Artykuły

Dominik Nowak: Walczymy o nowych widzów

- Wciąż staramy się pozyskać nowych widzów, choćby studentów słupskiej uczelni. Nie jest łatwo, ale walczymy o tego młodego widza. Nie tylko, by chodził do naszego teatru, ale też, by po ukończeniu studiów pozostał w tym mieście - z Dominikiem Nowakiem, dyrektorem Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku, rozmawia Gabriela Pewińska z Polski Dziennika Bałtyckiego.

Nowy Teatr rozpoczął sezon od tournée do Sopotu i Wejherowa. Odbyły się tu drugie premiery słupskiej sceny, w Sopocie - "Nocnego autobusu", w Wejherowie - "Dwojga biednych Rumunów mówiących po polsku".

- Mamy już za sobą podobną koprodukcję z Teatrem Nowym w Krakowie, z którym zrealizowaliśmy spektakl "Las Villas". Taki teatralny pomost ciekawie funkcjonuje przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze ze względów finansowych, gdy dwie instytucje ponoszą wspólne koszty wystawienia spektaklu. Po drugie, Nowy Teatr funkcjonuje w niewielkim mieście, w którym z 80 proc. potencjalnych widzów progi teatru przekracza ledwie 5 proc. Tak więc w samym Słupsku obejrzy nasze spektakle niewiele osób, a gdy zagramy je w innych miastach, tytuł dłużej utrzyma się na afiszu. Stąd pomysł. "Nocny autobus", zrealizowany przez reżysera z Sopotu, Tomasza Kaczorowskiego, dzięki pomocy stypendium marszałka województwa miał swoją drugą premierę w sopockim Teatrze Boto. Co do współpracy z Wejherowem, adres wydawał nam się oczywisty. Dorota Masłowska, autorka sztuki, jest wejherowianką. Uważam, że jej twórczość to propozycja konieczna w teatralnym repertuarze pomorskim.

Co jeszcze w tym sezonie?

- Przed nami "Biedermann i podpalacze" Maksa Frischa w reżyserii Torstena Münchowa. To będzie współpraca niemieckiej ekipy realizatorów z zespołem Nowego Teatru. Dla nas - kolejne doświadczenie. Premiera w grudniu, a potem tournée do Hamburga i Flensburga. W walentynki - "Seks dla opornych" Michele Riml, czyli propozycja rozrywkowa dla wszystkich, na małej scenie, w mojej reżyserii. Na wiosnę - komedia muzyczna "Dajcie mi tenora", a w wakacje rozpoczną się przygotowania do wystawienia "Pana Tadeusza". Mam nadzieję na familijny spektakl, sentymentalną baśń, przypowieść o świecie, który odchodzi.

W styczniu teatr rozpocznie cykl "Projekt Słupsk".

- To seria debat, poruszających kwestie tożsamości mieszkańców Słupska. Jeden z przedstawionych tu, zaangażowanych społecznie tematów stanie się kanwą spektaklu, który po wakacjach wystawimy na Dużej Scenie. Liczymy na udział i kreatywność słupszczan. Wśród poruszanych kwestii będzie choćby postać Przemka Czai, 13-letniego kibica, który 20 lat temu poniósł śmierć w wyniku zamieszek między kibicami a policją. To sprawa wciąż w tym mieście żywa. Najwyższy czas, by ostudzić emocje i spojrzeć na tamte wydarzenia z perspektywy nowego pokolenia, z dystansu. To, wbrew pozorom, historia bardzo teatralna, w której wszyscy są pokrzywdzeni, bo zginęło niewinne dziecko. Kolejna debata poświęcona będzie czarownicy Trinie Papisten, która funkcjonuje tu w dość cepeliowym wymiarze. My będziemy chcieli pokazać, jak była to ciekawa postać, jej oblicze - symbol, fenomen kumulujący kontrasty różnego spojrzenia na świat. To też opowieść o kobiecie i jej roli w życiu społecznym.

Jak zaistnieje w nowym sezonie patron teatru, Witkacy?

- Będzie kolejnym tematem planowanych przez nas dyskusji - "Witkacy w Słupsku".

Cóż to za osobliwe zjawisko! Wielu nie może się nadziwić, jak to się stało, że właśnie Witkacy opanował to miasto! Murale, billboardy, przystanek autobusowy, autobusy oklejone reprodukcjami jego dzieł - dlaczego to wszystko tu kręci się wokół Witkacego?

- Tożsamość Słupska - poprzez największą kolekcję prac tego wybitnego artysty w naszym muzeum - została zdeterminowana Witkacym. Jest tu jednym z mitów.

Jaki wizerunek słupskiego teatru Pan buduje?

- Chciałbym, by był to nowoczesny teatr repertuaru środka. Teatr otwarty na oczekiwania lokalnej społeczności. Z drugiej strony zależy nam, by na tym lokalnym małym poletku stworzyć teatr rozpoznawalny w całej Polsce, by przynajmniej część jego repertuaru była okrętem flagowym, który to miasto promuje i buduje jego wizerunek jako miejsca kultury nowoczesnej.

Niepokojące jednak, że tylko 5 proc. słupszczan przychodzi do teatru.

- Mówimy o ludziach, którzy zaglądają do nas z własnej inicjatywy. Prócz tego mamy oczywiście publiczność zorganizowaną, ona nabija frekwencję. Wciąż staramy się pozyskać nowych widzów, choćby studentów słupskiej uczelni. Nie jest łatwo, ale walczymy o tego młodego widza. Nie tylko, by chodził do naszego teatru, ale też, by po ukończeniu studiów pozostał w tym mieście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji