej telewizji. Nie mam, rzecz prosta, na myśli filmów długometrażowych, przekazywanych nam jedynie za pośrednictwem szklanego ekranu, lecz rozmaite cykle i serie filmowe tworzone wyłącznie z myślą o potrzebach telewizyjnej widowni. Choćby monograficzne programy filmowe z cyklu "Portrety", poświęcone wybitnym twórcom. Nasza TV ma już w tym zakresie spory dorobek - że przypomnę m. in. portret Boya czy Sienkiewicza. Ostatnio w tym ładnie rozwijającym się cyklu zaprezentowano nam importowany z TV angielskiej program o wybitnym angielskim pisarzu, twórcy literackiego gatunku science fiction - Herbercie G. Wellsie. Była to rzecz zrobiona na ogół atrakcyjnie, skomponowana czytelnie (posłużono się tekstami Wellsa, odpowiednio je ilustrując), umożliwiająca widzom polskiemu zaznajomienie się z życiem i dziełem pij Jeśli już o twórcach mowa: osobnym miejscu trzeba odnotować kolejną pozycję z filmowego cyklu reportażowego pt. "Ludzie i zdarzenia". Owa relacją odwiedzin u Nikifora, przebywającego obecnie na leczeniu w sanatorium, wypadła bardzo ciekawie i - co tu kryć - przejmująco. Wydaje mi się tylko, że przedstawiając krynickiego mistrza i jego niepowtarzalne obrazy, należało więcej powiedzieć o nim samym i o jego specyficznej sztuce malarskiej.

PRZECHODZĄC do innej sfery filmowej działalności w TV: w ub. tygodniu wyświetlono nam reportaż filmowy pt. "Bitwa o Wał Pomorski". Była to, o ile wiem, pierwsza pozycja ze specjalnego cyklu przygotowanego przez wojskową "Czołówkę" i TV, poświęconemu najbardziej ważkim wydarzeniom z historii ostatniej wojny. Owa filmowa relacja, oparta na dokumentalnych rewelacyjnych niekiedy zdjęciach, zaczerpniętych z archiwów polskich i zagranicznych, ciekawie ujęta, zwięźle i rzeczowo skomentowana, spotkała się z niewątpliwym zainteresowaniem telewizyjnej widowni. Cały cykl zresztą zapowiada się ponoć bardzo ciekawie - z niecierpliwością czekamy zatem na następne pozycje. A przy okazji, skoro już dotknęliśmy tematyki wojskowej: żywo i barwnie wypadło kolejne piątkowe wydanie "Azymutu", ukazujące proces szkolenia wojskowych kierowców samochodowych - reportaż z wykładów, z jazdy szkoleniowej w terenie, a także z egzaminów - zafrapował z pewnością nie tylko młodych odbiorców TV. "Azymut", co miło stwierdzić, nie cierpi w przeciwieństwie do niektórych innych magazynów telewizyjnych na brak tematów, potrafi też zawsze znaleźć dla przekazywanych treści odpowiednio atrakcyjną formę. Oby tak dalej.

Wracając do spraw X Muzy na szklanym ekranie, wypada słów parę poświęcić również filmowym seriom TV o charakterze rozrywkowym. Podobno z doktorem Kilderem pożegnaliśmy się już na zawsze - takie przynajmniej doszły mnie słuchy. Pozostał za to jak, na razie, "Święty", a także "Czarownice", które nam się z powodzeniem rozwijają. Ostatnio mieliśmy okazję poznać obok matki i córki, także papę - czarodzieja. Jak z tego widać, autorom serii na inwencji nie zbywa, a telewidzowie mają na dłuższy czas zabawę zapewnioną. Zresztą rodzimi nasi twórcy też nie spoczywają na laurach. W ubiegłą niedzielę zaprezentowali nam już drugi odcinek z serii pod nazwą "Klub profesora Tutki". Przyznam się, że o ile ów pierwszy odcinek nie za bardzo mnie zachwycił (przy całej cienkości tekstu akcja była zbyt anemiczna), o tyle drugi zdecydowanie bardziej mi się spodobał. Owa zabawna historyjka o dziennikarskim wywiadzie przeprowadzonym przez profesora z kapitanem statku na temat ludożerców - miała swój wdzięk, potrafiła wciągnąć i zainteresować, w czym zresztą niemała zasługa wykonawców z Holoubkiem, Kobiela i Benoit na czele. Czekamy na dalsze niespodzianki...

POZOSTAŁA jeszcze telewizyjna Melpomena. Ubiegły tydzień pozwolił nam na nieco optymistyczniejsze spojrzenie: co prawda "Kobry" nie było, dał jednak znowu znać o sobie teatr piątkowy i poniedziałkowy - przy czym i jedna, i druga, scena wystąpiła z premierą. W piątkowy wieczór telewizja śląska przedstawiła nam mało znaną w Polsce sztukę niemieckiego dramaturga E. Töllera pt. "Wyzwolenie Wotana", której bohater jest w jakimś sensie pierwowzorem Hitlera, cała zaś akcja stanowi niedwuznaczną aluzję do wydarzeń, jakie następowały w Niemczech w okresie rodzącego szastam faszyzmu. Z tego też choćby tylko powodu warto było "Wyzwolenie Wotana" zaprezentować telewizyjnej Widowni. Przedstawienie było na ogół dobrze wyreżyserowane, zyskało też trafną obsadę aktorską. Dobrze się stało, że spektakl poprzedzono słowem wstępnym, w którym znalazły się bliższe dane o autorze i jego twórczości, a także o okolicznościach, w jakich narodził się wspomniany utwór. Wydaje się, że właśnie tego rodzaju rzeczowe informacje, a nie próbki recenzji niekiedy zaciemniające obraz, powinno się stosować przed teatralnymi spektaklami w TV.

I wreszcie premiera w teatrze poniedziałkowym. Wystawienie nieśmiertelnego, liczącego sobie blisko 90 lat "Żołnierza królowej Madagaskaru", w kapitalnej, unowocześnionej przeróbce Juliana Tuwima, ze świetną muzyką Tadeusza Sygietyńskiego - może telewizja warszawska wpisać między swoje osiągnięcia. Owa "Wesoła przygoda starowarszawska" - Stanisława Dobrzańskiego, znakomicie wyreżyserowaną przez Wandę Laskowską, mimo upływu lat nie straciła nic ze swego wdzięku i uroku. Bawiliśmy się na równi z aktorami śledząc komiczne perypetie mecenasa z Radomia. Kiedyś w tej roli występował Ludwik Sempoliński, obecnie zobaczyliśmy w charakterze Mazurkiewicza - G. Lutkiewicza. Nie zastąpił on w pełni mistrza, był jednak nieodparcie komiczny i na ogół wywiązał się z zadania na piątkę. Brylowała B. Krafftówna w roli Kamilli, dobrze wypadli bracia Damięccy, J, Jedlewska w roli Sabinki miała niekłamany wdzięk młodości - zresztą wszystkim wykonawcom, łącznie z odtwórcami epizodycznych rólek, należą się gorące brawa. A swoją drogą ów spektakl raz jeszcze wykazał, jak bardzo spragnieni jesteśmy dobrej rozrywki i z jaką wdzięcznością podobne teatralne inicjatywy potrafimy odbierać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji