Artykuły

Dwa niewypały i "Czterej pancerni"

OTRZYMAŁEM niedawno list od czytelnika tej rubryki, pana H.S. z Warszawy, który przytacza liczne przykłady lekceważenia widza i niechlujstwa w pracy telewizji systematyczne opóźnianie, zmiany programów itd.) List jest zbyt obszerny, by go tu cytować, wobec tego przekazuję go zainteresowanym na placu Powstańców Warszawy. Nie sposób jednak nie uzupełnić listy pretensji p. H.S. o przykłady z ostatnich dni. Oto np. w ub. tygodniu wiele gazet i czasopism (w tyra także i "SM") zaanonsowało na poniedziałek - na podstawie informacji TV - spektakl "Pożegnania z Marią" wg Tadeusza Borowskiego. Aliści z programu pozycja ta zniknęła. Zdarza się. Można było jednak spodziewać się w tym wypadku przynajmniej paru słów wyjaśnienia, nie mówiąc już o przeproszeniu widzów za zmianę. Zamiast tego usłyszeliśmy lakoniczny, obojetnie przez p. Pacha wycedzony komunikat mniej więcej następujące i treści: "Szereg pism zapowiedziało na dzisiaj premierę "Pożegnania z Marią". Informujemy, że spektakl ten nadamy dopiero za tydzień, 16 maja. Koniec. Kropka. Z takiego sformułowania wynikałoby, że TV w niczym nie poczuwa się do winy, do obowiązku wytłumaczenia się wobec widza, przeproszenia go, że w ogóle odpowiedzialność za wprowadzenie w błąd spada na prasę. Oto nie pierwszy już wypadek lekceważenia widza i dobrego obyczaju.

Natomiast przykładem pospolitego niechlujstwa technicznego może być katowicki program "Przy sobocie po robocie". Wyglądało na to, ze obsługa jednej z kamer dopiero podczas tego programu uczyła się swojej trudnej sztuki. Zamiast solistów prezentowała nam bądź stojącą w kulisie inspicjentkę ze scenariuszem w ręku, bądź piosenkarkę w negliżu za kulisami (na większym zbliżeniu mogło to być nawet atrakcyjniejsze od programu), a kiedy już kamerzystom udało się wreszcie jako tako skorygować obraz, to był on zamazany, nieostry, przypominał transmisję z kosmosu. I tak przez całą prawie godzinę.

To wszystko pogłębiało jeszcze bardziej nędzę tego widowiska, żenującego pod każdym względem. Zaangażowano do niego grono świetnych wykonawców, głośnych nazwisk, całość zadedykowano hutnikom, którzy akurat obchodzili swoje święto. Nie wiem, czy twórcy tego pseudorozrywkowego programu mają tak kiepskie mniemanie o gustach hutników (i wszystkich telewidzów), czy też sami uważają swój - pachnący tandetą i starzyzną - produkt za wzór tzw. "kultury masowej". Było tu co prawda parę numerów ambitniejszych, ciekawszych, ginęły one jednak w morzu staroświeckości, pseudoparodii. Pseudo, bowiem nie o parodię tu chodziło, ale o odgrzanie raz jeszcze starych "kawałków". W nie najlepszym często wykonaniu, by wspomnieć owego pana, który nie umiał nawet poprawnie zacytować wykpiwanych szlagierów, a i z polszczyzną był na bakier, czego przykładem użyta przez niego nowa forma czasownika "kwitnęły (!) bzy". Pozostaje tylko na zakończenie wyrazić zdziwienie, że wśród autorów programu znalazło się nazwisko doświadczonego fachowca - Czesława Szpakowicza.

Nie ma powodu do radości także i z okazji widowiska dramatycznego Lidii Zamkow (i w jej reżyserii) pt. "Zdobyty horyzont", napisanego na podstawie "Mata Kurta Krausa", Gustawa Morcinka. Szczerze mówiąc, był to spektakl bardzo, bardzo nieudany. Zza patetycznych żywych obrazów nie widać było ani skomplikowanej drogi, jaką przeszedł powieściowy Kurt Kraus od awanturnika do świadomego bojownika o polski Śląsk (rzecz się dzieje w czasie powstania śląskiego i na jego rocznicę została wystawiona), ani prozy Morcinka, ani w ogóle jakiejś rozsądnej koncepcji inscenizacyjnej. Poszatkowany tekst książki p. Lidia Zamkow, "wzbogaciła" o fragmenty poezji Broniewskiego, Majakowskiego, Tuwima itd.. recytowanej jak na akademii przed 15 laty. Po co? Tego nikt nie wie. Z równym powodzeniem można było wmontować w widowisko np. przemówienia Korfantego, pisma Karola Miarki i wielu innych. Na domiar wszystkiego spektakl był fatalnie grany, nawet Leszek Herdegen czuł się bardzo nieswojo w tym dziwnym, pretensjonalnym widowisku.

Na szczęście przygnębiające wrażenie po tych dwu niewypałach złagodziły nieco dwie inne, tym razem udane pozycje zeszłotygodniowego programu TV. Pierwszą byli "Żołnierze" Ernesta Brylla w reż. Kazimierza Kutza, o których obszerniej pisałem latem ub. roku z okazji premiery. Jest to wzruszające, autentyczne w klimacie widowisko oparte na listach żołnierzy frontowych II Armii WP, świetnie zagrane, sprawnie, celowo i komunikatywnie zainscenizowane. Dobrze, że je przypomniano. Drugą pozycją - rozrywkową - był kolejny program z dawno nie przypominanego cyklu "Śpiewki stare, ale jare". Tym razem zaprezentowano bukiet ludowych, najczęściej anonimowych dawnych piosenek czeskich i słowackich, w opracowaniu Józefa Waczkowa i Tadeusza Polanowskiego, a w reż. Janusza Rzeszewskiego. Łódzcy aktorzy (wśród nich parę zgrabnych i urodziwych dziewcząt) podawali je z nieudawanym temperamentem, swobodą i wdziękiem. Całość barwna, efektowna, przyjemna dla oka i ucha.

Zamiast wspomnianego "Pożegnania z Marią" obejrzeliśmy pierwszy odcinek nowej telewizyjnej serii filmowej, zrealizowanej przez Konrada Nałęckiego na podstawie popularnej książki Janusza Przymanowskiego "Czterej pancerni i pies". Jeżeli następne będą równie atrakcyjne i obfitujące w emocje i przygody - można będzie z czystym sumieniem powiedzieć, że mamy nareszcie dobrą serię telewizyjną, po fatalnych doświadczeniach np. z "Kapitanem Sową", i niepowodzeniach "Dnia ostatniego, dnia pierwszego" czy "Pereł i dukatów". Efektowna sceneria (mieliśmy nawet żywego tygrysa wśród śniegów ussuryjskiej tajgi, zgrabnie zainscenizowanej na polskim Podgórzu), zajmująca anegdota, dobre aktorstwo (świetny jest Janusz Gajos w roli Janka, sprawna realizacja - oto atuty pierwszego odcinka "Czterech pancernych". i Miejmy nadzieję, że i pozostałe I nie będą gorsze. Jedyną wątpliwość budzi koncepcja dialogów. Trzeba się było na coś zdecydować: albo na dwujęzyczność (polski i rosyjski), albo na wyłącznie polskie dialogi. Charakterystyczne zdania rosyjskie wplatane przez Rosjan mówiących cały czas po polsku wprowadzają od razu element fałszu, udawania, a nawet swego rodzaju tandety. Tego rodzaju niekonsekwencje zdarzyły się - resztą nie po raz pierwszy w polskich seriach telewizyjnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji