Artykuły

Parodie Mrożka

To niewątpliwie bardzo dotery pomysł, aby na dwóch scenach podlegających tej samej dyrekcji teatru - równocześnie grać "Wesele" Wyspiańskiego i tegoż "Wesela" parodię. Oczywiście, parodia Mrożka "Zabawa" - nie usiłuje powtarzać dramaturgicznej koncepcji "Wesela". Jest w zasadzie krótkim skeczem-groteską, więc formą dramatyczną, najbardziej ulubioną przez Mrożka. Wszystkie bowiem jego utwory sceniczne są rozbudowanymi skeczami, lub (jak np. w jedynej dotąd, pełnospektaklowej sztuce "Indyk") - całym łańcuszkiem scen skeczowych.

Teatr prezentuje "Zabawę" w charakterze jednoaktówki. Jej sceniczna realizacja trwa blisko godzinę, chociaż pomysłu starcza autorowi zaledwie na kilkanaście minut. Wtedy byłaby to niezwykle trafna parodyjka, pobudzająca do "wielkiego śmiechu". Specyficzny dowcip Mrożka mógłby wówczas zabłysnąć w całej pełni, zaś intelektualny ładunek tak skondensowanego utworu nie zostałby materią rozwodnioną. Ale - dla maszynerii teatralnej tego rodzaju migawka sceniczna nie wystarczy. Zdaje sobie z tego sprawę również i autor. Ciągnie tedy za uszy swój skecz, aby nadać mu rozmiary pożądane przez teatr. Efekt - w zetknięciu z odbiorcą na widowni - zubożony na skutek przeciągania się "akcji". Opatruję tę akcję cudzysłowem, albowiem w gruncie rzeczy "Zabawa" pozbawiona jest akcji w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Jako odpowiednik parodystyczny "Wesela", owa bezakcyjność ma swoje, zamierzone cele. Bo Mrożek w ten sposób ośmiesza "czar bezruchu", jaki dominuje w sztuce Wyspiańskiego. Posługuje się także rytmiką dialogów, tak charakterystyczną dla "Wesela". Pustosłowie osób występujących w "Zabawie" - jest próbą kompromitacji ideologicznego pustosłowia "Wesela", doprowadzonego do absurdu w ostrym, satyrycznym skrócie poprzez współczesne odpowiedniki trzech Parobków z parodii "weselnej" Mrożka. I faktycznie - ów skrót i wykrzywienia zwierciadła - mają decydować o kpiarskiej sile obrazu scenicznego. Nie decydują - gdyż rozwlekanie dowcipu w dialogach i sytuacjach - niszczy całe zamierzenie. Żądło Mrożkowej parodii grubieje, owinięte dodatkowymi dowcipami. Spiętrzony zaś dowcip traci swą przejrzystość. Wielki błysk satyryczny przeradza się w tasiemca. Rozrzedzona filozofia przypomina nudnawy referat na temat poczucia humoru, wygłoszony przez... reżysera.

A przecież Mrożek ma właśnie znakomite poczucie humoru i wręcz zaskakujące pomysły. Narodowo-parobczańskie miotanie się w poszukiwaniu zabawy, która - gdzieś musi być, choć jej w rzeczywistości nie ma - jest tu demaskatorską kanwą kpiarskiej rozprawy z mitologią "Wesela", a nawet dalszych jej przedłużeń w postawie jeszcze wielu współczesnych pogrobowców umysłowego bełkotu, złączonego z bezgraniczną wiarą w krzepę, która zastępuje logiczne działanie społeczne.

Niepowodzenie sceniczne "Zabawy" wynikło więc po pierwsze: z niepotrzebnych ambicji nadania skeczowi rozmiarów jednoaktówki - oraz, po drugie: z jakiejś demonicznej ekspresji (przy pomocy najłatwiejszego środka wyrazu) - krzykliwości i ćwiczeń gimnastycznych wykonawców. I chyba tylko bardzo wytrawne ucho wyłowiło z tekstu rytmikę chłopomańskiej "wyspiańszczyzny", zaś bardzo czujne oko odkryło pod nic nie mówiącymi ubiorami - wiejskich parobków.

Trzech wykonawców "Zabawy": Parobek B. (Ryszard Filipski), Parobek S.(Antoni Pszoniak) i Parobek N. (Andrzej Buszewicz) - uległo presji reżysera J. Biczyckiego, wzajemnie się przekrzykując. Najmocniejsze struny (więzadełka głosowe) zademonstrował R. Filipski.

Na pewno lepiej zaprezentował się drugi utwór Mrożka - "Śmierć porucznika". I to zarówno z uwagi na dramaturgię (pomimo trochę "doczepionej" części trzeciej) - jak i przez bardziej czytelne aluzje do dwóch dzieł Mickiewicza, objętych klamrą parodii - "Reduty Ordona" i "Dziadów". Tu odgrzebał Mrożek patetyczne kłamstwo wieszcza o śmierci porucznika Ordona, który miał zginąć i przejść do legendy poprzez wiersz o romantycznym bohaterze - wbrew prawdzie historycznej. Ordon bowiem żył jeszcze dość długo, jak by na utrapienie swego piewcy. Chopina Mrożka dotyka w "Śmierci porucznika" strun fałszywej poetyczności, pozy wieszcza i wszelkich uogólnień pomnikowych. Trzy części owej groteski scenicznej bezlitośnie "szargają świętości" pompatycznego romantyzmu. Nie ufajmy zbyt pięknym legendom. Niech nas nie paraliżuje stylizowany bełkot poetycki. Nie Mickiewicz staje się w utworze ofiarą śmieszności, lecz ci wszyscy - którzy chcieliby go wykorzystać jako tarczę dla propagowania bełkotu. Stąd więc pewne, niezbyt pedagogiczne zwroty "antywieszczowania" - kryją bardziej metaforyczny sens. aniżeli drwinę z osoby poety. Mrożek pokpiwa przecież z taniej, blichtrowatej symboliki.

Autorem dowcipnych dekoracji, zwłaszcza w II części "portretowej" - był Daniel Mróz.

"Śmierć porucznika" znalazła świetnego wykonawcę w roli wieszcza - Antoniego Pszoniaka. Pozostałe role grali z mniej lub więcej dozowanym komizmem: R. Próchnicka, R. Filipski, J. Jabczyński, J. Stanek, A. Buszewicz, W. Ziętarski, M. Żarnecki, S. Gronkowski, B. Cudzich i M. Błochowiak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji