Rewizor - spotkanie dwóch pokoleń
Choćby tylko dlatego warto obejrzeć ostatnią premierę w Teatrze Dramatycznym. Reżyser przedstawienia, Andrzej Domalik, wpadł na tyle odważny, co świetny pomysł, by dwie najważniejsze role obsadzić aktorami dwóch różnych pokoleń. Janusza Gajosa, grającego Horodniczego, i Macieja Stuhra, jako domniemanego rewizora, dzieli nie tylko wiek, ale też lata świetlne doświadczeń.
Maciej Stuhr swoje najważniejsze role filmowe zagrał jeszcze jako student. Stał się szybko idolem swoich rówieśników. Jednak to debiut teatralny na deskach Teatru Dramatycznego w stolicy mógł być dopiero poważnym sprawdzianem umiejętności aktorskich absolwenta krakowskiej szkoły teatralnej. I ten sprawdzian wypadł doskonale. Komplementy pod adresem Janusza Gajosa, szczególnie po ostatnich dokonaniach artystycznych, byłyby banałem.
Obydwie role ewoluują na scenie. Miejscowy kacyk czuje się zrazu bezkarny. Ma świadomość, że w misternie funkcjonującej, stworzonej przez niego machinie, opartej na donosicielstwie, korupcji i zastraszaniu, jego łajdactwa nigdy nie wyjdą na jaw. Wiadomość o przyjeździe rewizora, który zatrzymał się w hotelu incognito, ten spokój bezpowrotnie burzy. Jedyna nadzieja, że nawet najwyższego urzędnika państwowego da się ułaskawić kopertą. Pozostaje tylko kwestia wysokości łapówki.
Młody utracjusz, tym razem w poważnych opałach, zanim stawi się spłukany przed obliczem surowego ojca, próbuje jeszcze sprytem i wdziękiem wyłudzić od hotelarza jakąś marną strawę i nocleg w obskurnym pokoju. I nagle w tej mizerii otwiera się przed nim świat i splendorów i cudze portfele, z których sypią się jak z rogu obfitości upragnione rubelki. Bowiem każdy z miejscowych notabli chce z rewizorem ubić własny interes. Nic to, że naiwny oszust próbuje tłumaczyć, że biorą go za kogoś innego, przekonany, że za chwilę znajdzie się niechybnie w więzieniu. Ale któż by wierzył temu spryciarzowi, który udaje nędzarza! Szybko więc młody Chlestakow pojmuje, że otwierają się przed nim drzwi do sezamu, z którego zaczyna czerpać pełną garścią. Jest w tym zresztą rozbrajająco beztroski, ponosi go fantazja, a jego nieprawdopodobne przechwałki zwalają z nóg (dosłownie) prowincjonalną elitę.
Zaletą przedstawienia jest umiar w kreśleniu jakże znanego nam i dziś, zdemoralizowanego do cna środowiska. Nie wiemy wprawdzie, czy bardziej szokuje nas głupota, czy podłość notabli, ale każdy z przedstawicieli tej grupy to nie tylko karykatura, ale postać z krwi i kości, postać tyleż groźna, co żałosna. Domalik wydobywa z tekstu Gogola dramat społeczeństwa zdegradowanego i skazanego na takie elity, na jakie zasługuje. Skazanego, bo niezdolnego uwolnić się od zachłanności, próżności, strachu przed aparatem władzy, który wciąż jawi się jako wszechmocny. Gogol zresztą nie zasługuje na płaskie inscenizacje. Wielu krytyków nazywa go wręcz poetą, a na pewno jest jedną z najbardziej zagadkowych i największych postaci literatury rosyjskiej. Rówieśnik Słowackiego, żył tylko trzy lata dłużej niż nasz romantyczny wieszcz, nie doczekawszy nawet swoich czterdziestych trzecich urodzin. Spalał się w dążeniu do perfekcji, wiele swoich rękopisów niszczył, bo nie wystarczał mu realistyczny opis rzeczywistości. Duchową pustkę i plugastwo tak zwanych elit chciał podnieść do rangi metafory państwa, a może nawet świata. "Rewizora" napisał w ciągu dwóch miesięcy, a miał wtedy dwadzieścia sześć lat. Niezadowolony z realizacji teatralnych swego utworu, traktowanego często wodewilowo, zaopatrzył tekst sztuki we własne uwagi dotyczące przyszłych inscenizacji. Podkreślał wieloznaczność postaw swoich bohaterów, a nade wszystko te cechy, które niemal każdy z nas może znaleźć także w sobie.
Andrzej Domalik idzie, jak się zdaje, tym właśnie tropem. Toteż, gdy pod koniec spektaklu padają z ust Horodniczego słynne słowa: "Z kogo się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie!", widzowie czują ciarki na plecach.
"Rewizor" w Dramatycznym to przedstawienie poruszające, tak dalece, że przez chwilę zapominamy, że jest to przede wszystkim koncert gry aktorskiej, w którym do mistrzów dołączył cały zespół.