Artykuły

Premiera "Fabryki muchołapek". Statyczna i nudna

"Fabryka muchołapek" Andrzeja Barta w reż. autora w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Pierwsza w tym sezonie premiera Teatru Nowego była statyczna i przegadana. Szkoda, bo są w "Fabryce muchołapek" Andrzeja Barta zalążki dobrego przedstawienia.

Na konferencji prasowej Bart, dyrektor artystyczny Nowego, wyraził nadzieję, że jego "Fabryka muchołapek" wstrząśnie 16-latkami. "Spektakl szkolny" to niestety dobre określenie, bo też sam Rumkowski jest idealnym bohaterem rozprawki. Przewodniczący Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt Ghetto, nazywany Królem Chaimem Pierwszym, tyran i megaloman, zrobił z getta "małe, wzorowo prowadzone państwo", a przede wszystkim sprawnie działające przedsiębiorstwo. Czy była to strategia ocalenia (10 tys. osób!) czy forma współpracy z wrogiem? "Postać i tragiczna, i obrzydliwa, co czasami w historii się zdarza" - podsumował celnie Andrzej Garlicki.

Organizując w swojej powieści sąd ostateczny nad Rumkowskim, Bart nie chce wydać jednoznacznego wyroku. Sytuacja fabularna - rozprawa sądowa - sprzyja ćwiczeniu chwytów retorycznych. Do tego łódzkie getto, dobry punkt wyjścia do rozmów nauczycieli z uczniami o łódzkiej historii i postpamięci.

Po publikacji powieści pojawiły się zarzuty, że przeestetyzowanie "Fabryki muchołapek" odwraca uwagę od traumatycznej przeszłości i doświadczenia granicznego, a nadmiar literackich tropów prowadzi do bagatelizacji tematu. Jakby odpowiadając na nie, Bart wplótł w spektakl autentyczne świadectwo osób, które w łódzkim getcie były, fotokopie dokumentów, zdjęcia - "żeby uświadomić młodzieży, że to się działo naprawdę".

Problem w tym, że widz oczekiwał od "Fabryki" czegoś więcej niż dosłownego przeniesienia na scenę powieści. Spektakl jest statyczny i nudny (na wezwanie Sędziego: "Kto ma ochotę się zdrzemnąć, może to uczynić", gdzieniegdzie zachichotano). Dobrych pomysłów reżyserskich, jak próba opowiedzenia o dobrodziejstwach Rumkowskiego w formie operowej arii, wodewilowy występ dziewczynki z getta czy demoniczne wejście Hansa Biebowa, jest jak na lekarstwo. Próbą dynamizacji było wykorzystanie drugiego planu - w tle rozgrywają się sceny zbiorowe, niektóre bardziej udane, jak taniec z pustymi talerzami, inne mniej, niektóre wykorzystujące potencjał chóru (słynne przemówienie Rumkowskiego wygłoszone podczas Wielkiej Szpery). Po pewnym czasie zbyt przewidywalne, by skupiały na sobie uwagę widza. Niewykorzystany został potencjał oświetlenia, a warstwa dźwiękowa nie pasuje do spektaklu.

"Fabryka Muchołapek" nie urzeka też aktorsko. Świetny jest Wojciech Bartoszek w roli Sędziego, który, zabawne, wygląda jak Karol Marks. Rolą Bogumiła Antczaka (zamkniętego w metalowej klatce Rumkowskiego), jest głównie wyglądanie (w wizji Barta prezes się nie broni), podobnie - niestety - Lucyny Szierok (Dora). Wśród kobiecych postaci wyróżnia się wyniosła Arminia Schtolz w charakternej interpretacji Mirosławy Olbińskiej. Przekonująco wypada też Marek Lipski jako oskarżyciel. Pozostałe role zdominowały sztuczność i deklamatorstwo.

Natalia Kitamikado, uczennica Borisa Kudlicki, zaprojektowała bogatą w znaczenia scenografię. Metalowa, industrialna konstrukcja kojarzy się i z plątaniną schodów z więzień Piranesiego, i z labiryntową, kafkowską przestrzenią (powieść Barta porównywano do "Zamku" i "Procesu"), ale też fabryką - technicyzacją, racjonalizacją i "przemysłem Holokaustu". Po czerwonym dywanie są wprowadzani świadkowie: Janusz Korczak na wózku inwalidzkim, Adam Czerniaków (przewodniczący warszawskiego Judenratu, który popełnił samobójstwo), potępiająca ideę Judenratów filozofka Hannah Arendt, Dawid Sierakowiak, autor dziennika z Litzmannstadt Ghetto.

"Fabryka" dobrze się wpisuje w lokalną odnogę repertuaru Nowego, zapoczątkowaną przez Zdzisława Jaskułę.

Szkoda, że za reżyserię nie zabrał się ktoś inny. Borys Lankosz, który miał zrealizować filmową "Fabrykę muchołapek" na podstawie scenariusza Barta, zrezygnował podobno dlatego, że Bart chciał mieć za duży wpływ na całokształt.

Najmocniej oddziałuje na widza czarno-biały film, który kończy spektakl. Zamiast Spielbergowskiej dziewczynki w czerwonym płaszczyku, główną rolę gra w nim dziewczyna w czerwonej sukience.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji