Artykuły

Upiór ze sznytem

"Phantom" w reż. Artura Hofmana w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski w Gazecie Poznańskiej.

Spośród kilku musicali, które Teatr Muzyczny ma w swoim repertuarze, bez wątpienia "Phantom" to najbardziej efektowne teatralnie widowisko poznańskiej sceny.

Opublikowana w 1911 roku we Francji powieść o upiorze w paryskiej operze doczekała się w ciągu niemal stu lat wielu filmowych i musicalowych przeróbek. Największą popularność zdobył amerykański musical Andrew Lloyda Webbera z lat 80. -"Upiór w operze"; pognało go zobaczyć w 18 krajach bez mała 80 milionów widzów.

Sukcesu pozazdrościł Webberowi inny amerykański kompozytor - Maury Yeston i tak oto powstał "Phantom", czyli po angielsku "upiór". Więc mamy do czynienia z musicalową wersją wciąż tej samej historii. To melodramatyczna opowieść o straszliwie oszpeconym człowieku, który chowa swoje oblicze pod maską i ukrywa się w przepastnych lochach opery paryskiej, a potem zakochuje się w młodziutkiej śpiewaczce.

I oto teraz polską prapremierę tego musicialu (z lat 90.) przygotował ogromnym nakładem sił i środków poznański Teatr Muzyczny. Jak na musical przystało, ma

Szacunek budzą dobre głosy głównych - Christine i Macieja Ogórkiewicza - "Phantom" przynajmniej 2-3 hitowe melodie i wiele różnorodnych motywów muzycznych, udanie tworzących klimat wielu scen. Budzi szacunek orkiestrowe wykonanie, dobre głosy głównych solistów (Agnieszki Wawrzyniak - Christine i Macieja Ogórkiewicza - Eryk-upiór) i rola dawnego dyrektora opery (Daniel Kustosik).

Scenografowi udało się maleńką scenę rozdymać nad podziw, a zwłaszcza stworzyć sugestię przepastnych głębi operowych lochów. Reżyser z kolei sprawnie operuje tłumem wykonawców i zmienia sceny jak prestidigitator.

Pierwsza część jest "lekka, łatwa i przyjemna", druga, choć statyczna, bardziej zwarta i dramatyczna. No i zgodnie z zasadą melodramatu wyciska łzy, kiedy okazuje się, że istnieje (choć za kulisami) wielka miłość, wprawdzie matczyna, za to bezinteresowna, bezgraniczna i bezwarunkowa. Szkoda tylko, że z dykcją (podczas śpiewu) nie jest najlepiej i że w, finale - kiedy przysłowiowa strzelba wypala - żyrandol spada nazbyt majestatycznie.

Dla kochających operetkę i klasyczny musical - duża gratka. W ramach swoich możliwości Teatr Muzyczny osiągnął wiele: można by rzec, że upiorowi nadał należyty (czytaj: profesjonalny) sznyt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji